niedziela, 26 lipca 2015

3. Nie jestem jakimś dzieciakiem i nie potrzebuję niańki.





Thomas

Wstał tak jak każdego dnia. Bo przecież musiał iść na trening. Nie bardzo chciał, ale musiał się wywiązywać z podpisanego kontraktu. Nie rozumiał, dlaczego jego Amerykańscy koledzy tak zachwalali się grą w Polsce. Był to zwykły kraj, taki jak każdy inny. A może po prostu to on nie umiał się tutaj zaaklimatyzować? Musiało być coś w tym kraju, skoro każdy tutaj grać. Każdy kolega z reprezentacji go namawiał, aż w końcu się skusił. Tylko nie rozumiał tego, dlaczego nie potrafił zrozumieć tutejszego życia, skoro one praktycznie nie różniło się od tego w Ameryce. Czy tu chodziło po prostu o tę aklimatyzację? Czy może tęsknił za swoimi bliskimi, których miał na co dzień, kiedy grał w lidze uniwersyteckiej. Kiedy powiedział wszystkim, że będzie grał w Polsce, w drużynie mistrza kraju każdy mu zazdrościł, a starsi koledzy bili brawo i gratulowali. Przecież to jedna z najsilniejsze lig świata, rozwiniesz się tam - mówili. Jednak jemu to widocznie nie odpowiadało. Zastanawiał się nad tym każdego ranka, kiedy brał prysznic, aby zmyć trudy nieprzespanej nocy. Tym razem było tak samo. Prysznic, śniadanie i pakowanie torby na trening. Przed wyjściem jedynie zmierzwił swoje, jeszcze wilgotne, włosy i spryskał ciało jedną z lepszych wód toaletowych. 

-Trenerze, przepraszam za spóźnienie. - powiedział do gabinetu Kowala obmyślając szybką wymówkę spóźnienia. - Wiem, że byliśmy umówieni pół godziny temu, ale korek był. 
-Spokojnie, spokojnie. - wskazał dłonią na krzesło. - Usiądź proszę. - poczekał aż usiądzie. - Jak tam Twoje sprawy? Już lepiej czujesz się tutaj? W Polsce, w Rzeszowie?
-Trenerze, wie pan jaka jest sytuacja. - westchnął. - Staram się, ale jakoś nie bardzo mi to wychodzi. 
-Może wyszedłbyś z kimś do jakiegoś klubu, poznał tam znajomych? - trener odwrócił się w jego stronę. - Wiesz, znam osobę, która mogłaby Ci pomóc..
-Trenerze, do cholery, nie jestem jakimś dzieciakiem i nie potrzebuję niańki. - krzyknął. - A teraz mogę już iść? Za piętnaście minut zaczynamy trening.
Kowal kiwnął głową, a on wyszedł z jego gabinetu jak oparzony. Nie przeprosił nawet dziewczyny, na którą wpadł przy drzwiach. Nawet nie zwrócił na nią uwagi. Szybko pognał do szatni, aby przygotować się do treningu.


Antonina

Wstała jak każdego ranka. Rozejrzała się po pokoju i spojrzała na zegarek. Dochodziła godzina siódma minut trzydzieści. Wiedziała, że nie musi się spieszyć na autobus, bo jej ojciec miał tego dnia wolne. Weszła do łazienki i przeczesała swoje rude włosy, po czym spryskała je lakierem, aby niesforne kosmyki zajęły odpowiednie dla siebie miejsce na jej głowie. Zrobiła delikatny makijaż i ubrała swoją ulubioną kraciastą koszulę i dopełniła strój czarną spódnicą. Miała dzisiaj jeden cel. Spotkać się z trenerem Kowalem i poprosić go o to, aby dał jej szansę na próbę zmiany tego niesfornego gracza. Nie miała pewności czy to się uda, ale chciała pomóc ojcu. Zeszła do kuchni, gdzie czkało na nią śniadanie. 
-Tato, ja dzisiaj nie zjem z Tobą, jestem już spóźniona. - znów skłamała, ale nie mogła powiedzieć o co chodzi, chciała zrobić ojcu w pewnym sensie niespodziankę. Pochwyciła jabłko i kluczyki od jego auta, po czym musnęła jego policzek. - Zjem sobie jabłko, ale obiecuję, że obiad zjemy razem. Smacznego. 
I już jej nie było. 

