niedziela, 27 września 2015

12. Nowakowski, jesteś większym idiotą niż myślałam.




Przez kolejne dwa tygodnie przesiadywała na uczelni, a jak nie tam to w bibliotece, która stałą się jej drugim domem. Czytała, robiła notatki, uczyła się i tak w kółko. Nawet nie wiecie jaka była jej radość, kiedy dowiedziała się, że wszystkie zaliczenia semestralne ma już za sobą, bo przecież pozaliczała wszystko w pierwszych terminach. Cieszyła się, a dlaczego? Bo mogła odetchnąć z ulgą, że poprzez swoje sprawy z Bartek, Thomasem i te wszystkie inne nie potrafiła się skupić i wszystko zaliczyć bez drugich czy trzecich terminów. Wyszła z uczelni w towarzystwie koleżanek i kolegów po odebraniu ostatnich wyników.
-Popatrz Tośka, ktoś chyba na Ciebie czeka. - Iza skinęła głową w stronę dwumetrowego osobnika stojącego przy klubowym samochodzie.
-Nie, to pewnie nikt do mnie. - westchnęła przyklejając do twarzy dość sztuczny uśmiech.
-Tosia.. - chwycił ją za rękę kiedy przechodzili w pobliży jego samochodu. - Porozmawiajmy.
-Nie mamy o czym. - mruknęła. - Jestem zajęta.
-Wiesz, że nie odpuszczę.
-Tośka, idziesz? - Mirek krzyknął obracając się w ich stronę.
-Za chwilę do Was dołączę! - odkrzyknęła uwalniając się z uścisku jego dłoni.

-Czego chcesz? - mruknęła siadając przy pierwszym lepszym stoliku w kawiarni.
-Napijesz się czegoś? - niepewnie się uśmiechnął siadając naprzeciw niej.
-Daruj sobie Thomas, co? Chciałeś porozmawiać więc na co czekasz?
-Chciałem Cię przeprosić Tośka. - westchnął. - Wiem, że źle zrobiłem, nie powinienem był tak mówić, ale to był impuls.
-Trochę za późno na to wpadłeś. - wstała i zasunęła krzesło. - A teraz nie marnuj mojego czasu, bo nie mam go zbyt dużo.

Miała pójść do znajomych, którzy zapewne na nią czekali. Jednak odeszła jej na to ochota. Nie miała chęci siedzieć pomiędzy szczęśliwymi znajomymi i udawać, że wszystko jest dobrze. Ta rozmowa, choć tę wymianę kilku zdań nie można było nazwać rozmową, z Thomasem odebrała jej chęci do świętowania w gronie kolegów z roku. Wolała zaszyć się w swoim mieszkaniu, tak też zrobiła. Z kuchni wzięła butelkę ulubionego Carlo Rossi i pustą lampkę i postawiła na stoliku w salonie. Z pokojowej półki wzięła Bezpieczną przystań Sparksa i zaszyła się na kanapie. Lubiła czytać, aż za bardzo. W szczególności wtedy, kiedy była zdenerwowana lub przygnębiona, tak jak to było w tym przypadku. Jednak nie długo cieszyła się błogim spokojem. Niechętnie się podniosła i ruszyła w stronę drzwi, do których ktoś się dobijał.
-Boże, jak długo można czekać aż się zlitujesz i otworzysz drzwi? - mruknął zniechęcony Kurek w towarzystwie Fabiana i nielubianego przez nią Piotra. Właściwie to po co przyciągnął go do niej do mieszkania, skoro wiedział, że za bardzo się nie lubią? - Możemy?
-Cieszcie się, że w ogóle otworzyłam - westchnęła. - Ty i Fabian owszem, ale ten trzeci raczej nie.
-Tośka, no daj spokój. - mruknęli chórem.
-Dobra no, wchodźcie. - zrobiła im miejsce, a gdy tylko weszli zamknęła za nimi drzwi. - Co Was tutaj sprowadza?
-Jeszcze się pytasz? - rozgrywający roześmiał się. - Nie pochwaliłaś się mieszkaniem i nie zrobiłaś parapetówy.
-I nie zamierzam robić parapetówy, więc żegnam. - teatralnie wskazała się ręką na drzwi, modląc się w głębi duszy, aby wyszli.
-Chłopaki, chyba w czymś jej przeszkodziliśmy. - Nowakowski krzyknął, a kiedy cała uwaga zebrała się na jego osobie, uniósł do góry książkę. - Tośka, po raz enty to czytasz? Ileż razy można?
-Skąd Ty to możesz wiedzieć, co Piter? - Kurek pacnął go ręką po głowie.
-Jak skąd mogę wiedzieć? - uśmiechnął się z dumą. - Przecież kiedyś siedziałem razem z nią i oglądaliśmy ten denny film.
-Tośka, czy my czegoś nie wiemy? - Drzyzga zmarszczył brwi i razem z Bartoszem patrzyli raz na nią, raz na niego.
-Darujcie sobie. - mruknęła pod nosem. - Nowakowski, jesteś większym idiotą niż myślałam.
-Weź nie denerwuj się, no. - odłożył książkę na stolik. - I tak przecież nic nie wiedzą.
-Powiedz coś jeszcze, a przysięgam Bogu, że moje dobre wychowanie odstawię na bok, a Ciebie uduszę własnymi rękoma.
-Tośka, ileż można to ukrywać, co?
-Zamknij się! - niczym niejaki Piotr się spostrzegł, na policzku miał już odciśnięte pięć palców z jej dłoni.
-Halo, my jeszcze tutaj jesteśmy. - Kurek pomachał dłonią przed ich oczami.
-Już wolę wybaczyć Thomasowi niż zadawać się z Tobą, idioto! Wynoście się stąd, ale już!
Próbowali załagodzić sytuację, jednak nie dali rady jej uspokoić. Nie dali rady jej wyprosić. A wszystko przez zbyt długi język Kretyna, dalej zwanego Nowakowski.

