niedziela, 27 grudnia 2015

23. Nie pozwól, aby szczęście uciekło Ci z rąk.




-Muszę już iść. - mruknęła niemalże niesłyszalnie, wstała i ruszyła w kierunku drzwi.
-Tosia..
-Czekaj, Rześki, musimy obgadać sprawę fiesty na rynku. - Achrem wraz z Dryją usiadł przy stoliku i szeroko się uśmiechnęli.
-Teraz? mruknął niezadowolony. - Muszę wyjaśnić z Tośką pewną sprawę.
-Co się dzieje między wami, hm? - środkowy nie patrząc na nic od razu przeszedł do sedna. - Nikt nie jest ślepy, widać, że coś jest nie tak.
-A jak myślisz? Wyjeżdżam, a ona tu.. - przerwał zerkając w dość duże okno, za którym zobaczył jak Tośka przytula się z jakimś chłopakiem. Zacisnął dłonie w pięści. - A ona tu zostaje i już jakiś koleś się koło niej kręci.
-Czyli mamy spięcia na linii tematu Twojego wyjazdu. - mruknął rzeszowski kapitan jakby starając sobie to wszystko ułożyć w głowie. - Nie poradzisz nic na to. Twój wyjazd jest nieunikniony. A ten koleś? Martwi Cię? Nie wydaje mi się, aby Tośka tak po prostu kopnęła Cię w dupę.
-Ale spójrz jaka szczęśliwa jest w jego towarzystwie. - pokiwał głową, jakby niedowierzająco.
-Spójrz na to, czego ta dziewczyna się wyrzekła. - środkowy szeroko się uśmiechnął. - Myślisz, że po tym wszystkim tak po prostu, jeszcze przed Twoim wyjazdem, umawiałaby się z innym?
-Zazdrość jest rzeczą normalną. - wtrącił się kapitan. - Ale ta sama zazdrość potrafi zniszczyć wszystko to, o co tak walczyliście. I wbij sobie te słowa starszego, ale piękniejszego, kolegi do głowy.
-Ona Cię kocha, kretynie. - Dawid zaśmiał się i pokiwał jedynie głową. - Nie spiernicz tego.
-Dobra, o czym chcieliście pogadać? - w mgnieniu oka zmienił temat. - O co chodzi z tą fetą?
-No właśnie, przejdźmy do rzeczy. - obydwoje potarli dłonią o dłoń. - Myślimy nad tym, żeby w tym roku zrobić coś nowego. Coś szałowego.
-A co jeśli nie wygramy tego mistrzostwa? - Amerykanin mruknął jakby od niechcenia.
-Weź ogarnij dupę, nie ma takiej opcji. - środkowy już nieco się zdenerwował. - Mam pomysł, panowie.
-Mamy się już bać? - Alek jakby miał przeczucie, że to będzie głupi pomysł.
-No dzięki, nie każdy mój pomysł jest do bani. - założył ręce na klatce piersiowej i udawał obrażonego. - No dobra, już wam powiem. - klasnął po chwili w dłonie i szeroko się uśmiechnął niczym małe dziecko.
-Nie możemy się już doczekać. - chociaż starał się udawać zainteresowanego tą całą sytuacją.
-Więc, jak to zazwyczaj jest na koncertach, tych fajniejszych oczywiście. - zaczął gestykulować rękoma. - Soliści skaczą w publiczność, która ich, że tak powiem, nosi na rękach. Wiecie jaki to byłby fan, gdyby nasi fani mieli taką możliwość na rynku?
-Myślałem, że w końcu wpadniesz na jakiś mądry pomysł, imbecylu. - kapitan załamał się, a jego dłoń odbiła się z hukiem na czole środkowego. - Proponuję zakończyć na dzisiaj ten temat, bo wpadniesz na jeszcze głupszy pomysł.
-Też tak myślę, chociaż w sumie głupszej rzeczy nie może już chyba wymyślić. - zaśmiał się i pożegnał, po czym wyszedł z kawiarni i skierował się od razu do mieszkania.


