wtorek, 26 stycznia 2016

26. Proszę Cię, zaopiekuj się nią.





Wbiegła do szpitala i nie zwracała uwagi na krzyczącego Fabiana. Nawet nie czekała na windę tylko od razu wbiegła po schodach na odpowiednie piętro. Widząc siedzącego na krzesełku ojca odetchnęła z ulgą, choć przestała rozumieć o co w tym wszystkim chodzi.
-Tato? Co się stało? - podeszła do niego, a on momentalnie się podniósł. Spojrzała na niego i mocno się przytuliła. - Tak się bałam, że coś Ci się stało!
-Nie, nic mi się nie stało, spokojnie Tosiu. - pocałował ją w czoło.
-W takim razie co się stało? Dlaczego jesteś w szpitalu? Możesz mi to wszystko wyjaśnić?
-Jakiś czas temu do Rzeszowa wróciła Twoja matka..
-Co? Jak to wróciła? Nie rozumiem. Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Jak mogłeś to zataić przede mną?
-Chciałem Ci powiedzieć, ale wtedy nie dałaś mi dojść do słowa. - westchnął. - Ale teraz to nie jest ważne. Trzy dni temu zadzwonili do mnie ze szpitala, że miała wypadek. Chciałem Cię poinformować o tym, ale nie odbierałaś.
-Byłam u babci, chciałam odpocząć od tego wszystkiego. - usiadła na krzesełku. - Ale co z mamą? Co się stało?
-Miała operację, teraz lekarze czekają aż się wybudzi, o ile..
-Nie, proszę Cię, nie mów tak. Obudzi się, obudzi i wszystko będzie dobrze. Zobaczysz, mama wyzdrowieje i znów będzie szczęśliwa, będziemy szczęśliwi.
-To nie jest takie proste, kochanie. - usiadł na krześle obok i objął ją ramieniem. - Ale nie martw się, poradzimy sobie, mamy w końcu siebie, prawda?
-Mogę ją zobaczyć? Proszę, powiedz, że mogę. - nie odezwał się słowem, lecz kiwnął tylko twierdząco głową.
-Tylko nie za długo, kochanie. - westchnął, kiedy tylko się podniosła.

Założyła zielony fartuch i weszła na salę. Otarła pojedynczą łez spływającą po jej policzku i niepewnym krokiem podeszła bliżej łóżka. Usiadła na stojącym obok krzesełku i niepewnie ujęła jej dłoń.
-Mamo, mamusiu. - westchnęła czując jak po jej policzkach płyną łzy. - Nie możesz mnie zostawić, nie teraz kiedy znów jesteś obok mnie. Potrzebuję Cię, bardzo Cię potrzebuję. Musisz się obudzić, musisz do nas wrócić. Nie możesz kolejny raz mnie zostawić, nie możesz..
-Przepraszam, musi pani wyjść. Nie można tutaj tak długo przebywać.
-Proszę mi powiedzieć, co z nią? - otarła łzy i podniosła się z krzesła. - Tylko proszę mi szczerze powiedzieć.
-Nie mogę udzielić takich informacji, proszę porozmawiać z lekarzem. Ale proszę być dobrej myśli. - posłała w jej stronę ciepły uśmiech. - A teraz proszę już wyjść.
-Będzie dobrze mamo, zobaczysz. - pocałowała ją w czoło i opuściła salę. Spojrzała jeszcze przez szybę i znów po jej policzkach zaczęły spływać łzy.