Stanęła przed domofonem z torebeczką, w której znajdowała się butelka jej ulubionego wina. Wzięła głęboki oddech i wcisnęła odpowiednią cyferkę.
-Halo?
-Mogę wejść? - mruknęła, a nim zdążyła cokolwiek dodać usłyszała charakterystyczny odgłos otwieranych drzwi.
Ponownie wzięła głęboki oddech i weszła do klatki. Z każdym stopniem wątpiła w to czy dobrze robi, jednak z każdym zwątpieniem słyszała w głowie słowa babci, które motywowały ją do dalszej drogi. Kiedy była już na właściwym piętrze nie widziała możliwości odwrotu. Zapukała do drzwi, które w mgnieniu oka się otworzyły.
-Nie przeszkadzam? - niepewnie się uśmiechnęła i z torebki wyciągnęła butelkę Carlo Rossi, którą pomachała przed oczami.




InaccessibleGirl: Jest dwunastka. Taka trochę dziwna.. Taka trochę bez sensu. Taka trochę krótka. Jednak nie mogłam się spiąć, żeby napisać coś lepszego. W mojej głowie nadal tkwi ta bolesna porażka z Włochami. ;c. Dalej jest mi przykro z tego powodu, jednak wiem, że nasi siatkarze prędzej czy później będą się cieszyćz olimpijskiego awansu! :)
Rozdział zostawiam Wam do oceny, moje drogie! ;)

Pozdrawiam! ;* ♥


niedziela, 20 września 2015

11. Kiedyś już mnie uderzyłeś i limo miałam przed tydzień.



-Nic nie powiesz? - mruknął spoglądając jej w oczy.
-Daruj sobie. Nie uwierzę w Twoje słowa. - odsunęła się od niego. - Nie zbliżaj się do mnie, rozumiesz?
-Tośka, daj mi szansę. - w ostatniej chwili sięgnął jej rękę i przyciągnął do siebie. - Udowodnię Ci, że jesteś dla mnie najważniejsza.
-Zostaw mnie. - wyrwała rękę z jego uścisku. - Już pokazałeś mi jak bardzo jestem dla Ciebie ważna, nie pamiętasz?
-To nie tak..
-Jasne, to wszystko nie tak jak myślę. To wszystko nie Twoja wina. To przecież nie Ty stwierdziłeś, że się puszczam. Ty jesteś niewinny. Każdy zawinił, tylko nie Ty! - wykrzyczała ostatnie zdanie z trudem powstrzymując łzy.
-Tosia, wszystko w porządku? - na całe szczęście całą sytuację musiała zauważyć ukochana Fabiana, która w odpowiednim momencie podeszła do nich.
-Tak, jest ok. - wysiliła się na uśmiech. - Ten pan już nie ma nic do powiedzenia.
-Nie odpuszczę, Tośka. Udowodnię Ci, że zależy mi na Tobie! - krzyknął w ich kierunku, kiedy oddalały się w stronę Dryji, Kurka, Drzyzgi i Nowakowskiego.