Antonina

Nie chciała kłócić się z Thomasm, bo była niemal pewna, że jeżeli potrwałoby to dłużej to mogliby powiedzieć sobie parę słów za dużo. A tego na prawdę nie chciała. Dlatego ucieszyła się, kiedy w kawiarni znalazła się dwójka zawodników. Wykorzystała sytuację i spokojnie wyszła. Nie zdążyła jednak daleko odejść. 
-Tosia, Tośka! - usłyszała czyjś krzyk i odwróciła się. 
-Filip? To na prawdę Ty? - zdziwiła się, ale zarazem ucieszyła widząc swojego przyjaciela.
-Tośka, jak ja dawno Cię nie widziałam. - zaśmiał się i ujął ją w ramiona, uniósł w górę i okręcił się wokół własnej osi. - Zdecydowanie przytyłaś. 
-No wiesz co. - zaśmiała się i dźgnęła go palcem między żebrami. - Musisz mi wszystko opowiedzieć. 
-I vice versa, kochana. - objął ją i razem ruszyli w stronę ulubionej kawiarni, w której przesiadywali niemal każdego dnia, jeżeli oczywiście mieli taką możliwość. 
-Co Cię tutaj sprowadza? - uśmiechnęła się zajmując miejsce przy jednym ze stolików. - Musisz mi wszystko opowiedzieć, wieki się nie widzieliśmy.
-Nie przesadzaj z tymi wiekami. - zaśmiał się siadając naprzeciw niej. - Przyjechałem na urlop. Wiesz, chciałem odwiedzić rodziców, ale nie przypuszczałem, że natknę się na Ciebie. 
-Jak widzisz, nadal tkwię w tym naszym Rzeszowie. - podparła się łokciem o stół, a na dłoni ułożyła głowę. - I póki co nie wybieram się nigdzie. Chyba, że odwiedzić babcię. 
-No tak, pani Gieni też dawno nie widziałem. - westchnął. - To wspaniała kobieta. Dalej prawi takie mądrości? 
-Jej mądrości są długowieczne. - zaśmiała się. - Nigdy bym nie pomyślała, że spotkam Cię w Rzeszowie. 
-Daj spokój. - uśmiechnął się delikatnie. - A co u Twojego ojca?
-Szczerze mówiąc, wolałabym o tym nie rozmawiać. - z jej twarzy zniknął uśmiech, a on spojrzał jedynie na nią pytająco. - Drażliwy temat, ale tak bez ściemy powiem Ci, że nie mam zielonego pojęcia co u niego.
-Jaśniej proszę.
-Po prostu już nie pozwoliłam mu ingerować w moje życie, a wychodzi na to, że to wszystko o co walczyłam właśnie rozpada się na małe kawałki.
-Nie żartuj, postawiłaś się ojcu? - wyraźnie się zdziwił. - Gdzie jest ta Tośka, która żegnała się ze mną na lotnisku? Nie wierzę w to, że potrafiłaś postawić się ojcu. 
-Widzisz, czas zmienia ludzi. - westchnęła. - Pewne osoby też potrafią mieć wpływ na zachowanie.
-Jestem z Ciebie dumny, na prawdę. - klasnął w dłonie z uznaniem. - Widzę, że w końcu zmądrzałaś i zrozumiałaś, że on Cię trzymał, że tak powiem, na krótkiej smyczy. 
-Musiałam walczyć o swoje. - uśmiechnęła się na samą myśl o wspomnieniu tej drogi, którą przeszła razem z Thomasem. - Miłość jest tego warta. Tylko problem rodzi się wtedy, kiedy to wszystko można zaprzepaścić. 
-Nie ma rzeczy niemożliwych. - zaśmiał się i spojrzał jej prosto w oczy. - A Teraz opowiadaj co Cię trapi i kim jest ten szczęściarz, któremu udało się Ciebie usidlić po tym rozstaniu z..
-Daj spokój, było nie wróci. Czasu się nie cofnie. - nie pozwoliła mu skończyć, bo doskonale wiedziała co chciał powiedzieć. - Nazywa się Thomas. Na prawdę mi na nim zależy, ale teraz jak kończy się sezon klubowy wyjeżdża. 
-Mam rozumieć, że to kolejny siatkarz? - zaśmiał się, ale widząc jej morderczy wzrok od razu spoważniał. Kiwnęła jedynie głową, co oznaczało twierdzącą odpowiedź na jego pytanie. - No i co z tego, że wyjeżdża? Nie chce Cię zabrać ze sobą? 
-Właśnie chce, ale..
-No nie żartuj. Widzisz jeszcze jakieś ale ? - przerwał jej w pół słowa. - Ty chyba oszalałaś, dziewczyno. Facet chce Cię zabrać ze sobą, a Ty nie chcesz jechać?
-Nie mogę tak tutaj wszystkiego zostawić przecież.
-Jak to nie możesz? Spójrz tylko na mnie. Gdybym nie zostawił swojego dawnego życia za sobą, pewnie już dawno byłabyś na moim pogrzebie. Nie potrafiłem zacząć od nowa tutaj, w Rzeszowie, w Polsce, dlatego wyjechałem. Tobie się to udało i jestem z Ciebie cholernie dumny. Ale Tośka, do jasnej cholery, ogarnij się. Koleś Cię kocha, proponuje Ci, żebyś z nim wyjechała, a Ty tak po prostu z tego rezygnujesz? Ze swojego szczęścia? 
-Filip, to nie tak. - westchnęła spuszczając głowę w dół. Akurat w tamtej chwili ciekawsze wydawały się jej nogi.
-Właśnie tak, Tośka. Jesteś szczęśliwa, widać to po Tobie, a chcesz tak po prostu zaprzepaścić to swoje szczęście. Jeden krok zrobiłaś, postawiłaś się ojcu. Idź dalej za ciosem. Musisz sobie zapamiętać, że Twoje szczęście jest najważniejsze, a nie to co myśli ktoś inny. Musisz to zrozumieć. 
-Proszę Cię, zmieńmy temat. - mruknęła. - Wybieram się z Tomkiem do babciu. Jak chcesz to możesz się zabrać z nami.
-Ooo, bardzo chętnie. - uśmiechnął się i zerknął na zegarek. - Tośka, przepraszam Cię, ale muszę lecieć. - pośpiesznie nabazgrał rząd cyferek na kawiarnianej serwetce. - Jakby co to dzwoń, musimy nadrobić ten czas. I na prawdę, ogarnij się dziewczyno. Nie pozwól, aby szczęście uciekło Ci z rąk. 
-Dziękuję Fiflak, na prawdę. - uśmiechnęła się i przytuliła go na pożegnanie.