Czuła, jak oczy jej się zamykają, jednak nie mogła zasnąć, nie chciała. Była przekonana, że jak tylko poszłaby do mieszkania to może by się obudziła? A może drgnęłaby choćby palcem? W tej chwili wiedziała tylko jedno. Nie mogła i nie chciała jej opuścić, nie w tym momencie.
-Tosiu, ktoś do Ciebie. - kiwnął głową w kierunku drzwi. Zerknęła tylko w tamtą stronę i momentalnie zerwała się z korytarzowego krzesełka.
-Thomas! - podeszła do niego i zatopiła się w jego ramionach. Objął ją i pocałował we włosy.
-Tosia. - westchnął nie wypuszczając jej z ramion. - Powinnaś odpocząć.
-Nie, nie mogę stąd wyjść. - kiwnęła przecząco głową i odwróciła się w stronę siedzącego na krzesełku ojca.
-Thomas ma rację, Tosiu. - podszedł do nich. - Powinnaś z nim pójść. Nie możesz spędzić tutaj całej nocy.
-Tato, nie wyjdę stąd dopóki ona się nie obudzi.
-Tosia, nic nie zmieni to czy Ty będziesz tutaj, czy nie. - przyjmujący chwycił ją za dłoń. - Choć, zabiorę Cię. Musisz coś zjeść, wyspać się.
-Idź, ja tutaj zostanę. Jak coś się tylko będzie działo to od razu dam Ci znać. - pocałował ją w głowę i niepewnie uniósł kąciki ust ku górze. - Proszę Cię, zaopiekuj się nią.
-Nie musi mnie pan o to prosić. - delikatnie się uśmiechnął i objął ją ramieniem. - Chodźmy.


Thomas

Nie mógł w nocy spać. Cały czas wpatrywał się w Tośkę i pilnował, aby czasem po przebudzeniu nie ubzdurała sobie, że musi jechać do szpitala. Całą noc myślał nad ich wspólnym wyjazdem do Stanów i uświadomił sobie, że teraz nie jest to możliwe. Przecież nie zostawi swojej matki, która jest w szpitalu i która później będzie jej potrzebować. A on to rozumiał. Doskonale to rozumiał, bo przecież był tak samo związany ze swoją rodziną. Różnica była jedynie taka, że podczas sezonu klubowego był on bardzo daleko od swojej rodziny i tak na dobrą sprawę miał tutaj jedynie Tośkę i kolegów z drużyny. Dlatego teraz rozumiał sytuację swojej ukochanej i wiedział, że nie będzie nalegał na jej wyjazd, bo teraz nie było to najważniejszą rzeczą. W zaistniałej sytuacji najważniejsza była jej matka, która leżała w szpitalu i nie reagowała na żadne bodźce docierające do niej od ludzi, którzy ją kochają. Wiedział, że Tośka przez to cierpi, bo odzyskała matkę, o ile o takowym odzyskaniu można było powiedzieć, i nie chciała jej ponownie stracić. Już raz ją straciła, a teraz nie dopuściłaby do tego. Co prawda nie znał dokładnie tej sprawy, wiedział jedynie, że już kilka lat temu jej matka odeszła od swojej rodziny, od swojej córki, ale nie wiedział dlaczego tak się stało. Nie chciał też naciskać na Antoninę, bo wiedział, że ta sprawa nie należy do łatwych. Z drugiej strony chciałby wiedzieć, dlaczego zostawiła swoją córkę i męża, ale był przekonany, że kiedy będzie na to gotowa to sama mu opowie całą historię, bez jego ingerencji w to. 

Otworzył oczy i spojrzał na zegarek. Dochodziła godzina dziesiąta. Tośka jeszcze spała, więc po cichu podniósł się z łóżka i wszedł do łazienki. Wziął szybki prysznic i wycierając włosy ręcznikiem wyszedł.
-No proszę, wiedziałam, że mam przystojnego faceta, ale nie wiedziałam, że aż tak. - zaśmiała się stając w progu drzwi prowadzących do sypialni. 
-Myślałem, że jeszcze śpisz. - podszedł do niej i pocałował ją w czoło. 
-Zawieziesz mnie do szpitala? 
-Kochanie, najpierw musisz wziąć prysznic, żeby Twój ojciec nie zabił mnie, że w takim stanie Cię wypuściłem z mieszkania. Już wystarczająco mnie nie lubi. - zaśmiał się obejmując ją w pasie. - A po drugie, nie pojedziesz do szpitala dopóki czegoś nie zjesz. 
-Daj spokój, nie jestem głodna. - westchnęła. - A z prysznicem masz rację, przyda mi się. 
-Wczoraj praktycznie nic nie jadłaś. Nie pociągniesz tak długo, Tosia. - uniósł jej głowę delikatnie ku górze. - Teraz potrzebujesz dużo siły, a jak nie będziesz jadła to tej siły Ci braknie. 
-Idę lepiej wziąć ten prysznic, bo strasznie marudzisz. - mruknęła niezadowolona, wyminęła go i zniknęła za drzwiami łazienki. 