Zatrzymała się pod Podpromiem. Przywitała się z panem Zbyszkiem i pognała w stronę gabinetu Kowala. Dochodziły z niego jakieś krzyki, ale nie chciała podsłuchiwać, dlatego stanęła nieco dalej. Przecież to nie były jej sprawy. Lecz kiedy tylko drzwi się uchyliły podeszła bliżej i o mały włos nie została staranowana prze... Rzeźkiego! Był zdenerwowany i w tym momencie żałowała swojego dobrego wychowania, bo gdyby podsłuchała o co chodzi to wiedziałaby dlaczego wychodził takie zdenerwowany. 
-Och, dzień dobry Antosiu. - trener Kowal gestem ręki zaprosił ją do środka. - Co Cię do mnie sprowadza?
-Dzień dobry Panie Andrzeju. - uśmiechnęła się i usiadła na krześle. - Chciałabym pomóc. Widzę, jak tato zamartwia się sprawą tego zawodnika, co nie potrafi się zaaklimatyzować, jak to chłopaki mówili.. Rzeźkiego. 
-Rzeźkiego? - trener zaśmiał się. - Rozmawiałaś z Igłą? To jest Thomas Jaeschke. I nie rozumiem jak chciałabyś pomóc. 
-Po prostu nie chcę, żeby mój tato się martwił. Z tego co wiem, to on namawiał Was, żebyście podpisali z nim kontrakt i teraz, że tak powiem, czuje się winny tego, że on jest taki jaki jest.. I chciałabym pomóc, przede wszystkim mojemu ojcu. Słyszałam, że to naprawdę dobrze zapowiadający się młody gracz, ale tutaj coś nie potrafi tego pokazać. 
-Antosiu, to już nie zależy od nas. - westchnął siadając naprzeciw niej. - Już próbowałem go z kimś zapoznać, wiesz? I chyba widziałaś jak to się skończyło. 
-Proszę mi pozwolić. Nie będę się narzucała jego osobie, ale chcę spróbować. - uśmiechnęła się. - Poproszę o pomoc Bartka i Fabiana, oni minie odmówią. Zaproszą go do jakiegoś klubu, poradzimy sobie. 
-No dobrze, niech będzie. Ale jak Ci się to nie uda to proszę Cię, nie mieszaj się po raz kolejny w to. 
-Dobrze, jak mi się nie uda to nie będę się w to mieszać. Dziękuję bardzo. - posłała w kierunku Kowala uśmiech i zadowolona wyszła z jego gabinetu. Teraz musiała tylko poczekać aż chłopaki skończą trening. 

