niedziela, 27 grudnia 2015

23. Nie pozwól, aby szczęście uciekło Ci z rąk.




-Muszę już iść. - mruknęła niemalże niesłyszalnie, wstała i ruszyła w kierunku drzwi.
-Tosia..
-Czekaj, Rześki, musimy obgadać sprawę fiesty na rynku. - Achrem wraz z Dryją usiadł przy stoliku i szeroko się uśmiechnęli.
-Teraz? mruknął niezadowolony. - Muszę wyjaśnić z Tośką pewną sprawę.
-Co się dzieje między wami, hm? - środkowy nie patrząc na nic od razu przeszedł do sedna. - Nikt nie jest ślepy, widać, że coś jest nie tak.
-A jak myślisz? Wyjeżdżam, a ona tu.. - przerwał zerkając w dość duże okno, za którym zobaczył jak Tośka przytula się z jakimś chłopakiem. Zacisnął dłonie w pięści. - A ona tu zostaje i już jakiś koleś się koło niej kręci.
-Czyli mamy spięcia na linii tematu Twojego wyjazdu. - mruknął rzeszowski kapitan jakby starając sobie to wszystko ułożyć w głowie. - Nie poradzisz nic na to. Twój wyjazd jest nieunikniony. A ten koleś? Martwi Cię? Nie wydaje mi się, aby Tośka tak po prostu kopnęła Cię w dupę.
-Ale spójrz jaka szczęśliwa jest w jego towarzystwie. - pokiwał głową, jakby niedowierzająco.
-Spójrz na to, czego ta dziewczyna się wyrzekła. - środkowy szeroko się uśmiechnął. - Myślisz, że po tym wszystkim tak po prostu, jeszcze przed Twoim wyjazdem, umawiałaby się z innym?
-Zazdrość jest rzeczą normalną. - wtrącił się kapitan. - Ale ta sama zazdrość potrafi zniszczyć wszystko to, o co tak walczyliście. I wbij sobie te słowa starszego, ale piękniejszego, kolegi do głowy.
-Ona Cię kocha, kretynie. - Dawid zaśmiał się i pokiwał jedynie głową. - Nie spiernicz tego.
-Dobra, o czym chcieliście pogadać? - w mgnieniu oka zmienił temat. - O co chodzi z tą fetą?
-No właśnie, przejdźmy do rzeczy. - obydwoje potarli dłonią o dłoń. - Myślimy nad tym, żeby w tym roku zrobić coś nowego. Coś szałowego.
-A co jeśli nie wygramy tego mistrzostwa? - Amerykanin mruknął jakby od niechcenia.
-Weź ogarnij dupę, nie ma takiej opcji. - środkowy już nieco się zdenerwował. - Mam pomysł, panowie.
-Mamy się już bać? - Alek jakby miał przeczucie, że to będzie głupi pomysł.
-No dzięki, nie każdy mój pomysł jest do bani. - założył ręce na klatce piersiowej i udawał obrażonego. - No dobra, już wam powiem. - klasnął po chwili w dłonie i szeroko się uśmiechnął niczym małe dziecko.
-Nie możemy się już doczekać. - chociaż starał się udawać zainteresowanego tą całą sytuacją.
-Więc, jak to zazwyczaj jest na koncertach, tych fajniejszych oczywiście. - zaczął gestykulować rękoma. - Soliści skaczą w publiczność, która ich, że tak powiem, nosi na rękach. Wiecie jaki to byłby fan, gdyby nasi fani mieli taką możliwość na rynku?
-Myślałem, że w końcu wpadniesz na jakiś mądry pomysł, imbecylu. - kapitan załamał się, a jego dłoń odbiła się z hukiem na czole środkowego. - Proponuję zakończyć na dzisiaj ten temat, bo wpadniesz na jeszcze głupszy pomysł.
-Też tak myślę, chociaż w sumie głupszej rzeczy nie może już chyba wymyślić. - zaśmiał się i pożegnał, po czym wyszedł z kawiarni i skierował się od razu do mieszkania.