Nim wyszła z łazienki zdążył przygotować kilka kanapek, aby coś zjadła przed wyjściem do szpitala. Protestowała, ale w końcu postawił na swoim. Zjedli w milczeniu, co mogło wydawać się dosyć dziwne, bo nigdy się tak nie zachowywali. Kiedy tylko ze z kuchennej wyspy zniknęły wszystkie kanapki, od razu zebrali się do wyjścia. 
-Thomas, poczekaj. - chwyciła jego dłoń. - Możemy porozmawiać?
-Tośka, nie martw się. - westchnął zamykając jej drobne ciało w uścisku. - Twoja mama jest ważniejsza, rozumiem to. Nie będę miał do Ciebie pretensji jeżeli ze mną nie wyjedziesz, nie musisz się o to martwić. 
-Skąd wiedziałeś, że o tym chciałam porozmawiać? - spojrzała w jego oczy. 
-To zrozumiałe. - uniósł kąciki ust ku górze. - Musisz tutaj zostać. Twój ojciec Cię potrzebuje, a później tak samo potrzebować Cię będzie Twoja matka. 
-Tak bardzo Cię kocham. - musnęła jego wargi i ponownie zatonęła w jego objęciach. 
-Ja Ciebie też kocham, Tośka. - ujął jej dłoń. - Chodźmy już. 

O dziwo centrum miasta było przejezdne. Cieszyli się z tego, bo nie musieli zbyt długo stać w korku, jak to zawsze bywało w godzinach południowych. Dość sprawnie przejechali przez miasto i już po pół godzinie parkowali na szpitalnym parkingu. Weszli, a dokładnie to wjechali windą na odpowiednie piętro i zobaczyli lekarza rozmawiającego z jej ojcem. Mężczyzna w białym fartuchu poklepał go po ramieniu i odszedł. W mgnieniu oka zbliżyła się do ojca. 
-Co się stało? Co z mamą? 




InaccessibleGirl: Powiem tylko tyle, że strasznie ciężko mi się pisało ten rozdział. I przepraszam Was, że dodaję go dopiero teraz, ale sesja, sesja, sesja i jeszcze raz sesja. 
Następny w niedzielę, jednak nie wiem czy w wyrobię się do tej zbliżającej się niedzieli, prawdopodobnie kolejny rozdział pojawi się 7 lutego. Wtedy już powinnam być po wszystkich egzaminach, bynajmniej mam taką nadzieję. ;D 
Do następnego! Pozdrawiam! ;)



niedziela, 10 stycznia 2016

25. Życie nie zawsze jest usłane różami.






Przez cały pobyt u babci starała się zyskać jak najwięcej z obecności Thomasa. Spędzała z nim niemal każdą chwilę. Zabrała go w każde swoje ulubione miejsce, ale i tak najbardziej przypadło mu do gustu Zakopane. Cieszyła się, bo ona sama bardzo lubiła to miejsce. Miało w sobie urok, który spodobał się również i jemu. Już była niemal pewna, że w trakcie następnego sezonu ligowego będą odwiedzać Zakopane w każdej możliwej chwili. Ale najważniejsze było dla niej to, że w końcu potrafiła z nim porozmawiać, bez zbędnych kłótni, przez które czuła, że oddalają się od siebie. I zrozumiała jeszcze jedno. W końcu zrozumiała słowa, które wypowiedział Filip. Zrozumiała, że musi postawić siebie i swoje szczęście na pierwszym miejscu. Dotarło do niej, że jeżeli on wyjedzie to zaprzepaszczą wszystko to o co tak walczyli. A tego przecież nie chciała stracić. Nie chciała stracić Thomasa. Tego nawet sobie nie wyobrażała, nie chciała o tym myśleć. Bo przecież była święcie przekonana, że do tego nie dojdzie. Dotarło do niej, że jeżeli chce, aby ich uczucie przetrwało to musi z nim wyjechać. Już nie widziała innego wyjścia. Nie przejmowała się tym, co powie jej ojciec. Jakoś nie miało to dla niej najmniejszego znaczenia. Już przyzwyczaiła się do tego, że rzucał on zawsze kłody pod jej nogi, ale tym razem nie miała zamiaru nawet mu o tym mówić. Podjęła decyzję sama i nie miała najmniejszego zamiaru z tego rezygnować.