Nim się zorientowali do północy zostało niewiele minut. Starała się zapomnieć o zaistniałem sytuacji z amerykańskim przyjmującym, bo przecież przyszła tutaj świętować Nowy Rok, a przede wszystkim chciała się dobrze bawić. Jednak od wyznania Thomasa w swojej głowie cały czas słyszała słowa babci, z którą rozmawiała podczas świąt. Ceniła jej rady, jednak nie chciała, nie potrafiła mu wybaczyć tamtej sytuacji. To było silniejsze od niej.
-O czym tak myślisz, co? - rozmyślanie przerwał jej nielubiany przez nią osobnik. - Powinnaś się cieszyć, że Nowy Rok spędzasz w tak cudownym gronie.
-Wiesz co, właśnie tę radość zepsuła mi Twoja obecność w pobliżu mnie. - mruknęła sztucznie się uśmiechając.
-Dałabyś już spokój. - westchnął. - Jesteś na mnie wściekła od tamtego czasu i do tej pory Ci nie przeszło.
-Dziwisz mi się?
-Nie, nie dziwię Ci się. - przyznał z wyczuwalną w głosie szczerością. - Jednak mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz i zakopiemy ten topór wojenny.
-I tak powinieneś się cieszyć, że rozmawiam z Tobą dłużej niż minutę. - zaśmiała się cicho.
-Wiem, że mnie lubisz, tylko udajesz taką twardą. - szturchnął ją ramieniem.
-Idź lepiej, bo Twoja ukochana ewidentnie nie cieszy się z faktu, że ze mną rozmawiasz. - kiwnęła głową w kierunku narzeczonej Nowakowskiego.
-I tak mam nadzieję, że kiedyś nadejdzie ten piękny dzień i mi wybaczysz. - uśmiechnął się. - A teraz jakbyśmy już się nie zobaczyli podczas tej imprezy, w co wątpię, to życzę Ci szczęśliwego Nowego Roku no i żebyś w końcu znalazła tą swoją miłość w tym nadchodzącym roku.
-Dziękuję Piotrze. - westchnęła. A teraz idź już, bo pożre mnie za chwilę wzrokiem. Szczęśliwego Nowego Roku, Piotrek.

-Wszędzie Cię szukałem. - zdyszany Bartek stanął za nią. - Gdzie mi uciekłaś?
-Akurat przed chwilą rozmawiałam z Nowakowskim.
-Z kim? Chyba własnym uszom nie wierzę. - zaśmiał się. - A gdzie jego stały przydomek kretyn, idiota, głupek?
-Daj spokój. - mruknęła. - Lepiej powiedz mi, dlaczego mnie szukałeś?
-Bo za chwilę będzie północ, a chciałbym wejść z Nowy Rok z Tobą u boku. - poruszał brwiami obejmując ją w pasie.
-Bartek, proszę Cię. - westchnęła. Ten podał jej lampkę szampana i pociągnął delikatnie za dłoń. - Gdzie Ty mnie ciągniesz, co?
-Chodź ze mną i nie bój się, przecież krzywdy Ci nie zrobię.
-No nie wiem, kiedyś już mnie uderzyłeś i limo miałam przed tydzień. - zaśmiała się przypominając sobie owe wspomnienie.
-Boże, Ty mi dalej to wypominasz, nie moja wina, że gestykulowanie rękoma może być dla innych bolesne.
-Ale bynajmniej oduczyłeś się tego i inni są teraz bezpieczni. Nie muszą stawać w odległości stu metrów od Ciebie.
-Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne, Tośka. - usiedli na pobliskiej ławce, w pobliżu restauracji.
-Dlaczego wyciągnąłeś mnie na podwórko, skoro jest zima, a ja jestem w sukience i mogę zamarznąć? - mruknęła niezadowolona zakładając ręce na piersi.
-To dziwne, że chociaż przez te kilka sekund przed Nowym Rokiem chciałbym być sam na sam z Tobą? - westchnął narzucając na jej ramiona swoją marynarkę.
-Ale poważnie zabrzmiałeś. - roześmiała się spoglądając w niebo. Ze środka restauracji dochodziły krzyki odliczania. Po jedynce rozległy się krzyki, a na niebo roziskrzyło się od fajerwerków.
-Szczęśliwego Nowego Roku, Antonino. - Kurek uśmiechnął się i wysunął lampkę z szampanem w jej stronę.
-Szczęśliwego Nowego Roku, Bartoszu. - zaśmiała się i stuknęła szkłem o jego wysuniętą lampkę. Zamoczyli usta w szampanie i szeroko się uśmiechnęli.
-Dziękuję, że przyszłaś tutaj ze mną. - objął ją ramieniem.
-A ja cieszę się, że nie zrezygnowałam z tego wyjścia. - uśmiechnęła się.