Wiedziała, że przyjaciel miał rację mówiąc jej, że szczęście może jej uciec. Nie ważne jak bardzo by nie chciała się z nim zgodzić, wiedziała, że to nie możliwe. Całą drogę do mieszkania Fabiana zastanawiała się nad tym, co powinna zrobić. Przecież nie mogła podjąć decyzji pod wpływem emocji, choć to zapewne byłoby najlepsze. Weszła do mieszkania, przywitała się z właścicielem krótkim cześć i od razu zniknęła za drzwiami pokoju, w którym tymczasowo pomieszkiwała. Wyjęła telefon i jedyne co zrobiła to wysłała pod dobrze sobie znany numer sms.
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię mam. 
Kocham Cię, Thomas. 
Dobranoc. ;*
Uśmiechnęła się sama do siebie, telefon postawiła na półce nocnej i zmęczona opadła na łóżko, nie wiedząc nawet kiedy zasnęła. 




InaccessibleGirl: Tak jak obiecywałam, dodaję kolejny rozdział. :). Z góry chciałam przeprosić za błędy, bo zapewne sporo ich się tam pojawiło. Ale obiecałam, więc jest. :)
Kolejny rozdział będzie już w nowym roku, kochani. Chciałabym Wam więc życzyć szampańskiej zabawy Sylwestrowej, szczęśliwego Nowego Roku i oby ten 2016 był lepszy od tego kończącego się 2015. :D 
Do następnego! ;*

PS: Rozdziały u Was przeczytałam, nadrobiłam, jednak przepraszam za brak komentarzy. Obiecuję że jeżeli nie dam rady ich skomentować to te następne na pewno ujrzą już mój komentarz. ;)


środa, 23 grudnia 2015

Informacja!