-A Ty znowu tutaj siedzisz. - zaśmiała się wchodząc do ogrodu. - Coś za bardzo upodobałeś sobie tą moją huśtawkę.
-Tutaj jest pięknie. - westchnął rozglądając się po ogrodzie. - Wiem, że pewnie się powtarzam, ale to miejsce spodobało mi się już wtedy, kiedy przyjechałem tutaj na te święta.
-Ma w sobie urok. - uniosła kąciki ust ku górze. - Tutaj zawsze przesiadywałam kiedy nie chciałam z nikim rozmawiać. Wiesz, drzewa rozkwitały i lubiłam się pomiędzy nimi chować.
-Wiesz co? - spojrzał na nią, a ona zmrużyła nieco oczy uważnie mu się przyglądając. - Kiedyś będą tutaj się chować nasze dzieci. Będą tutaj przyjeżdżać na święta, na wakacje, a my będziemy wspominać nasze czasy młodości.
-Ej, ej, ej. - zaśmiała nieco nerwowo. -Przystopuj trochę, kochanie. Nie wybiegaj tak daleko w przyszłość, bo różne scenariusze pisze życie.
-Życie może i tak, ale to co mamy w sercu przetrwa wszystko. - uśmiechnął się, musnął jej wargi i objął ramieniem. - Jeżeli przetrwamy tą cholerną próbę odległości, przetrwamy wszystko.
-Wiesz, ja też coś zrozumiałam. - cicho westchnęła i ułożyła dłoń na jego klatce piersiowej. - Moje szczęście musi być dla mnie najważniejsze, a tym szczęściem jesteś dla mnie Ty. - niepewnie uniosła głowę ku górze i spojrzała w jego tęczówki. - Nie mogę zaprzepaścić tego, co mam.
-Co chcesz mi powiedzieć? Mam się bać? - zaśmiał się nerwowo rozglądając się dookoła.
-Wręcz przeciwnie. - uśmiechnęła się. - Na prawdę chcesz, żebym z Tobą wyjechała?
-Przecież wiesz, że tak. - ujął jej podbródek unosząc go delikatnie ku górze. - Ale nie chcę Cię do niczego zmuszać. Rozumiem to, że masz tutaj swoje życie, którego nie możesz zostawić, a ja muszę to zrozumieć.
-Życie nie zawsze jest usłane różami. - zaśmiała się cicho. - Ale trzeba potrafić zaryzykować. A ja muszę się nauczyć tego, że ryzyko w życiu też odgrywa ważną rolę.
-Słońce, proszę Cię, mów jaśniej. - zaśmiał się obejmując ją mocniej.
-Po prostu chcę Ci powiedzieć, że zdecydowałam się wyjechać z Tobą, ale to w sumie nic takiego. - podniosłą się i pociągnęła go za rękę. - Chodź, babcia pewnie już przygotowała obiad.
-Czekaj, czekaj, czekaj. - wstał i przyciągnął ją ku sobie. - Czy ja się nie przesłyszałem, na prawdę chcesz wyjechać ze mną? Nie żartujesz?
-Czy ja kiedykolwiek żartowałam? - wytknęła w jego stronę język, a ten w jednej chwili podniósł ją do góry.
-Kocham Cię, słyszysz? Kocham! - krzyknął i kilkakrotnie okręcił się wokół własnej osi.
-Ja też Cię kocham. - zaśmiała się, ułożyła dłonie na jego policzkach i musnęła jego wargi. - Nawet nie wiesz jak bardzo.