Zabawa trwała niemalże do białego rana, jednak wraz z Bartoszem zniknęła około godziny trzeciej w nocy. Poprosiła go, aby odwiózł ją do domu ojca, bo obiecała mu, że Nowy Rok spędzi z nim. Podziękowała rzeszowskiemu atakującemu, musnęła go w policzek i wysiadła z taksówki. Do domu weszła dopiero wtedy, kiedy samochód zniknął w oddali. Ona sama zniknęła za drzwiami swojego lawendowego pokoju. Wzięła prysznic, ubrała się w pidżamę i położyła. Jednak nie mogła zasnąć. Kręciła się z boku na bok, aż za oknem zrobiło się widno. Jednak do salonu zeszła dopiero wtedy, kiedy usłyszała krzątającego się po dole ojca. Ubrana w dres, bo przecież jakieś swoje ubrania zostawiła w rodzinnym domu, i przywitała się z ojcem.
-Szczęśliwego Nowego Roku, tatku. - musnęła jego policzek.
-Szczęśliwego Nowego Roku, córeczko. - przytulił ją. - A teraz chodź na śniadanie. Spałaś coś w ogóle?
-Jakoś nie mogłam zasnąć. - westchnęła siadając przy stole.
-Odeśpisz sobie. - zaśmiał się kładąc na stole pieczywo.
Posłała w jego kierunku ciepłu uśmiech i w milczeniu zjedli.
-Zapomniałbym. W salonie czeka na Ciebie bukiet kwiatów. - kiwnął głową wskazując na szklany stolik.
-Kwiaty? Dla mnie? - zdziwiona podeszła do salonowego stolika. - Od kogo?
-Nie mam zielonego pojęcia. Przecież są do Ciebie. - zaśmiał się sprzątając ze stołu. - Ale jest liścik.
Zerknęła na róże i kucnęła przy stoliku. Pochyliła głowę i zanurzyła nos w kwiatach zanosząc się ich zapachem. W głębi ujrzała małą kopertę z liścikiem. Wzięła ją do ręki i wyciągnęła z niej liścik.
Jestem idiotą, totalnym idiotą. 
Przepraszam Cię Tosia, nie wiedziałem, że to Twój ojciec.
Proszę Cię, wybacz mi.
T.
Westchnęła i znów przed oczami pojawił jej się obraz sprzed kilku godzin, kiedy to owy osobnik wyznał jej miłość. Kiedy bez ogródek powiedział, że ją kocha. 




InaccessibleGirl: Mamy jedenastkę. Tym razem była rozmowa z Piotrem i wejście w Nowy Rok z Bartoszem. Co będzie dalej? Szczerze mówiąc sama nie wiem, bo teraz piszę rozdziały na bieżąco. :). A za wszelkie błędy bardzo przepraszam! 
HALO, JEST TUTAJ KTOŚ JESZCZE?! 
Za półtorej tygodnia znów przywita mnie szara rzeczywistość. Wraca uczelnia, a było tak pięknie. Wszyscy mówią, że najdłuższe wakacje są po maturze, jednak nie tylko. :D. Teraz miałam cztery miesiące wolnego, a nawet i trochę więcej, wiecie jakie to cudowne? :D. Od jutra zaczyna się decydująca faza PŚ. Nawet nie wiecie jak się cieszę, że obejrzę te najważniejsze mecze, tak jak i poprzednie oglądałam! :)
Pozdrawiam serdecznie! ;* ♥



niedziela, 13 września 2015

10. Jak mogę sobie odpuścić, skoro Cię kocham?






-Tatku, możemy porozmawiać? - zerknęła przez uchylone drzwi do gabinetu.
-Oczywiście, przecież wiesz, że dla Ciebie zawsze mam czas. - skinieniem głowy zaprosił ją do środka i zamknął laptopa. - Co się stało?
-Wiesz, już dawno o tym myślałam.. - westchnęła siadając na krzesło naprzeciw ojca. - Chciałabym się wyprowadzić. Nie chodzi mi o to, że nie chcę mieszkać z Tobą, ja po prostu ch..
-Spokojnie, nie musisz się tłumaczyć. - uniósł kąciki ust ku górze. - Rozumiem Cię i jeżeli jesteś tego pewna to nie mam nic przeciwko.
-Ale tato, zostaniesz tutaj sam..
-Córeczko, o mnie się nie martw, przecież nie wyprowadzisz się Bóg wie gdzie, tylko do centrum. - zaśmiał się. - A o swoim staruszku nie zapomnisz, będziesz mnie przecież odwiedzać.
-Jesteś cudowny, tato. - krzyknęła i przytuliła się do niego. - Dziękuję Ci bardzo.
-Nie musisz mi dziękować. - zaśmiał się i pocałował ją we włosy. - Tylko nie będziesz wynajmować mieszkania. Znajdź sobie jakieś odpowiednie i kupimy je, a Ty będziesz jego właścicielką. Będziesz musiała mi udowodnić, że zasługujesz na to, żeby mieszkać sama.
-Mam najwspanialszego ojca na świecie. - zaśmiała się całując go w policzek.