Antonina

Nie chciała kłócić się z Thomasm, bo była niemal pewna, że jeżeli potrwałoby to dłużej to mogliby powiedzieć sobie parę słów za dużo. A tego na prawdę nie chciała. Dlatego ucieszyła się, kiedy w kawiarni znalazła się dwójka zawodników. Wykorzystała sytuację i spokojnie wyszła. Nie zdążyła jednak daleko odejść. 
-Tosia, Tośka! - usłyszała czyjś krzyk i odwróciła się. 
-Filip? To na prawdę Ty? - zdziwiła się, ale zarazem ucieszyła widząc swojego przyjaciela.
-Tośka, jak ja dawno Cię nie widziałam. - zaśmiał się i ujął ją w ramiona, uniósł w górę i okręcił się wokół własnej osi. - Zdecydowanie przytyłaś. 
-No wiesz co. - zaśmiała się i dźgnęła go palcem między żebrami. - Musisz mi wszystko opowiedzieć. 
-I vice versa, kochana. - objął ją i razem ruszyli w stronę ulubionej kawiarni, w której przesiadywali niemal każdego dnia, jeżeli oczywiście mieli taką możliwość. 
-Co Cię tutaj sprowadza? - uśmiechnęła się zajmując miejsce przy jednym ze stolików. - Musisz mi wszystko opowiedzieć, wieki się nie widzieliśmy.
-Nie przesadzaj z tymi wiekami. - zaśmiał się siadając naprzeciw niej. - Przyjechałem na urlop. Wiesz, chciałem odwiedzić rodziców, ale nie przypuszczałem, że natknę się na Ciebie. 
-Jak widzisz, nadal tkwię w tym naszym Rzeszowie. - podparła się łokciem o stół, a na dłoni ułożyła głowę. - I póki co nie wybieram się nigdzie. Chyba, że odwiedzić babcię. 
-No tak, pani Gieni też dawno nie widziałem. - westchnął. - To wspaniała kobieta. Dalej prawi takie mądrości? 
-Jej mądrości są długowieczne. - zaśmiała się. - Nigdy bym nie pomyślała, że spotkam Cię w Rzeszowie. 
-Daj spokój. - uśmiechnął się delikatnie. - A co u Twojego ojca?
-Szczerze mówiąc, wolałabym o tym nie rozmawiać. - z jej twarzy zniknął uśmiech, a on spojrzał jedynie na nią pytająco. - Drażliwy temat, ale tak bez ściemy powiem Ci, że nie mam zielonego pojęcia co u niego.
-Jaśniej proszę.
-Po prostu już nie pozwoliłam mu ingerować w moje życie, a wychodzi na to, że to wszystko o co walczyłam właśnie rozpada się na małe kawałki.
-Nie żartuj, postawiłaś się ojcu? - wyraźnie się zdziwił. - Gdzie jest ta Tośka, która żegnała się ze mną na lotnisku? Nie wierzę w to, że potrafiłaś postawić się ojcu. 
-Widzisz, czas zmienia ludzi. - westchnęła. - Pewne osoby też potrafią mieć wpływ na zachowanie.
-Jestem z Ciebie dumny, na prawdę. - klasnął w dłonie z uznaniem. - Widzę, że w końcu zmądrzałaś i zrozumiałaś, że on Cię trzymał, że tak powiem, na krótkiej smyczy. 
-Musiałam walczyć o swoje. - uśmiechnęła się na samą myśl o wspomnieniu tej drogi, którą przeszła razem z Thomasem. - Miłość jest tego warta. Tylko problem rodzi się wtedy, kiedy to wszystko można zaprzepaścić. 
-Nie ma rzeczy niemożliwych. - zaśmiał się i spojrzał jej prosto w oczy. - A Teraz opowiadaj co Cię trapi i kim jest ten szczęściarz, któremu udało się Ciebie usidlić po tym rozstaniu z..
-Daj spokój, było nie wróci. Czasu się nie cofnie. - nie pozwoliła mu skończyć, bo doskonale wiedziała co chciał powiedzieć. - Nazywa się Thomas. Na prawdę mi na nim zależy, ale teraz jak kończy się sezon klubowy wyjeżdża. 
-Mam rozumieć, że to kolejny siatkarz? - zaśmiał się, ale widząc jej morderczy wzrok od razu spoważniał. Kiwnęła jedynie głową, co oznaczało twierdzącą odpowiedź na jego pytanie. - No i co z tego, że wyjeżdża? Nie chce Cię zabrać ze sobą? 
-Właśnie chce, ale..
-No nie żartuj. Widzisz jeszcze jakieś ale ? - przerwał jej w pół słowa. - Ty chyba oszalałaś, dziewczyno. Facet chce Cię zabrać ze sobą, a Ty nie chcesz jechać?
-Nie mogę tak tutaj wszystkiego zostawić przecież.
-Jak to nie możesz? Spójrz tylko na mnie. Gdybym nie zostawił swojego dawnego życia za sobą, pewnie już dawno byłabyś na moim pogrzebie. Nie potrafiłem zacząć od nowa tutaj, w Rzeszowie, w Polsce, dlatego wyjechałem. Tobie się to udało i jestem z Ciebie cholernie dumny. Ale Tośka, do jasnej cholery, ogarnij się. Koleś Cię kocha, proponuje Ci, żebyś z nim wyjechała, a Ty tak po prostu z tego rezygnujesz? Ze swojego szczęścia? 
-Filip, to nie tak. - westchnęła spuszczając głowę w dół. Akurat w tamtej chwili ciekawsze wydawały się jej nogi.
-Właśnie tak, Tośka. Jesteś szczęśliwa, widać to po Tobie, a chcesz tak po prostu zaprzepaścić to swoje szczęście. Jeden krok zrobiłaś, postawiłaś się ojcu. Idź dalej za ciosem. Musisz sobie zapamiętać, że Twoje szczęście jest najważniejsze, a nie to co myśli ktoś inny. Musisz to zrozumieć. 
-Proszę Cię, zmieńmy temat. - mruknęła. - Wybieram się z Tomkiem do babciu. Jak chcesz to możesz się zabrać z nami.
-Ooo, bardzo chętnie. - uśmiechnął się i zerknął na zegarek. - Tośka, przepraszam Cię, ale muszę lecieć. - pośpiesznie nabazgrał rząd cyferek na kawiarnianej serwetce. - Jakby co to dzwoń, musimy nadrobić ten czas. I na prawdę, ogarnij się dziewczyno. Nie pozwól, aby szczęście uciekło Ci z rąk. 
-Dziękuję Fiflak, na prawdę. - uśmiechnęła się i przytuliła go na pożegnanie.