Następnego dnia, niemal z samego rana, po pożegnaniu się z babcią wyjechali w stronę Rzeszowa. Przecież musieli się jeszcze przygotować do wyjazdu do Stanów. Tym razem droga minęła im w nieco lepszym nastroju. Thomas już nie zwracał uwagi na Filipa, który stał się dla niego nieobecnym, choć prowadził z nimi rozmowę. Był szczęśliwy i w końcu było po nim to szczęście widać. A ona? Ona cieszyła się, że zdecydowała się na ten krok. Cieszyła się widząc tak szczęśliwego Thomasa. A jeszcze bardziej cieszył ją fakt, że nie musiała rezygnować ze swojego szczęścia.
-Dzięki za wypad. - Filip szeroko uśmiechnął się, kiedy podjechali na odpowiednie osiedle.
-Nie ma sprawy. - przyjmujący szeroko się uśmiechnął i objął swoją ukochaną ramieniem. - Polecamy się na przyszłość.
-Ty się polecasz? - nieco zdziwiona spojrzała na niego, po czym przeniosła wzrok na Filipa i roześmiała się. - Pobyt u babci dobrze na niego wpłynął.
-Zdecydowanie. Ale skoro taki chętny to z czystą przyjemnością skorzystam. - uśmiechnął się i wyciągnął w jego kierunku dłoń, którą Amerykanin niemal natychmiast uścisnął. - Powodzenia na zgrupowaniu.
-Dzięki. - uniósł kąciki ust ku górze i otworzył bagażnik samochodu.
-Do zobaczenia, Tosia. - uśmiechnął się i musnął jej policzek.
-Dziękuję Ci. - szepnęła do jego ucha przytulając go na pożegnanie. - Znów pokazałeś, że zawsze mogę na Ciebie liczyć.
-Daj spokój. - machnął ręką, po czym wyciągnął torbę z bagażnika i zamknął jego klapę. - Trzymajcie się, gołąbeczki.

Podwiózł ją pod klatkę, w której mieszkał Fabian. Odpięła pasy i szeroko się uśmiechnęła.
-Wiesz, cieszę się, że zdecydowałam się na ten wyjazd.
-Ja też się cieszę, nawet nie wiesz jak bardzo. - zaśmiał się, ujął jej dłoń i musnął ją wargami. - To będzie najlepsze zgrupowanie, bo będę wiedział, że jesteś gdzieś obok.
-Będę musiała sobie znaleźć jakąś pracę.
-O tym porozmawiamy później. - zaśmiał się.
-Niech będzie. - przejechała dłonią po jego policzku. - Muszę już iść, bo jeszcze czeka mnie pakowanie.
-Nie będę Cię zatrzymywał. - pochylił się i przelotnie musnął jej wargi. - Do zobaczenia.
-Do zobaczenia. - zaśmiała się i wysiadła z samochodu.
Stanęła na chodniku i poczekała aż odjedzie. Dopiero kiedy zniknął za rogiem weszła do klatki, po czym skierowała się pod odpowiednie drzwi. Szeroko uśmiechnięta weszła do mieszkania i przywitała się z jego właścicielami.
-Boże, Tośka. Dlaczego nie szło się do Ciebie dodzwonić?! - nieco zdenerwowany rozgrywający stanął w drzwiach jakby się paliło.
-Bo wyłączyłam telefon? - mruknęła. - Nie potrzebowałam zbędnych połączeń, chciałam odpocząć.
-To akurat było coś ważnego. - skrzywił się, a ona już wiedziała, że coś musiało się stać.
-Fabian, co się stało?
-Tosia, tylko się nie denerwuj. - Monika stanęła obok niej. - Musisz teraz być silna.
-Powiedzcie mi do jasnej cholery, co się stało?!
-Musisz jechać do szpitala..






InaccessibleGirl: Jest kolejny rozdział. Nie będę się rozpisywać, powiem tylko, że następny, prawdopodobnie, pojawi się w następnym tygodniu. Jednak nie obiecuję nic, bo czeka mnie maraton z egzaminami, niestety. Tak więc trzymajcie za mnie kciuki! :)

Pozdrawiam! ;)

PS: Nasi Mistrzowie! Wielkie brawa należą się dla naszych Siatkarzy! Zostawili kawał serducha na boisku, nie poddali się, wywalczyli wyjazd do Tokio! Tam zdobędą bilety do Rio! A za mecz z Niemcami, czy ten wczorajszy z Francuzami, wielkie szapo ba, Panowie! A to zdjęcie mówi samo za siebie: 