Bartek ze zdziwieniem patrzył się na siedzącą Antosie na krzesełkach przed szatnią. Stanął przed nią i szeroko się uśmiechnął.
-Kochanie, nie musiałaś aż tutaj po mnie przyjeżdżać. - poruszał zabawnie brwiami, ale jej nie było do śmiechu.
Nie kochaniuj mi tutaj, Kurek. - westchnęła. - Mam do Was sprawę. 
-Słuchamy Cię uważnie. 
-Ale najpierw może idźcie się wykąpać, bo jedzie od Was jak od jakiś szczurów. - pomachała dłonią przed nosem. 
-A wtedy się ze mną umówisz? - Kurek mrugnął okiem otwierając drzwi do szatni.
-Spadaj Kurek, bo w nieskończoność nie będę na Ciebie czekała. - zaśmiała się siadając z powrotem na krzesełku. 
Nie minęło nawet dwadzieścia minut, a Kurek już siedział obok niej. Nieco się zdziwiła, bo wiedziała jak długo potrafi on przesiadywać pod prysznicem.
-No to gdzie mam Cię zabrać na randkę? - objął ją ramieniem siadając obok na krześle.
-Ej, ej.. Daruj sobie. - mruknęła, po czym szeroko się uśmiechnęła i spojrzała wprost w jego tęczówki. - Chyba, że chcesz, aby Twoi koledzy dowiedzieli się jak Bartosz Kurek krzyczy i trzęsie się ze strachu przy oglądaniu dennego horroru, który był bardziej zabawny niżeli straszny.
-To jest szantaż, nie uczyli Cię, że tak nie wolno się zachowywać? - wymruczał pod nosem zabierając rękę z jej ramion.
-Dobra gołąbeczki, co tam knujecie? - z szatni wyszedł Drzyzga pocierając dłonią o dłoń. - W czym mam Wam pomóc? Jeżeli tak bardzo chcecie to już zorganizuję Wam tą randkę.
-Czy Wam wszystkim odbiło? - zaśmiała się wstając. - Sprawę po prostu do Was mam. Odprowadzę Was do samochodów to opowiem Wam co i jak.
-Mi się fajnie siedzi, więc albo tutaj nam opowiesz, albo w ogóle. - Kurek westchnął. No tak, przecież on zawsze miał problemy. Jak po treningu usiadł to ciężko było mu wstać.
-Oh, no dobra, leniu. - wzruszyła ramionami. - Chcę pomóc Waszemu trenerowi, a w szczególności mojemu ojcu. Wiecie jaka jest sytuacja z Thomasem..
-Uuuu, popatrz Kuraś, już nawet zna jego imię. - Fabian zaśmiał się, rzucił torbę treningową na podłogę i usiadł na krzesełku.
-Zamknij się. - mruknęła spoglądając na niego morderczym wzrokiem. - Proponuję dziś imprezę w Nitro.
-A co my mamy do Twojej imprezy? - znudzony przyjmująco-atakujący ziewnął.
-Po prostu chcę, abyście zaprosili na nią swojego amerykańskiego kolegę, dalej sobie dam radę bez Waszej pomocy, ciołki.
-Ale on nie chce z nami wychodzić, to co mamy zrobić? Zmusić go?
-Boże, jakie Wy macie problemy. - złapała się za głowę. - To już Wasza inicjatywa musi wyjść z pomysłem jak go tam zaciągnąć, ale ma tam być. W końcu po coś zawaliłam dzień na uczelni, nie?
-Tośka, Tobie na prawdę wpadł on w oko. - rozgrywający poruszał brwiami, za co znów został zgromiony wzrokiem.
-Widzimy się o dwudziestej przy wejściu, ok?
-A mogę chociaż po Ciebie wpaść? - momentalnie z krzesła zerwał się Kurek. - Więc będę o dziewiętnastej trzydzieści.
-Nie zgodziłam się na to, ale skoro tak Ci zależy to spoko. - westchnęła kierując się w stronę wyjścia. - A i jeszcze jedno. Możecie wziąć kogoś jeszcze, żeby nie wyglądało to trochę głupio. I nie zapomnijcie o Thomasie, proszę Was.
W geście zgody dwójka siatkarzy kiwnęła jedynie głowami. Na parkingu rozeszli się do swoich samochodów i każde odjechało w swoją stronę.





InaccessibleGirl: Mamy część trzecią. ;). Tutaj już nieco więcej Thomasa. ;D. Teraz mogę powiedzieć, że rozdziały będą dodawane co tydzień - w każdą niedzielę. Niedziela to taki fajny dzień, wolny dzień. :D 
Aaaa, i jeszcze jedno! Wczoraj Pit miał swój dzień. Tak więc najserdeczniejsze życzenia, dużo szczęścia, miłości i wytrwałości na nowej drodze życia dla Oli i Piotrka! ♥ ♥ To jest para idealna. *-*



środa, 22 lipca 2015

2. Tośka, widzę, że ktoś wpadł Ci w oko.




Ten miesiąc wakacji i nic nierobienia minął jej niczym mrugnięcie powiekami. Nie lubiła nic nie robić, ale w wakacje cieszyła się, że ma taką możliwość. Cały wrzesień przesiadywała na tarasie, piła ciepłą herbatę i czytała książki. Tak, zdecydowanie lubiła czytać książki. A teraz znów musiała przywyknąć do monotonii codzienności i codziennego przebywania na uczelni. Z jednej strony cieszyła się, bo znów mogła być wśród swoich kolegów, wśród swoich rówieśników. Z drugiej jednak strony nie będzie miała zbyt wiele czasu dla siebie. Przecież znów pochłonie ją nauka, wykłady, ćwiczenia i egzaminy. Z tego wszystkiego chyba najbardziej obawiała się tego ostatniego.