Nim się zorientowała minął listopad i połowa grudnia. W międzyczasie przeprowadziła się z rodzinnego domu do mieszkania w centrum Rzeszowa, które wybrała wraz z ojcem. Cieszyła się z tego, nawet bardzo. Kontakty z rzeszowskimi siatkarzami ograniczyła do minimum: przypadkowe spotkania w galerii czy na rynku. Stwierdziła, że tak będzie lepiej. A Thomas? O nim do tej pory wolała nie rozmawiać. Z jednej strony rozumiała jego reakcję, jednak bardzo ją to zabolało. Polubiła go, nawet bardzo. A on zachował się jak dupek. Mimo iż miał prawo, to nie potrafiła zrozumieć tego, że takie oszczerstwa rzucił wśród chłopaków z rzeszowskiej drużyny. Tego nie mogła mu wybaczyć, a nawet nie chciała, choć ta świadomość bardzo ją bolała. Święta Bożego Narodzenia spędziła z ojcem u rodziny na wsi. Bardzo się cieszyła na ten wyjazd, bo mogła się oderwać od nauki, od nieprzyjemnych wydarzeń i od unikania Thomasa. Cieszyła się, bo była wśród bliskich i choć przez okres świąt zapomniała o wszystkim, co sprawiało jej przykrość i czuła się szczęśliwa. Lubiła spędzać czas na wsi, cieszył ją każdy pobyt tam, ze względu na jej babcię. Bardzo ją kochała i brała sobie do serca jej rady.
-Wnusiu, zamarzniesz na tym tarasie. - zarzuciła na jej ramiona granatowy płaszcz i usiadła obok niej, na wiklinowym fotelu. - Co Cię tak gnębi, hm? Mimo, że się uśmiechasz to wiem, że coś tam w środku nie pozwala Ci być całkowicie szczęśliwą.
-Babciu, jak Ty mnie dobrze znasz. - westchnęła. - Przepraszam, że zepsułam Wam Wigilię.
-Kochanie, nic nie zepsułaś. - skarciła ją wzrokiem. - Przecież wiesz, że uwielbiam jak tutaj przyjeżdżasz. A ja wiem, że cieszysz się z tego, że tutaj jesteś, i wiem również, że coś Cię gnębi. I choć starasz się o tym zapomnieć to nie uda Ci się. A wiesz dlaczego? - spojrzała na nią uśmiechając się delikatnie. - Bo to coś jest w Twoim sercu. I choć bardzo Cię boli, to z serca tak szybko nie zniknie, Kochanie.
-Żeby to było takie proste jak się wydaje.. - otarła pojedynczą łzę spływająca po jej policzku.
-Życie nie jest proste, ale my mamy w zwyczaju utrudniać sobie je jeszcze bardziej, wnusi. - ujęła jej dłoń. - A młodzi ludzie w szczególności. Chcą udowadniać wszystkim, że radzą sobie sami, a prawda jest zupełnie inna. Zazwyczaj gubią się, ale nie potrafią do tego się przyznać.
-Masz rację babciu. - uniosła kąciki ust ku górze. - Młodzi ludzie mają w zwyczaju popełniać błędy i ranić innych.
-Zapamiętaj co babcia mówi. Swoje już przeżyła. - zaśmiała się. - Jeżeli on Cię zranił to zrobił to dlatego, że go coś zabolało. Często ludzie coś robią, a później tego żałują, a on pewnie też tego żałuje.
-Skąd wiesz, że chodzi o jakieś chłopaka?
-W Twoim wieku, kochanie, zawsze chodzi o jakiegoś chłopca. - zaśmiała się, wstała i przytuliła ją. - Jeżeli Cię kocha to zrozumie, że popełnił błąd. Chyba, że to Ty popełniłaś błąd to musisz to jakoś odkręcić.
-Dziękuję babciu. - musnęła jej policzek. - Cieszę się, że mam Ciebie.
Uśmiechnęła się, pocałowała ją we włosy i weszła do środka. Odprowadziła ją wzrokiem i uśmiechnęła się sama do siebie. Po chwili też wróciła do domu dziadków i zaszyła się w pokoju.