Wszyscy kochają naszego Kapitana! Kubi, jesteś najlepszy! Odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu! #13 #MichałKubiak #RoadToRio #PrzezTokioDoRio 











niedziela, 3 stycznia 2016

24. Tośce bardzo na Tobie zależy.





Liga skończyła się szybciej niż się spodziewała. Bynajmniej te ostatnie tygodnie, które dzieliła pomiędzy zajęcia na uczelni i spędzanie czasu z Thomasem. Resovia po raz kolejny cieszyła się z wywalczonego Mistrzostwa Polski, jednak w Lidze Mistrzów tym razem nie poszło im tak kolorowo. Niestety zajęli, jak to każdy sportowiec mówi, najgorsze z możliwych miejsc - czwarte. Stanęli tuż za podium. Nawet nagroda indywidualna dla najlepszego atakującego, jakim był Bartek, nie potrafiła im pomóc przeboleć tej przegranej. Jednak z mistrzostwa cieszyli się. Nie potrafili tego pominąć i jak co roku na rynku odbyła się feta dla kibiców, którzy jak zawsze licznie przybyli. Nie obyło się oczywiście bez podziękowań dla zawodników i sztabu szkoleniowego. Podziękowania poszły również w stronę kibiców, którzy byli ze swoją drużyną na dobre i złe, podczas tych dobrych, jak i złych momentów. Każdy zakończył swoją przemowę na zwykłych podziękowaniach, jednak z jednym wyjątkiem. Tylko ktoś o inteligencji niejakiego Dawida D. był w stanie zabawi się w gwiazdę rocka i skoczyć pomiędzy publiczność, aby ta poniosła go na rękach przez rynek. Oh ten Dawid, mądrością nie grzeszył, ale jednak każdy go lubił. Bo hucznej fecie zawodnicy wraz ze sztabem i osobami towarzyszącymi przenieśli się do wynajętej na tę okazję hotelowej restauracji. Radości nie było końca. Każdy z zawodników cieszył się na swój sposób. Część balowała na parkiecie, inni siedzieli z drinkami w dłoni, a jeszcze inni po prostu siedzieli i w całości pochłonęli się rozmowie. Bo przecież było co świętować.

Następnego dnia, z samego rana, spakowała swoje ubrania do małej torby i byłą gotowa do wyjazdu w swoje rodzinne strony. Cieszyła się, że Thomas był jednym z tych nielicznych, który podczas imprezy na zakończenie sezonu siedział z sokiem w ręce, ponieważ ona za bardzo nie lubiła siedzieć zbyt długo za kierownicą samochodu, po prostu wolała swobodnie rozsiąść się na siedzeniu pasażera.
-Pamiętasz, że Filip jedzie z nami? - uśmiechnęła się na samą myśl o wyjeździe do babci. - Będziemy musieli podjechać po niego.
-Mhm, nie da się o tym zapomnieć. - mruknął nieco niezadowolony gryząc kawałek bułki. - Ciągle to powtarzasz.
-Proszę Cię, myślałam, że już ten temat mamy skończony. -westchnęła stając za nim. - To jest tylko mój przyjaciel.
-Jakoś ja widzę to inaczej. - wstał, podszedł do zlewu i przepłukał brudny talerz. - Nie zachowujecie się jak przyjaciele.
-Tomek, proszę Cię. Nie rób scen, chcę chociaż te ostatnie chwile spędzić bez kłótni. - nieco się zdenerwowała.
-Możemy już jechać. - westchnął i zabrał torbę, po czym razem opuścili mieszkanie, zamykając za sobą dokładnie drzwi.
-Proszę Cię, nie złość się na mnie. To jest mój przyjaciel, nie mogłam mu nie pozwolić z nami jechać. - westchnęła zapinając pas.
-Nie ma problemu. I tak przecież tam jedziemy. - mruknął zapinając pas, po czym przekręcił kluczyk w stacyjce.
-Tomek, poczekaj. - chwyciła jego dłoń, a drugą przekręciła delikatnie jego głowę w swoją stronę. - Wychowałam się z nim. To z nim wpadałam w pierwsze poważne kłopoty, to przy nim wypłakiwałam się kiedy moja matka odeszła. Spróbuj mnie zrozumieć, proszę.
-Rozumiem, na prawdę. - delikatnie się uśmiechnął i przelotnie musnął jej wargi. - Jedźmy już.