Chciałam Was poinformować, że nieco muszę opóźnić dodanie następnego rozdziału. Niestety dopadła mnie grypa, zrządzenie losu przed samymi świętami, i nie jestem w stanie napisać nowego rozdziału, a niestety nie napisałam go wcześniej. Tak więc chciałam Was bardzo przeprosić za te opóźnienia. Postaram się napisać rozdział i dodać go w nadchodzącą niedzielę, ale nie jestem w stanie Wam tego obiecać. 
Chciałabym Wam kochane czytelniczki życzyć zdrowych, radosny, spokojnych i spędzonych w rodzinnej atmosferze świąt Bożego Narodzenia. :). Może śniegu nie ma, ale spędzony czas w rodzinnym gronie niech Wam to wszystko wynagrodzi. :D Jeszcze raz, wesołych świąt! ;*



Pozdrawiam, InaccessibleGirl



PS. Jak tylko będę się lepiej czuła to nadrobię rozdziały u Was na blogach i na pewno nie skomentuję! ;)

niedziela, 13 grudnia 2015

22. Ale uświadomiłeś mi właśnie jedną rzecz.






-Byłem u Fabiana, powiedział mi, że znajdę tutaj Antoninę.
-Tak, proszę wejść. - zaprosił go do środka i zaprowadził do salonu. - Zostawię Was samych, Tosia.
-Nie, zostań. - chwyciła jego dłoń. - Nie musisz wychodzić. Jesteś u siebie.
-Antonina, proszę Cię. - mruknął nieco niezadowolony.
-Nie, tato. Albo porozmawiamy przy Thomasie, albo straciłeś swój czas. - spojrzała na przyjmującego, który po chwili usiadł obok niej, obejmując ją ramieniem. - Co chciałeś?
-Chciałem porozmawiać. - usiadł na fotelu naprzeciw. - Trochę się skomplikowało to nasze życie, Tosiu.
-Przestań pieprzyć takie głupoty. - mruknęła. - Skomplikowało się? Ty wszystko skomplikowałeś. Najpierw chciałeś zniszczyć mój związek, bo kandydat na zięcia Ci nie odpowiadał. A później co? Później jeszcze sprowadziłeś Darię i pozwoliłeś jej zamieszkać w moim, przepraszam, Twoim mieszkaniu.
-Chciałem Was zbliżyć do siebie, kiedyś przecież uwielbiałyście przebywać w swoim towarzystwie.
-Uwielbiałyśmy? - ironicznie się uśmiechnęła. - Nic o mnie nie wiesz. Jesteś moim ojcem, a nawet nie wiesz, że nie lubiłyśmy się od dziecka. Dla Ciebie zawsze była ważniejsza praca. Nic więcej się nie liczyło.
-Chciałem, abyś miała wszystko, córeczko.
-Robiłeś to niby dla mnie? - podniosła się i stanęła przy oknie. - Dlatego mama szukała miłości w łóżku u innego? Dlatego na każde jedne wakacje, jak już byłam starsza, wysyłałeś mnie za granicę? Żadnych wakacji nie spędziliśmy razem. Zawsze chciałeś się mnie pozbyć, żeby móc spokojnie pracować, bo przecież nic poza pracą się dla Ciebie nie liczyło.
-Nie mów tak, Tosiu. - podszedł do niej. - Wiesz dobrze, że tak nie było.
-Nie, tato. Tak właśnie było. - odwróciła się i spojrzała mu w oczy. - Ale nie martw się, daję sobie radę bez Ciebie. Jak widzisz, nie zginęła, wręcz przeciwnie. Radzę sobie świetnie. A Ty możesz sobie pójść do Darii skoro ona jest dla Ciebie tak ważna.
-Wiesz dobrze, że Ty jesteś dla mnie najważniejsza.
-Lepiej będzie jak już pójdziesz. - wyminęła go i zniknęła za drzwiami prowadzącymi do sypialni przyjmującego.