W przerwie między świętami, a sylwestrem wróciła wraz z ojcem do Rzeszowa. Sylwestra chciała spędzić w swoim mieszkaniu, jednak już jakiś czas temu obiecała niejakiemu Bartoszowi, że uda się z nim na sylwestrowy bal. Wtedy cieszyła się z tego zaproszenia, jednak teraz nie pałała do tego optymizmem, ze względu na to, że na owym balu mieli pojawić się zawodnicy Asseco Resovii Rzeszów. Jednak nie chciała wystawić swojego przyjaciela w dniu sylwestrowego balu, nie miała do tego serca. A poza tym, już jakiś czas temu umówiła wizytę u fryzjera i kosmetyczki. Jedynie miała problem z sukienką. Zdecydowała się pójść do galerii z nadzieją, że znajdzie coś odpowiedniego. I nie pomyliła się. Może i przeszła kilkanaście sklepów, ale znalazła odpowiednią sukienkę. Była idealna. Góra pokryta cekinami w odcieniu złota, a dół czarny z kilkoma warstwami szyfonu. Idealnie podkreślała jej figurę. Zadowolona z zakupu ruszyła w stronę salonu fryzjersko-kosmetycznego, u którego miała umówioną wizytę. Po ponad dwóch godzinach miała gotowy makijaż i fryzurę. Zadowolona wróciła do mieszkania, gdzie wyszykowała się do końca. W międzyczasie wysłała jeszcze sms'a do Bartosza z informacją, żeby nie jechał do jej rodzinnego domu. Kiedy usłyszała dzwonek do drzwi spryskała jeszcze ciało perfumą i włożyła nogi w czarne szpilki. Otworzyła i przywitała się z siatkarzem.
-Wyglądasz nieziemsko. - nie wierzył własnym oczom. - Jesteś piękna.
-Nie przesadzaj, Kurek. - zaśmiała się, a jej towarzysz pomógł włożyć jej płaszcz.

Nie przepadała za sztywnymi balami ze sportowcami, jednak tym razem czuła się inaczej. Cieszyła się, że nie odmówiła atakującemu i mimo iż wokół niej było sporo nieznajomych jej osób, to czuła się jak między swoimi.
-Tośka, wyglądasz cudownie! - nie wiedząc kiedy, obok niej pojawiła się ukochana Fabiana.
-Dziękuję, ale Ty wyglądasz o wiele lepiej. - zaśmiały się i pochłonęły w rozmowie.
-Przepraszam, ale chciałbym zatańczyć ze swoją partnerką. - Kurek udawał zniechęconego staniem, a ona nie bardzo mu w to uwierzyła. Przecież on nie lubił tańczyć! - Można prosić?
Nie miała wyjścia. Przecież po to tutaj przyszła. Żeby bawić się i świętować Nowy Rok! Wiedziała, że spotka tutaj Amerykanina, ale miała nadzieję, że nie odważy się do niej podejść, szczególnie wtedy, jak zauważy, że jest ona w towarzystwie Bartosza. Jednak myliła się.
-Odbijany! - krzyknął porywając ją do tańca. Widziała w oczach Bartka zdenerwowanie, a nawet wkurzenie, jednak uspokoiła go proszącym wzrokiem.
-Mogłeś sobie darować. - mruknęła, do przyjmującego.
-Nie mogłem, to Ty mnie unikałaś od prawie dwóch miesięcy. - westchnął. - Chciałem Ci wszystko wyjaśnić, jednak teraz zapiera mi dech w piersiach.
-Nie wzruszają mnie Twoje słowa.
-Wyglądasz zniewalająco, Tosia. - szepnął wprost do jej ucha.
-Odpuścisz sobie? - odwróciła wzrok, aby nie spoglądać w jego oczy.
-Jak mogę sobie odpuścić, skoro Cię kocham?




InaccessibleGirl: Mamy dziesiątkę. Pisaną na szybko, więc za błędy z góry przepraszam. Najbardziej chyba podoba mi się ten fragment rozmowy z babcią, zdecydowanie. A resztę zostawiam do oceny Wam. :)
Puchar Świata ruszył, zdecydowanie. Na pięć spotkań mamy wszystkie wygrane! A straciliśmy zaledwie jeden punkt. Nawet jest warte wstawanie o 5 rano, aby kibicować naszym Mistrzom! Oby tak dalej Panowie, do Rio! Wiecie jak to fajnie jest być studentem? :D 
Pozdrawiam i całuję! ;*