Wiedziała, że przyjaciel miał rację mówiąc jej, że szczęście może jej uciec. Nie ważne jak bardzo by nie chciała się z nim zgodzić, wiedziała, że to nie możliwe. Całą drogę do mieszkania Fabiana zastanawiała się nad tym, co powinna zrobić. Przecież nie mogła podjąć decyzji pod wpływem emocji, choć to zapewne byłoby najlepsze. Weszła do mieszkania, przywitała się z właścicielem krótkim cześć i od razu zniknęła za drzwiami pokoju, w którym tymczasowo pomieszkiwała. Wyjęła telefon i jedyne co zrobiła to wysłała pod dobrze sobie znany numer sms.
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię mam. 
Kocham Cię, Thomas. 
Dobranoc. ;*
Uśmiechnęła się sama do siebie, telefon postawiła na półce nocnej i zmęczona opadła na łóżko, nie wiedząc nawet kiedy zasnęła. 




InaccessibleGirl: Tak jak obiecywałam, dodaję kolejny rozdział. :). Z góry chciałam przeprosić za błędy, bo zapewne sporo ich się tam pojawiło. Ale obiecałam, więc jest. :)
Kolejny rozdział będzie już w nowym roku, kochani. Chciałabym Wam więc życzyć szampańskiej zabawy Sylwestrowej, szczęśliwego Nowego Roku i oby ten 2016 był lepszy od tego kończącego się 2015. :D 
Do następnego! ;*

PS: Rozdziały u Was przeczytałam, nadrobiłam, jednak przepraszam za brak komentarzy. Obiecuję że jeżeli nie dam rady ich skomentować to te następne na pewno ujrzą już mój komentarz. ;)


środa, 23 grudnia 2015

Informacja!





Chciałam Was poinformować, że nieco muszę opóźnić dodanie następnego rozdziału. Niestety dopadła mnie grypa, zrządzenie losu przed samymi świętami, i nie jestem w stanie napisać nowego rozdziału, a niestety nie napisałam go wcześniej. Tak więc chciałam Was bardzo przeprosić za te opóźnienia. Postaram się napisać rozdział i dodać go w nadchodzącą niedzielę, ale nie jestem w stanie Wam tego obiecać. 
Chciałabym Wam kochane czytelniczki życzyć zdrowych, radosny, spokojnych i spędzonych w rodzinnej atmosferze świąt Bożego Narodzenia. :). Może śniegu nie ma, ale spędzony czas w rodzinnym gronie niech Wam to wszystko wynagrodzi. :D Jeszcze raz, wesołych świąt! ;*