Po dość długiej chwili usłyszała ciche i dość niepewne pukanie do drzwi. Nie odezwała się. Nadal tkwiła przy oknie spoglądając przez nie. Po chwili poczuła jak silne ramiona Amerykanina obejmują ją. Mimowolnie odwróciła się i przyłożyła głowę do jego klatki piersiowej, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.
-Nie płacz. - westchnął obejmując ją jeszcze mocniej.
-Jestem jednym wielkim problemem, dla wszystkich.
-Nie, nie jesteś problemem. - chwycił jej podbródek i uniósł delikatnie jej głowę ku górze. - Nie jesteś problemem. Jesteś najlepszym co mogło mnie tutaj spotkać, w nieznanym mi kraju, w nieznanym mieście. - otarł spływające po jej policzkach łzy. - Więc głowa do góry i pokonamy te przeciwności, obiecuję Ci.
-Lepiej nie obiecuj. - westchnęła odwracając się do niego tyłem. - Niedługo kończy się sezon, wyjedziesz.
-Jedź ze mną. - podszedł do niej i ponownie ją objął. - Wyjdź ze mną.
-Nie żartuj. - mruknęła. - Nie mogę wyjechać, wiesz o tym. Mam tutaj uczelnię, mam tutaj, chcąc nie chcąc, rodzinę mam tutaj przyjaciół.
-Przecież wrócę tutaj na kolejny sezon ligowy. - niepewnie się uśmiechnął, usiadł na łóżku i przyciągnął ją ku sobie, sadzając tym samy na kolana. - Wyjedź ze mną.
-Chciałabym, ale nie mogę. - przyłożyła dłoń do jego policzka. - Nie mogę tak tutaj wszystkiego zostawić. Ale uświadomiłeś mi właśnie jedną rzecz. - westchnęła wpatrując się w jego oczy. - Za niecały miesiąc kończy się sezon ligowy i wyjedziesz, zostawisz mnie tutaj.
-Jest jeszcze miesiąc, nie martw się tym teraz. - uśmiechnął się niepewnie. - A poza tym, moja propozycja będzie cały czas aktualna. A teraz czas się położyć, bo ja rano mam trening, a Ty zajęcia.
Pokiwała jedynie głową, a przyjmujący nie czekał długo. Zwinnym ruchem przekręcił się i położył ją na łóżku.
-Wariat. - zaśmiała się i przykryła kołdrą.
-Dobranoc. - szepnął wprost do jej ucha, przyciągnął ją ku sobie i objął.

Ostatni miesiąc był dla niej bardzo zwariowany. Chciała jak najwięcej czasu spędzić z Thomasem, ale nie mogła też odpuścić sobie zajęć. Każdego dnia sesja pukała do niej i była coraz bliżej. Nie mogła zawalić egzaminów, chciała udowodnić wszystkim naokoło, a przede wszystkim sobie, że jednak coś potrafi, że jest coś warta. Wszystkie egzaminy zaliczyła w pierwszych terminach, z czego bardzo się ucieszyła, bo miała więcej czasu na spędzanie cennych chwil z przyjmującym. Sezon ligowy zbliżał się nieubłaganie ku końcowi. Odczuwała to z każdym kolejnym dniem, który uświadamiał jej, że Amerykanin niedługo wyjedzie. Szczerze mówiąc nie bała się tego jego wyjazdu, wręcz przeciwnie. Cieszyła się z tego, bo przecież był to rok olimpijski i liczyły się tylko Igrzyska Olimpijskie w Rio, a była świadoma, że Thomas mógł stać się jedną z wielkich niespodzianek. Przecież oglądała jego starania i jego grę zawsze, kiedy miała taką możliwość. Ale bała się. W głębi duszy bała się, że po jego wyjeździe wszystko się zmieni, a on sam zapomni o niej w natłoku pracy z reprezentacyjnymi kolegami. Tego obawiała się najbardziej. Nie samego wyjazdu, nie rozłąki, która była nieunikniona. Obawiała się, że po jego powrocie do Polski na kolejny sezon nie będzie już dla niego nic znaczyła. Przecież sezon reprezentacyjny jest długi, a w jego trakcie może dużo się wydarzyć. Nie było dnia, kiedy by nie miała przed oczami jakiegoś czarnego scenariusza.