Niby wczesna, poranna godzina, a na mieście i tak spotkały ich spore korki. Cóż, nic dziwnego, skoro większość ludzi wychodziła z domu i wybierała się do pracy. Przyjmujący nieco się denerwował tym olbrzymim ruchem o tak wczesnej porze, ale jakoś to przetrwali. Pod mieszkanie Filipa dotarli dopiero po czterdziestu minutach. W czasie drogi wyprosiła Amerykanina, aby wysiadł z auta i razem z nią przywitał się z przyjacielem. Stanął obok niej obejmując ją ramieniem.
-Filip, poznaj Thomasa. - szeroko się uśmiechnęła. - Thomas, to jest mój przyjaciel, Filip.
-Cześć. - mruknął podając mu dłoń. - Miło mi Cię poznać.
-No cześć, nie mogłem się doczekać aż Cię poznam. - Filip uścisnął jego dłoń i szeroko się uśmiechnął. - Cieszę się, że w końcu ktoś skradł serce Tośce, dziewczyna na to zasługuje.
-Dobra, dobra. Już tak nie marudź. - zaśmiała się. - Jestem ciekawa kiedy Ciebie ktoś usidli.
-Mnie się nie da usidlić. - puścił jej oczko i zaśmiał się, po czym schował torbę do bagażnika. - W ogóle to dzięki, że mogę się z Wami zabrać.
-Daj spokój. - zaśmiała się zerkając na swojego ukochanego.
-Nie ma problemu, przecież i tak tam jedziemy. - wysilił się na delikatny uśmiech. - Jedźmy już.

W dalszej drodze również nie ominęły ich korki, jednak przeprawa była nieco szybsza, niż podczas porannej podróży przez miasto. Całą drogę przegadała z Filipem, starając się wprowadzić do konwersacji również Thomasa, jednak nie udało jej się to. Cały czas milczał, odpowiadając tylko krótko na zadawane mu pytania. Z jednej strony była zła na niego, że się tak zachowywał, jednak z drugiej trochę go rozumiała. A przynajmniej starała się go zrozumieć, choć czasem bywało to trudne, tak jak i w tym przypadku. Kiedy dojechali na miejsce, od razu do samochodu podbiegła jej babcia, która przywitała wszystkich ciepłym uśmiechem i uściskiem.
-Filipku, jak ja Cię dawno nie widziałam, dziecko! - zaśmiała się z uwagą przyglądając się jego osobie. - Wyrosłeś na przystojnego faceta!
-Oh, pani Gieniu. - zaśmiał się i ucałował ją w policzek. - A pani nic się nie zmieniła! Jak wyjeżdżałem była pani równie piękna jak i teraz.
-Już mi tak nie pochlebiaj, dziecko. - pogładziła dłonią jego policzek. - Musisz mi opowiedzieć, co tam się dzieje w tym Twoim wielkim świecie. Dawno Cię u nas nie było.
-Tak, wiem. - westchnął. - Ostatni raz na pogrzebie dziadka. Trochę czasu minęło.
-Franciszek byłby dumny z tego, że ma tak zdolnego i przystojnego wnuka! - zaśmiała się wchodząc do domu.
-Wydoroślałem. - zaśmiał się stawiając w przedpokoju torbę. - Zmądrzałem i już nie popełniam tych błędów co za młodu.
-Cieszę się, zarówno z Twojej zmiany jak i z tego, że mnie odwiedziłeś. - uśmiechnęła się stawiając wodę w czajniku. - Czego się napijecie?
-Ja dziękuję. - Amerykanin uśmiechnął się, tak jakby od niechcenia, od razu to wyczuła, i wyszedł na taras.