Pierwszy dzień na uczelni nie był tak bardzo ciężki. Po wszystkich zajęciach wróciła do domu. Nie była zmęczona, wręcz przeciwnie. Dlatego przygotowała obiad dla siebie i ojca. Zaparzyła herbatę i rozsiadła się na tarasie z książką w rękach. Tym razem padło na Trzy metry nad niebem. Lubiła tego rodzaju książki, dlatego w biblioteczce miała praktycznie same romanse. Wierzyła w to, że i ją kiedyś spotka taka prawdziwa miłość, jak z książki czy filmu.
-Tosiu, Ty jak zwykle czytasz. - przestraszyła się, bo nie słyszała jak wchodził do domu.
-Przecież wiesz, że lubię czytać. - zaśmiała się. - Chodź, odgrzeję obiad i zjemy.
Jadali wspólnie kiedy tylko to było możliwe. Jednak jej ojciec tego dnia był jakiś inny, zmartwiony jeszcze bardziej. Nie chciała pytać, wyciągać z niego informacji, ale nie chciała również, aby się martwiał i smucił.
-Mamy dzisiaj ostatni sparing przed rozpoczęciem sezonu. Może chciałabyś pójść? - przerwał tę nieszczęsną ciszę.
-W sumie to czemu nie. - uśmiechnęła się i zebrała talerze ze stołu. - I tak mam dzisiaj już wolne popołudnie.
Ojciec tylko się uśmiechnął i wyszedł. Tak, zdecydowanie zamartwiał się jeszcze bardziej niż ostatnimi czasy. Od razu to zauważyła.

Nie była wielkim znawcą siatkówki. W sumie gdyby nie to, że jej ojciec jest sponsorem klubu ze stolicy Podkarpacia to nawet nie chodziłaby na mecze. Ale nie chciała robić przykrości ojcu. Na parkingu spotkała kilku zawodników. Jako, że jej ojciec musiał być wcześniej, to ona postanowiła posiedzieć w samochodzie i wyjść o odpowiedniej da siebie godzinie. Najchętniej to nie szłaby w ogóle, ale przecież obiecała już ojcu, że przyjdzie.
-O cześć Tosiek. - krzyknął niejaki Piotrek.
-Nie Tosiek, tylko Tośka. - mruknęła. Nikt nie wkurzał jej tak bardzo jak Nowakowski. Od pierwszego spotkania nie pałała to niego optymizmem. - I nie cześć, tylko dzień dobry.
-Coś Ty taka nie w sosie? - objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.
-Może po prostu nie lubię Cię i nie chcę przebywać w Twoim towarzystwie?
-Ależ kochaniutka, mnie każdy lubi. - wyszczerzył się jakby wygrał milion dolarów. - Igła mnie lubi, Fabian mnie lubi, Alek mnie lubi, a Bartek to już w ogóle mnie kocha!
-A ja Ciebie nie lubię i proszę Cię, zostaw mnie w spokoju. - oddaliła się od niego i czym prędzej weszła do budynku.
-Tośka, nie przejmuj się nim, on po prostu chce się wkupić w Twoje łaski. - Fabian wraz z Bartkiem dogonili ją.
-To coś kiepsko mu to wychodzi, bo za każdym razem jak go tylko widzę to od razu mam ochotę go rozszarpać. - mruknęła siadając na krzesełku.
-Poczekaj na nas po meczu, może na kawę jakąś pójdziemy? - Bartek szeroko się uśmiechnął i puścił oczko. Kiwnęła jedynie głową na znak zgody i od razu poszła zająć swoje miejsce na sali.