-O czym znów tak rozmyślasz, co? - zaśmiał się wpatrując się w nią w osiedlowej kawiarence. - Mógłbym nawet wyjść, a Ty byś nie zauważyła.
-Przepraszam. - westchnęła. - Myślałam o tym, żeby odwiedzić babcię.
-Chcesz jechać do babci? - uśmiechnął się. - Dlaczego wcześniej nie mówiłaś? Przecież pojechałbym z Tobą.
-Nie chciałam Cię męczyć jeszcze tym. - uniosła kąciki ust w górę, starając się powrócić myślami do kawiarni.
-Daj spokój. - zaśmiał się. - Twoja babcia jest bardzo miła, polubiłem ją.
-Wiesz, nie da się jej nie lubić. - westchnęła uśmiechając się.
-Więc, w weekend mamy ostatni mecz, o mistrzostwo. - uśmiechnął się dumnie. - A później, po zakończeniu sezonu, możemy pojechać odwiedzić Twoją babcię.
-A Twój wyjazd do Stanów? - w mgnieniu oka z jej twarzy zniknął uśmiech. - Przecież wyjeżdżasz.
-Tak, ale mam dwa tygodnie wolnego na naładowanie akumulatorów, czy jak to się tam mówi. - zaśmiał się.
-Ostatnie dwa tygodnie, nawet nie. - westchnęła wlepiając wzrok w talerzyk stojący na stoliku.
-Już Ci mówiłem, żebyś nie myślała o tym. Przecież nie wyjeżdżam na koniec świata, a moja propozycja jest nadal aktualna.
-Dla Ciebie to jest takie proste. Spakuj się, zostaw wszystko w tyle i wyjedź. Myślisz, że dla mnie byłoby to łatwe? Tutaj mam całe życie.
-Nie zmuszam Cię do wyjazdu, to była tylko propozycja. - westchnął opierając się o oparcie krzesła.
-Tylko ciągle mi to powtarzasz. Ciągle o tym przypominasz. - uniosła nieco głos. - Powiedziałam Ci raz, że nie mogę zostawić tutaj swojego życia, a nadal słyszę to chore propozycja jest nadal aktualna. 
-No cześć gołąbeczki.




InaccessibleGirl: Przyspieszyłam nieco akcję, mam nadzieję, że nie obrazicie się na mnie za to. Co do rozdziału, ocenę zostawiam, jak zawsze zresztą, Wam. Chociaż mnie osobiście ten rozdział nie przypadł do gustu. ;). Tak więc w opowiadaniu mamy już koniec sezonu ligowego, natomiast moja kochana Resovia w końcu przerwała serię porażek! ♥ 
Chyba straciłam motywację do jakiegokolwiek pisania.  Jesteście tutaj jeszcze?! 

Do następnego! ;*



niedziela, 6 grudnia 2015

21. Nie przystawiaj łap do mojego faceta.





Kolejne dni mijały jej dość monotonie, przeważnie na uczelni lub w bibliotece. Nie chciała za bardzo burzyć porządku dziennego swojemu wybawcy, pod względem mieszkania oczywiście, Fabianowi, dlatego pobyt w jego mieszkaniu ograniczała do minimum. Zazwyczaj tylko tam spała, chociaż lepiej brzmi nocowała. Nie przystała na propozycję Amerykanina, kiedy zaproponował jej, aby zamieszkała u niego. Mimo że było to pierwszą myślą, która wpadła jej do głowy, to później cieszyła się, że nie zastała go wtedy w domu. Dlaczego? Chociażby ze względu na to, że nie chciała dawać swojemu ojcu podstaw do tego, aby jeszcze bardziej znienawidził amerykańskiego przyjmującego. Spotykała się z nim, nie zrezygnowała z tego. Często spędzała z nim popołudnia, po jego treningu oczywiście. Albo spotykali się gdzieś na mieście, albo on zapraszał ją do siebie na kolację, którą rzecz jasna, przygotowywali razem. A wracając do tematu ojca.. Od ostatniej wizyty, chociaż w sumie nawet tego wizytą nie można było nazwać, nie widziała się z nim. Pierwszy raz powiedziała mu prosto w oczy co tak na prawdę myśli i w sumie nie żałowała tego. Nie zamierzała przez uprzedzenia ojca niszczyć swojego życia, swojego związku, na którym zaczynało jej zależeć z każdym dniem bardziej. Nie odbierała telefonów od swojego ojca, bo zwyczajnie nie chciała słuchać jego wymówek, które dla niej zawsze były takie same.Co kilka dni, kiedy wracała wieczorem czy z biblioteki czy od Thomasa słyszała od Fabiana czy nawet Moniki, że był w mieszkaniu jej ojciec, że na nią czekał. Ucinała jedynie ten temat, a oni nie wnikali. Wiedzieli tyle, ile pozwoliła im wiedzieć i akceptowali to, nie naciskali. Swojego mieszkania nawet nie odwiedzała. Nie zapuszczała się nawet w okolicę swojego osiedla, nie chciała wpaść na swoją ukochaną kuzyneczkę, która przyprawiała ją o odruch wymiotny. Po prostu zniknęła zarówno dla Darii jak i dla swojego ojca. Nie żałowała tego, bo była szczęśliwa. Pierwszy raz od dawna czuła się naprawdę szczęśliwa, mimo że straciła najważniejszą osobę w swoim życiu - ojca. W końcu czuła się wolna, tak na prawdę wolna. Nikt jej nie kontrolował, nikt nie mówił jej co ma robić, nikt nie decydował za nią. Żyła swoim życiem i dla siebie. Mogłaby nawet rzec, że w końcu zaczęła żyć.