Pozdrawiam, InaccessibleGirl



PS. Jak tylko będę się lepiej czuła to nadrobię rozdziały u Was na blogach i na pewno nie skomentuję! ;)

niedziela, 13 grudnia 2015

22. Ale uświadomiłeś mi właśnie jedną rzecz.






-Byłem u Fabiana, powiedział mi, że znajdę tutaj Antoninę.
-Tak, proszę wejść. - zaprosił go do środka i zaprowadził do salonu. - Zostawię Was samych, Tosia.
-Nie, zostań. - chwyciła jego dłoń. - Nie musisz wychodzić. Jesteś u siebie.
-Antonina, proszę Cię. - mruknął nieco niezadowolony.
-Nie, tato. Albo porozmawiamy przy Thomasie, albo straciłeś swój czas. - spojrzała na przyjmującego, który po chwili usiadł obok niej, obejmując ją ramieniem. - Co chciałeś?
-Chciałem porozmawiać. - usiadł na fotelu naprzeciw. - Trochę się skomplikowało to nasze życie, Tosiu.
-Przestań pieprzyć takie głupoty. - mruknęła. - Skomplikowało się? Ty wszystko skomplikowałeś. Najpierw chciałeś zniszczyć mój związek, bo kandydat na zięcia Ci nie odpowiadał. A później co? Później jeszcze sprowadziłeś Darię i pozwoliłeś jej zamieszkać w moim, przepraszam, Twoim mieszkaniu.
-Chciałem Was zbliżyć do siebie, kiedyś przecież uwielbiałyście przebywać w swoim towarzystwie.
-Uwielbiałyśmy? - ironicznie się uśmiechnęła. - Nic o mnie nie wiesz. Jesteś moim ojcem, a nawet nie wiesz, że nie lubiłyśmy się od dziecka. Dla Ciebie zawsze była ważniejsza praca. Nic więcej się nie liczyło.
-Chciałem, abyś miała wszystko, córeczko.
-Robiłeś to niby dla mnie? - podniosła się i stanęła przy oknie. - Dlatego mama szukała miłości w łóżku u innego? Dlatego na każde jedne wakacje, jak już byłam starsza, wysyłałeś mnie za granicę? Żadnych wakacji nie spędziliśmy razem. Zawsze chciałeś się mnie pozbyć, żeby móc spokojnie pracować, bo przecież nic poza pracą się dla Ciebie nie liczyło.
-Nie mów tak, Tosiu. - podszedł do niej. - Wiesz dobrze, że tak nie było.
-Nie, tato. Tak właśnie było. - odwróciła się i spojrzała mu w oczy. - Ale nie martw się, daję sobie radę bez Ciebie. Jak widzisz, nie zginęła, wręcz przeciwnie. Radzę sobie świetnie. A Ty możesz sobie pójść do Darii skoro ona jest dla Ciebie tak ważna.
-Wiesz dobrze, że Ty jesteś dla mnie najważniejsza.
-Lepiej będzie jak już pójdziesz. - wyminęła go i zniknęła za drzwiami prowadzącymi do sypialni przyjmującego.

Po dość długiej chwili usłyszała ciche i dość niepewne pukanie do drzwi. Nie odezwała się. Nadal tkwiła przy oknie spoglądając przez nie. Po chwili poczuła jak silne ramiona Amerykanina obejmują ją. Mimowolnie odwróciła się i przyłożyła głowę do jego klatki piersiowej, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.
-Nie płacz. - westchnął obejmując ją jeszcze mocniej.
-Jestem jednym wielkim problemem, dla wszystkich.
-Nie, nie jesteś problemem. - chwycił jej podbródek i uniósł delikatnie jej głowę ku górze. - Nie jesteś problemem. Jesteś najlepszym co mogło mnie tutaj spotkać, w nieznanym mi kraju, w nieznanym mieście. - otarł spływające po jej policzkach łzy. - Więc głowa do góry i pokonamy te przeciwności, obiecuję Ci.
-Lepiej nie obiecuj. - westchnęła odwracając się do niego tyłem. - Niedługo kończy się sezon, wyjedziesz.
-Jedź ze mną. - podszedł do niej i ponownie ją objął. - Wyjdź ze mną.
-Nie żartuj. - mruknęła. - Nie mogę wyjechać, wiesz o tym. Mam tutaj uczelnię, mam tutaj, chcąc nie chcąc, rodzinę mam tutaj przyjaciół.
-Przecież wrócę tutaj na kolejny sezon ligowy. - niepewnie się uśmiechnął, usiadł na łóżku i przyciągnął ją ku sobie, sadzając tym samy na kolana. - Wyjedź ze mną.
-Chciałabym, ale nie mogę. - przyłożyła dłoń do jego policzka. - Nie mogę tak tutaj wszystkiego zostawić. Ale uświadomiłeś mi właśnie jedną rzecz. - westchnęła wpatrując się w jego oczy. - Za niecały miesiąc kończy się sezon ligowy i wyjedziesz, zostawisz mnie tutaj.
-Jest jeszcze miesiąc, nie martw się tym teraz. - uśmiechnął się niepewnie. - A poza tym, moja propozycja będzie cały czas aktualna. A teraz czas się położyć, bo ja rano mam trening, a Ty zajęcia.
Pokiwała jedynie głową, a przyjmujący nie czekał długo. Zwinnym ruchem przekręcił się i położył ją na łóżku.
-Wariat. - zaśmiała się i przykryła kołdrą.
-Dobranoc. - szepnął wprost do jej ucha, przyciągnął ją ku sobie i objął.