Po meczu od razu wyszła na zewnątrz. Pożegnała się z ojcem i usiadła na ławeczce w oczekiwaniu na swoich znajomych. Jednak w głowie miała zupełnie co innego. Nie potrafiła wyrzuć z myśli widoku jednej osoby. Niby był z drużyną, a jednak go nie było. Nie znała go, ale widziała po nim, że jest mu źle, że jest mu źle w Polsce, wśród jego kolegów z drużyny. Nie wiedziała dlaczego i w sumie nie chciała się dowiedzieć. Jednak była pewna, że to właśnie przez niego ojciec się tak martwi.
-Już jesteśmy. - krzyknęli chórem. Oprócz Bartka i Fabiana dostrzegła jeszcze Dawida.
-Kto to jest? - kiwnęła głową wskazując na danego osobnika.
-To? Jest Rzeźki, jakby to Igła ujął. - Bartek zaśmiał się, a razem z nim pozostała dwójka. - Ale nie bierz się za niego, jest dziwny, a tutaj masz popatrz jakie byczki.
-Daj spokój, Kurek. - zaśmiała się. - Może zaprosimy go?
-Wiesz co, nie martw się nim, on i tak nie pójdzie. - Drzyzga wzruszył ramionami. - A poza tym nie jest polakiem, więc nie polecam.
-Dobra, zejdźcie już z niego. - mruknęła i ruszyła w stronę kawiarni. - Chodźmy.
-Uuuuuuu, Tośka, widzę, że ktoś wpadł Ci w oko.
-Dryja, Ty też zaczynasz? - warknęła obracając się w ich stronę. - Wiecie co, odechciało mi się tej kawy i wszystkiego. Walcie się.
-Ej no, Tosia! - krzyknęli i podbiegli do niej.
-Dajcie spokój, źle się czuję. Umówimy się na tę kawę innym razem. - pomachała im i z udawanym uśmiechem ruszyła w stronę przystanku autobusowego.

Do domu dotarła pierwszym autobusem, który przyjechał. Rozejrzała się i w salonie zobaczyła ojca. Siedział na kanapie i wpatrywał się w gazetę. Podeszła i usiadła obok niego.
-Miałaś przecież iść na kawę. - momentalnie odłożył gazetę. - Co się stało?
-Nic, nic. Po prostu głowa mnie boli i nie chciałam zanudzać chłopaków swoją osobą. - skłamała, choć nigdy tego nie robiła. - Tato, mogę Ci jakoś pomóc?
-Córeczko, to już nie zależy ode mnie, a tym bardziej od Ciebie. To on nie potrafił się tutaj zaaklimatyzować.
-Może jednak mogę coś dla Ciebie zrobić? - nalegała,
-A co Ty możesz zrobić? - westchnął. - Znaleźć mu rozrywkę tutaj, znajomych? To on nie chce się dać poznać i nie chce nikogo poznawać.
-Coś wymyślę, tato. Tylko musisz mu o tym powiedzieć. - musnęła jego policzek.
Uśmiechnięta wstała i zniknęła na schodach prowadzących na piętro. Zamknęła się w pokoju i położyła. Nie myślała teraz o tym, że musi się przebrać w piżamę. Teraz jej głowę zaprzątały myśli o tym, co może zrobić aby ten chłopak, jak to Bartek powiedział, Rzeźki, znalazł tutaj w Rzeszowie swoje miejsce i w końcu poczuł się tutaj jak w domu. Chciała przecież jakoś pomóc ojcu.





Inaccessiblegirl: Z dwójką poszło mi szybko. Muszę się przyznać, że rozdziały do tej historii pisze mi się bardzo lekko,                                 aż dziwi mnie to! ;D. Te początkowe rozdziały nigdy nie są ciekawe, ale już niebawem będzie tutaj o                                     Thomasie, daję Wam słowo. ;). 



niedziela, 19 lipca 2015

1. Poradzisz sobie, wierzę w to.






Otwiera oczy tak jak każdego ranka. Kilkakrotnie mruga powiekami i rozgląda się po pokoju. Ściany nadal mają ten sam, lawendowy kolor, szafa nadal stoi w rogu i jest w kolorze jasnego dębu. Tak, to jest jej pokój, jej pokój w rodzinnym domu na przedmieściach Rzeszowa. Wreszcie wróciła do domu, po dwumiesięcznych, zagranicznych praktykach. Z szerokim uśmiechem zeskoczyła z łóżka. brała się, swoje rude włosy związała w kitkę i zrobiła delikatny makijaż.