Thomas

Nie znał za dobrze tego Filipa. W sumie nic o nim nie wiedział, ale po prostu wkurzał go ten koleś. Wkurzało go to, że Tośka tak świetnie się z nim dogadywała. Wiedział, że to jej przyjaciel, ale nie potrafił zrozumieć tego, że z nim samym nie potrafi się dogadać, a z człowiekiem, którego nie widziała od tak długiego czasu dogaduje się lepiej. Starał się ją zrozumieć, ale nie potrafił. Nawet pani Gienia bardziej ucieszyła się na widok tego całego Filipa. A jego tak jakby nie zauważyła, pomijając fakt, że przywitała się. Nie potrafił pojąć tego całego ideału Filipa, nie potrafił tego zrozumieć. Dlatego tuż po wejściu do domu od razu uciekł na taras, gdzie usiadł na schodkach prowadzących do ogrodu. Znał to miejsce, bo przecież był tutaj w czasie świąt. To właśnie wtedy polubił to miejsce. Właśnie wtedy postanowił sobie, że zawalczy o Tośkę i zrobił to, jednak wraz z każdym dniem, który przybliżał wyjazd do Stanów to wszystko się zaczęło sypać. 
-Nie myśl tyle, bo myślenie czasem może wszystko zepsuć. - usiadł obok niego podając mu kubek z sokiem pomarańczowym. 
-Dzięki. - mruknął. - Po prostu sobie siedzę. 
-Widzę, że za mną nie przepadasz, ale na prawdę nie dałem Ci do tego żadnych powodów. 
-Nie znam Cię, więc nie oceniam. - wziął łyk napoju i zerknął na niego. - Tośce bardzo na Tobie zależy. 
-Tak samo jak i mi na niej. - spojrzał przed siebie. - Przyjaźnimy się, tylko tyle. Wiele jej zawdzięczam.
-A ona Tobie coś zawdzięcza? 
-Nie będę Ci nic opowiadał, to są sprawy Tośki. Jak będzie chciała to wszystko Ci opowie, tylko musisz być cierpliwy. 
-Mhm, jasne. - mruknął. - Tylko mam wrażenie, że jestem niepotrzebnym elementem układanki.
-Nie mów tak, ona bardzo Cię kocha. - podniósł się i odszedł w stronę drzwi. - Ale zrobisz co będziesz chciał. Tylko jeżeli ją skrzywdzisz, to pamiętaj, że nie daruję Ci tego. 

Wieczorem usiadł na ogrodowej huśtawce ze szklanką herbaty malinowej. Wszyscy już sapali, ale on nie potrafił zasnąć. Coś w środku nie pozwalało mu zamknąć oczu i pogrążyć się we śnie. A może po prostu bał się, że to wszystko o co tak walczył rozsypie się zaraz po jego wyjeździe? Tak, zapewne bał się tego. 
-Tomek, chodź już spać, późno jest. - w drzwiach tarasowych stanęła Tośka, która po chwili podeszła do niego i usiadła obok. 
-Dużo myślałem o tym wszystkim, Tośka. - westchnął obejmując ją ramieniem. 
-Myślenie czasem może wszystko zepsuć. - westchnęła, a on tak jakby się zaśmiał, bo już raz słyszał to zdanie. 
-Walczyłem o Ciebie i jesteś dla mnie najważniejsza, ale boję się, że jeżeli wyjadę to to wszystko się spieprzy. 
-Spójrz na mnie. - przeniósł na nią wzrok i spojrzał prosto w jej oczy. - To uczucie między nami jest tak silne, że nic tego nie zepsuje. 
-Chciałbym, abyś była szczęśliwa. Tak naprawdę szczęśliwa. - przyłożył swoje czoło do jej. - Jeżeli poprzez mój wyjazd się rozstaniemy to proszę Cię, ułóż sobie życie na nowo, Tosia. 
-Będę czekać na Ciebie, mimo tej odległości. - ułożyła dłoń na jego policzku. - Kocham Cię i tylko Ciebie. 




InaccessibleGirl: Jest kolejny rozdział, pierwszy w Nowym Roku! :). Mam nadzieję, że Was nie zanudzam jeszcze tym opowiadaniem. ;). 
Następny - mam nadzieję - za tydzień, choć nie jestem w stanie tego obiecać, ponieważ zaczyna mi się maraton z egzaminami, niestety. Ale zrobię wszystko co w mojej mocy, aby naskrobać do niedzieli kolejny rozdział. :)

Pozdrawiam! ;*