Ostatni miesiąc był dla niej bardzo zwariowany. Chciała jak najwięcej czasu spędzić z Thomasem, ale nie mogła też odpuścić sobie zajęć. Każdego dnia sesja pukała do niej i była coraz bliżej. Nie mogła zawalić egzaminów, chciała udowodnić wszystkim naokoło, a przede wszystkim sobie, że jednak coś potrafi, że jest coś warta. Wszystkie egzaminy zaliczyła w pierwszych terminach, z czego bardzo się ucieszyła, bo miała więcej czasu na spędzanie cennych chwil z przyjmującym. Sezon ligowy zbliżał się nieubłaganie ku końcowi. Odczuwała to z każdym kolejnym dniem, który uświadamiał jej, że Amerykanin niedługo wyjedzie. Szczerze mówiąc nie bała się tego jego wyjazdu, wręcz przeciwnie. Cieszyła się z tego, bo przecież był to rok olimpijski i liczyły się tylko Igrzyska Olimpijskie w Rio, a była świadoma, że Thomas mógł stać się jedną z wielkich niespodzianek. Przecież oglądała jego starania i jego grę zawsze, kiedy miała taką możliwość. Ale bała się. W głębi duszy bała się, że po jego wyjeździe wszystko się zmieni, a on sam zapomni o niej w natłoku pracy z reprezentacyjnymi kolegami. Tego obawiała się najbardziej. Nie samego wyjazdu, nie rozłąki, która była nieunikniona. Obawiała się, że po jego powrocie do Polski na kolejny sezon nie będzie już dla niego nic znaczyła. Przecież sezon reprezentacyjny jest długi, a w jego trakcie może dużo się wydarzyć. Nie było dnia, kiedy by nie miała przed oczami jakiegoś czarnego scenariusza.

-O czym znów tak rozmyślasz, co? - zaśmiał się wpatrując się w nią w osiedlowej kawiarence. - Mógłbym nawet wyjść, a Ty byś nie zauważyła.
-Przepraszam. - westchnęła. - Myślałam o tym, żeby odwiedzić babcię.
-Chcesz jechać do babci? - uśmiechnął się. - Dlaczego wcześniej nie mówiłaś? Przecież pojechałbym z Tobą.
-Nie chciałam Cię męczyć jeszcze tym. - uniosła kąciki ust w górę, starając się powrócić myślami do kawiarni.
-Daj spokój. - zaśmiał się. - Twoja babcia jest bardzo miła, polubiłem ją.
-Wiesz, nie da się jej nie lubić. - westchnęła uśmiechając się.
-Więc, w weekend mamy ostatni mecz, o mistrzostwo. - uśmiechnął się dumnie. - A później, po zakończeniu sezonu, możemy pojechać odwiedzić Twoją babcię.
-A Twój wyjazd do Stanów? - w mgnieniu oka z jej twarzy zniknął uśmiech. - Przecież wyjeżdżasz.
-Tak, ale mam dwa tygodnie wolnego na naładowanie akumulatorów, czy jak to się tam mówi. - zaśmiał się.
-Ostatnie dwa tygodnie, nawet nie. - westchnęła wlepiając wzrok w talerzyk stojący na stoliku.
-Już Ci mówiłem, żebyś nie myślała o tym. Przecież nie wyjeżdżam na koniec świata, a moja propozycja jest nadal aktualna.
-Dla Ciebie to jest takie proste. Spakuj się, zostaw wszystko w tyle i wyjedź. Myślisz, że dla mnie byłoby to łatwe? Tutaj mam całe życie.
-Nie zmuszam Cię do wyjazdu, to była tylko propozycja. - westchnął opierając się o oparcie krzesła.
-Tylko ciągle mi to powtarzasz. Ciągle o tym przypominasz. - uniosła nieco głos. - Powiedziałam Ci raz, że nie mogę zostawić tutaj swojego życia, a nadal słyszę to chore propozycja jest nadal aktualna. 
-No cześć gołąbeczki.