Weszła do kuchni, aby sprawdzić co to za cudowny zapach dobiegał do jej pokoju. Nie myliła się. Ojciec stał przed kuchenką i smażył jej ulubioną jajecznicę.
-Już wstałaś? Myślałem, że dzisiaj zrobię Ci niespodziankę i przyniosę Ci śniadanie do łóżka. - zaśmiał się.
-Nie trzeba tatusiu, wystarczy mi to, że usmażyłeś mi tą pyszną jajecznicę. - klasnęła w dłonie i usiadła przy stole kładąc na nim koszyk ze świeżym pieczywem. - Tego naszego wspólnego śniadania najbardziej mi brakowało.
Zaśmiali się razem, a ojciec postawił dwa talerze z jajecznicą na stoliku. Wspólnie życzyli sobie smacznego i zabrali się za jedzenie.

Wyszli z domu i wsiedli do samochodu. Ojciec jechał do pracy, Antonina na uczelnię, aby oddać dzienniczek praktyk.
-Jak załatwię sprawy w dziekanacie to przyjadę do Ciebie. - musnęła policzek taty i wysiadła.
-Będę na Podpromiu. - krzyknął przez otwartą szybę i odjechał.
Weszła do budynku uczelni i od razu skierowała się do dziekanatu. Stara się jak najszybciej załatwić sprawę z odbytą praktyką. Po godzinie ma wszystko z głowy i może się cieszyć wolnym weekendem, tygodniem i miesiącem. Przecież rok akademicki zaczyna dopiero w październiku. W końcu może odpocząć, bo przez dwa miesiące mogła o tym odpoczynku jedynie pomarzyć.

-Panienka Antonina, jak miło panią znów u nas widzieć. Dawno się pani tutaj nie pojawiała. - ochroniarz jak zwykle przywitał się z nią z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Dzień dobry panie Zbyszku. - odpowiedziała równie szerokim uśmiechem. - Właśnie wczoraj wróciłam z praktyk. Jest może mój tato?
-Oczywiście, że jest, panienko. Będzie zapewne na sali.
Grzecznie podziękowała za otrzymaną informację i ruszyła w stronę sali. Daleko nie musiała iść, bo spotkała swojego ojca już w drodze do wyjścia. Objął ją ramieniem i razem opuścili Podpromie.

Weszli do domu i zabrali się za gotowanie obiadu. Antonina tęskniła za wspólnym gotowaniem tak samo jak jej ojciec. Przecież taka była ich tradycja. Zazwyczaj spotykali się razem w porze obiadowej, dlatego codziennie wspólnie gotowali. Tym razem zrobili spaghetti. To było ich ulubione danie, dlatego w ekspresowym tempie zniknęło z ich talerzy.
-Tato, martwisz się czymś. - usiadła obok niego na salonowej kanapie, kiedy tylko pozmywała naczynia.
-Och córeczko, to sprawy związane z Resovią. - westchnął. - Zaczęli przygotowania do nowego sezonu i jak zawsze musi być jakiś problem.
-Coś poważnego? - zmartwiła się. Przecież tak bardzo nie lubiła jak ojciec w domu martwił się zawodowymi sprawami.
-Problem z nowym zawodnikiem. Jest już od jakiegoś czasu w Polsce, ale nie potrafi się zaaklimatyzować.
-Poradzisz sobie, wierzę w to. - musnęła jego policzek. - Zawsze sobie radzisz, tatusiu.







InaccessibleGirl: Startujemy z nowym opowiadaniem. Mam nadzieję, że się spodoba i że nie utknę w martwym punkcie,                                   bo chciałabym je skończyć. Oby mi się to udało. Pozdrawiam serdecznie! ;*





Zawiadomienie.





Wszem i wobec informuję, że niebawem coś się tutaj pojawi.. ;)