Tego wieczoru była umówiona, jak zawsze, z Thomasem. Miał przyjechać po nią prosto po treningu, więc nie spieszyła się. Zdążyła jeszcze wypić z Moniką herbatę, i dopiero około godziny dziewiętnastej usłyszały szczęk przekręcanych w drzwiach kluczy.
-No, wreszcie jesteście. - zaśmiała się i przeszła do przedpokoju. Zdziwił ją widok samego rozgrywającego. - A gdzie Tomek?
-Spotkał Twoją kuzynkę pod halą, trochę wstawiona była..
-Kuzynkę? I gdzie go masz?
-Daj mi dokończyć. - mruknął. - I powiedział mi, że ją odwiezie i wtedy przyjedzie po Ciebie.
-To są jakieś żarty. Ona jest zdolna do wszystkiego.
-Nie denerwuj się, nic mu nie zrobi.
-Nie znasz jej. - mruknęła zdejmując z wieszaka skórzaną kurtkę, po czym od razu wyszła z mieszkania.
-Tośka, gdzie Ty idziesz? Wracaj! - rozgrywający krzyknął za nią, jednak nic tym nie zdziałał.

W mgnieniu oka dotarła do swojego mieszkania, choć dawno nie nazywała go swoim. Nie wysilała się nawet na kulturę, od razu weszła do środka. Nie zastała nikogo w kuchni, ani w salonie. Przed wejściem do już nie swojej sypialni nieco się zawahała. Niepewnie nacisnęła klamkę i otworzyła drzwi. Zamarła widząc jak Daria obejmuję Thomasa i stara się go pocałować. Jednak odetchnęła z ulgą widząc, jak przyjmujący przekręca głowę w każdą z możliwych stron, byleby tylko nie doszło do pocałunku. Ucieszyła się z tego, bo wtedy już była pewna, że nawet osoba pokroju Darii nie będzie w stanie zniszczyć ich związku. Otworzyła szerzej drzwi i głośno chrząknęła.
-Tosia, kochanie, ja..
-Spokojnie, nie musisz się tłumaczyć. - mruknęła podchodząc do nich.
-Ale ja na praw..
-Daj spokój. - szepnęła zerkając raz po raz to na przyjmującego to na Darię.
-Widzisz, mówiłam Ci, że każdy może być mój. - wybełkotała ledwo stojąca na nogach i uśmiechnęła się tryumfalnie.
-Nie byłabym tego taka pewna. - zaśmiała się i spoliczkowała ją. - Zapamiętaj sobie jedno. Nie przystawiaj łap do mojego faceta. Jeżeli jeszcze raz Cię przy nim zobaczę, to porozmawiamy inaczej.
-Mam się Ciebie bać? - zaśmiała się wypuszczając Amerykanina ze swoich objęć.
-Tak, lepiej zacznij już teraz. Wiesz do czego jestem zdolna. - uderzyła ją kolejny raz, po czym chwyciła Tomka za rękę. - Chodźmy.
-Tosia, ja na prawdę nic złego nie zrobiłem. - westchnął kiedy wyszli z bloku.
-Wiem, wiem. - szepnęła zatapiając się w objęciach przyjmującego. - Myślałam, że..
-Kocham Ciebie, głuptasie. - zaśmiał się ujmując jej twarz w dłonie. - Tylko Ciebie. Nie wątp w to.
-Wiem, że nie powinnam była w Ciebie wątpić, ale ona obrała sobie za cel zniszczenie mojego życia, nie spocznie dopóki tego nie zrobi. - spuściła wzrok, aby nie widział jak po jej policzkach spływają łzy. - Przepraszam, na prawdę przepraszam.
-Nie masz za co mnie przepraszać. - objął ją i pocałował we włosy. - Chodźmy.