niedziela, 6 września 2015

9. Jak lubisz się puszczać ze starszymi od siebie gośćmi to nie moja sprawa.




Stała niczym wryta w podłogę i wpatrywała się w zamknięte przez Bartosza drzwi. Zdziwiła się jego reakcją, bo przecież nie robiła nic złego.
-Może ja pójdę.. - podrapał się po karku chwytając za klamkę drzwi.
-Nie, nie. - chwyciła go za dłoń. - Chodź, zjemy obiad. Przecież nie może się zmarnować.
Zaprowadziła swojego towarzysza do jadalni, a sama przeszła do kuchni, skąd przyniosła lasagne. Postawiła ją na stole i nałożyła na talerze. Wspólnie życzyli sobie smacznego i zabrali się za jedzenie. Przez wcześniejszą scenę z Kurkiem, nie miała ochoty na rozmowę, dlatego zjedli w ciszy. Thomas to rozumiał, więc nawet nie zaczynał rozmowy. Kiedy zjedli, włożyła naczynia do zmywarki, a sami przeszli do salonu. Usiedli na kanapie.
-Nie wiem, nie mam pojęcia co się z nim stało. - westchnęła patrząc w jakiś bliżej nieokreślony punkt. - Jego zachowanie, jego reakcja.
-Tosia, spokojnie. - delikatnie się uśmiechnął. - Nie martw się, on jest po prostu zazdrosny o Ciebie, no i martwi się.
-Ale nie musi tego tak okazywać. I mówiłam już mu, że między mną a nim nigdy nic nie było i nigdy nic nie będzie.
-Skoro tak, to musi to w końcu zaakceptować i pozwolić Ci być szczęśliwą. - objął ją ramieniem i pocałował w skroń.
Jedynie westchnęła i podniosła się, aby podejść do komody, na której stał jej telefon, z którego wydobywał się cichy dźwięk Love me like you do. Przeprosiła swojego towarzysza i wyszła na taras odbierając telefon. Po dość krótkiej rozmowie wróciła do salonu.
-Thomas, przepraszam Cię, ale musisz już iść. - starała się najgrzeczniej jak tylko potrafiła, wyprosić przyjmującego.
-Coś się stało? - mruknął nieco zadowolony, kiedy odprowadzała go do drzwi.
-Nie, po prostu musisz już iść, przepraszam. - westchnęła naciskając klamkę i otwierając drzwi. Musnęła jego policzek i spojrzała w jego oczy.  - Wszystko Ci wyjaśnię, obiecuję. A teraz idź.
Odetchnęła z ulgą, kiedy wyszedł. Musiała go wyprosić, przecież jej ojciec nie lubił, kiedy zapraszała do ich rodzinnego domu siatkarzy z rzeszowskiego klubu, zawsze mu to przeszkadzało.Nie miał nic przeciwko temu, że się z nimi kolegowała, jednak nie aprobował faktu, że przebywają u niego w domu.

-Tatku, w końcu wróciłeś! - przytuliła się do ojca witając go w drzwiach i musnęła jego policzek.
-Nie uwierzę, że po kilku dniach aż tak bardzo się za mną stęskniłaś. - zaśmiał się obejmując ją ramieniem. - A gdzie jest ten, którego mam przegonić tym razem?
-Tato, jestem już dorosła, daj spokój. - zaśmiała się, a po chwili dołączył do niej ojciec. - Udało Ci się wszystko załatwić?
-Tak, poszło po mojej myśli. I jak na razie nie mam w planach wyjazdu i zostawiania Ciebie na pastwę losu. - usiadł na salonowej kanapie.
-Powtórzę to jeszcze raz, jestem już dorosła. - krzyknęła z kuchni nalewając do filiżanki kawy. - Dam sobie radę, nie musisz się tak o mnie martwić.
-Zawsze będziesz moją małą córeczką, kochanie. - westchnął, po czym zamoczył usta w czarnym napoju.


Thomas

Szanował jej prośbę o to, aby opuścił jej dom, jednak nie mógł tak po prostu odjechać nie wiedząc dlaczego go wyprosiła. Jednak kiedy zobaczył, że wita się ze sporo starszym mężczyzną, w dodatku z mężczyzną, którego on sam znał, zrozumiał wszystko, a bynajmniej tak mu się wydawało. Odjechał z piskiem opon i to był dla niego koniec znajomości z Antoniną.