Thomas

Bał się, cholernie się bał reakcji Tośki kiedy zobaczył ją stojącą w drzwiach. Niby nic takiego nie zaszło, niby nic nie zrobił, jednak wiedział jaką wielką niechęcią one do siebie pałają. Starał się jej wytłumaczyć wszystko, jednak nie dała mu dojść do słowa. Wiedział, że nie powinna w niego wątpić, przecież kochał tylko ją. Jednak spodziewał się wszystkiego, ale nie tego co zaszło. Wtedy zrozumiał, że ich miłość jest na prawdę silna i będzie potrafiła przezwyciężyć wszystkie złe chwile. Był już niemal pewny, że ich uczucie jest zdolne przetrwać mimo wszystko i na przekór wszystkim. Uświadomił to sobie dopiero w mieszkaniu, kiedy Tośka wyszła na chwilę do łazienki. Nie miała mu za złe tego, że postanowił odprowadzić jej kuzynkę. Nie miała mu za złe tego, że ona się go uczepiła. Wręcz przeciwnie. Pokazała jak bardzo silną jest osobą stając twarzą w twarz przed tym ironicznym uśmieszkiem Darii. Był z niej dumny, cholernie dumny. Na pozór spokojna osoba pokazała swoje drugie oblicze, pokazała jak walczy o coś, na czym jej zależy, choć nie wiedział czy w tamtej sytuacji można było nazwać to walką.
-O czym tak myślisz, hm? - szepnęła do jego ucha stając za oparciem kanapy. Pochyliła się, ręce ułożyła na jego klatce piersiowej i przystawiła swoją głowę do jego muskając delikatnie wargami jego policzek.
-Cieszę się, że Cię mam, wiesz? - szeroko się uśmiechnął.
-Ja też się cieszę, że mam Ciebie. - zajęła miejsce obok niego i położyła głowę na jego ramieniu. - Muszę iść.
-O nie, nie nie. Zapomnij. - zaśmiał się i objął ją mocniej. - Dzisiaj Cię nigdzie nie puszczę.
-Fabian z Moniką..
-Fabian i Monika nacieszą się wolnością. - przerwał jej od razu na początku zdania. - A my nacieszymy się sobą. Poza tym, już Ci kilka razy proponowałem,abyś zamieszkała tutaj.
-Proszę Cię, nie wracajmy już do tego tematu. - westchnęła.
-Dobrze, nie będę wracał. - zaśmiał się i musnął jej wargi. - A teraz wiesz gdzie są moje rzeczy, możesz uciekać do łazienki.

Wieczór spędzili w dość przyjemnej atmosferze oglądając jakąś denną komedię romantyczną w telewizji. Ich błogi spokój przerwało pukanie do drzwi.
-Idź otwórz. - mruknęła niezadowolona unosząc głowę z jego kolan.
-Pomyśli, że nas nie ma i sobie pójdzie. - szepnął ponownie kładąc rękę na jej brzuchu.
-Idź, albo ja pójdę. - podniosła się i usiadła. - Więc?
-Dobra, pójdę, bo Tobie nie pozwolę stanąć w drzwiach, przed obcą osobą tak ubranej. - zaśmiał się, wstał i jeszcze przelotnie musnął jej wargi.
Niechętnie dowlókł się do drzwi otwierając je. Jakie było zdziwienie, kiedy zobaczył stojącą w progu osobę!




InaccessibleGirl: Jest rozdział 21. ;). Napisany na szybko, ale chyba nie jest taki zły, hm? :). Ocenę pozostawiam, jak zawsze, Wam dziewczyny! ;). Prezenty na Mikołajki trafione? ;>. Mój tak! Dostałam książkę Życie to mecz i muszę przyznać, że bardzo mi się podoba! :D
I taka mała prośba. Jeżeli czytacie to opowiadanie, to zostawcie komentarz. Chciałabym zobaczyć ile Was tutaj tak naprawdę jest! ;)
Do następnego! ;*