Minęły dwa tygodnie, a on żył przez ten czas w monotonii. Z mieszkania wychodził na trening, po którym wracał do swoich czterech ścian. Popołudniu była zupełnie tak samo, ale wieczorem spotykał się z kolegami z drużyny. Wychodzili do klubu czy wraz z ich partnerkami szli do kina na jakiś denny film. Tym razem było tak samo.
-Klub czy kino? - Fabian zerknął przez ramię na swojego kolegę.
-Może tym razem chodźmy na piwo? - wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
Po kilkunastu minutach drogi dotarli do jednego z najlepszych rzeszowskich klubów. Zajęli jedno z wolnych miejsc i od razu zamówili po drinku.
-Bartek dalej jest na Ciebie cięty? - Dryja zaczął temat, którego nikt nie chciał poruszyć.
-Wisi mi to.-wzruszył beznamiętnie ramionami i dopił drinka do końca. -Sorry, ale muszę już iść. Na razie.
Wyszedł z klubu, złapał taksówkę i znów zniknął w swoich czterech kątach.


Antonina

Nie za bardzo rozumiała ostatnie zachowanie Thomasa. Relacje między nimi były dobre, a nawet bardzo dobre do momentu, kiedy wyprosiła go z domu. Chciała z nim wyjaśnić to wszystko, jednak ostatnimi czasy była strasznie zaganiana: zajęcia, wolontariat i sporo innych rzeczy miała na głowie. Dlatego cieszyła się z wolnego dnia, z powodu choroby profesora, z którym miała zajęcia przez cały dzień. Podniosła się z łóżka i od razu weszła do łazienki, gdzie się ubrała w jeansy i beżowy sweterek. Zrobiła delikatny makijaż i zakładając na nogo botki zeszła na dół. Ojca już nie było w domu. Miał spotkanie na Podpromiu. Zabrała ramoneskę i wyszła zamykając drzwi na klucz. 

Przywitała się z ochroniarzem i bez problemu weszła do środka. Przywitała się ze spotkanymi zawodnikami, którzy akurat wracali do szatni ze skończonego porannego treningu. 
-Fabian, jest Thomas? - szepnęła tak, aby nikt nie usłyszał o co pytała rozgrywającego.
-W szatni, powiedzieć mu, że przyszłaś? - kiwnęła przecząco głową.
-Nie, poczekam na niego tutaj. - mruknęła siadając na jednym z krzesełek. 
Czas dłużył jej się nie miłosiernie, a Thomas był jedną z ostatnich osób, które wyszły z szatni. 
-Thomas, poczekaj. - chwyciła go za dłoń, kiedy ten widząc ją nawet się nie zatrzymał. - Możesz mi wyjaśnić o co chodzi? 
-Co mam Ci wyjaśniać? - parsknął, a z szatni wyszła reszta zawodników na czele z Bartkiem i Fabianem. - Jak lubisz się puszczać ze starszymi od siebie gośćmi to nie moja sprawa. 
-Puszczać się? - poczuła jak do oczu napływają jej łzy. - O co Ci chodzi?
-Widziałem Was, rozumiesz? Widziałem! - niemalże krzyknął. - Daruj sobie głupie bajeczki i wytłumaczenia. On jest prezesem naszego głównego sponsora. Mogłaś od razu powiedzieć, że utrzymujesz się z jego pieniędzy. To wszystko wyjaśnia. 
-Ej, Rześki, daj spokój. - Fabian starał się go uspokoić. 
-Co się tutaj dzieje, panowie? - trener widząc zamieszanie na korytarzu starał się do wiedzieć o co chodzi. 
-Nic się nie dzieje, Panie Andrzeju. - mruknęła ocierając spływające po policzkach łzy. W oddali zobaczyła swojego ojca, którego przywołała skinieniem ręki.  - Tato, idziesz już do domu? Mogę się zabrać z Tobą? - ten kiwnął jedynie głową, a ona zwróciła się do nieźle wkurzonego Kurka. - Bartek, nie ma sensu się denerwować. Odpuść. 
Zostawiła osłupiałego Amerykanina i pomału znikała z pola widzenia zarówno przyjmującego, jak i reszty zawodników. 



InaccessibleGirl: Mamy dziewiątkę. Muszę przyznać, że ciężko mi się ją pisało, choć sama nie wiem dlaczego. Moje zdanie na temat rozdziału może być tylko jedno. Jednak ocenę pozostawiam Wam, kochane czytelniczki. :)
Już niebawem Puchar Świata. Nawet nie wiecie jak się cieszę, że obejrzę wszystkie mecze Polaków! Chociaż, cztery lata temu, miałam akurat w okresie PŚ praktyki, więc większość meczy i tak obejrzałam. ;D
JEŻELI JUŻ TUTAJ JESTEŚ, TO ZOSTAW KOMENTARZ, NAWET JEDNO ZDANIE POTRAFI ZMOTYWOWAĆ DO DALSZEGO PISANIA.

Pozdrawiam serdecznie! ;*