InaccessibleGirl: Przyspieszyłam nieco akcję, mam nadzieję, że nie obrazicie się na mnie za to. Co do rozdziału, ocenę zostawiam, jak zawsze zresztą, Wam. Chociaż mnie osobiście ten rozdział nie przypadł do gustu. ;). Tak więc w opowiadaniu mamy już koniec sezonu ligowego, natomiast moja kochana Resovia w końcu przerwała serię porażek! ♥ 
Chyba straciłam motywację do jakiegokolwiek pisania.  Jesteście tutaj jeszcze?! 

Do następnego! ;*



niedziela, 6 grudnia 2015

21. Nie przystawiaj łap do mojego faceta.





Kolejne dni mijały jej dość monotonie, przeważnie na uczelni lub w bibliotece. Nie chciała za bardzo burzyć porządku dziennego swojemu wybawcy, pod względem mieszkania oczywiście, Fabianowi, dlatego pobyt w jego mieszkaniu ograniczała do minimum. Zazwyczaj tylko tam spała, chociaż lepiej brzmi nocowała. Nie przystała na propozycję Amerykanina, kiedy zaproponował jej, aby zamieszkała u niego. Mimo że było to pierwszą myślą, która wpadła jej do głowy, to później cieszyła się, że nie zastała go wtedy w domu. Dlaczego? Chociażby ze względu na to, że nie chciała dawać swojemu ojcu podstaw do tego, aby jeszcze bardziej znienawidził amerykańskiego przyjmującego. Spotykała się z nim, nie zrezygnowała z tego. Często spędzała z nim popołudnia, po jego treningu oczywiście. Albo spotykali się gdzieś na mieście, albo on zapraszał ją do siebie na kolację, którą rzecz jasna, przygotowywali razem. A wracając do tematu ojca.. Od ostatniej wizyty, chociaż w sumie nawet tego wizytą nie można było nazwać, nie widziała się z nim. Pierwszy raz powiedziała mu prosto w oczy co tak na prawdę myśli i w sumie nie żałowała tego. Nie zamierzała przez uprzedzenia ojca niszczyć swojego życia, swojego związku, na którym zaczynało jej zależeć z każdym dniem bardziej. Nie odbierała telefonów od swojego ojca, bo zwyczajnie nie chciała słuchać jego wymówek, które dla niej zawsze były takie same.Co kilka dni, kiedy wracała wieczorem czy z biblioteki czy od Thomasa słyszała od Fabiana czy nawet Moniki, że był w mieszkaniu jej ojciec, że na nią czekał. Ucinała jedynie ten temat, a oni nie wnikali. Wiedzieli tyle, ile pozwoliła im wiedzieć i akceptowali to, nie naciskali. Swojego mieszkania nawet nie odwiedzała. Nie zapuszczała się nawet w okolicę swojego osiedla, nie chciała wpaść na swoją ukochaną kuzyneczkę, która przyprawiała ją o odruch wymiotny. Po prostu zniknęła zarówno dla Darii jak i dla swojego ojca. Nie żałowała tego, bo była szczęśliwa. Pierwszy raz od dawna czuła się naprawdę szczęśliwa, mimo że straciła najważniejszą osobę w swoim życiu - ojca. W końcu czuła się wolna, tak na prawdę wolna. Nikt jej nie kontrolował, nikt nie mówił jej co ma robić, nikt nie decydował za nią. Żyła swoim życiem i dla siebie. Mogłaby nawet rzec, że w końcu zaczęła żyć.

Tego wieczoru była umówiona, jak zawsze, z Thomasem. Miał przyjechać po nią prosto po treningu, więc nie spieszyła się. Zdążyła jeszcze wypić z Moniką herbatę, i dopiero około godziny dziewiętnastej usłyszały szczęk przekręcanych w drzwiach kluczy.
-No, wreszcie jesteście. - zaśmiała się i przeszła do przedpokoju. Zdziwił ją widok samego rozgrywającego. - A gdzie Tomek?
-Spotkał Twoją kuzynkę pod halą, trochę wstawiona była..
-Kuzynkę? I gdzie go masz?
-Daj mi dokończyć. - mruknął. - I powiedział mi, że ją odwiezie i wtedy przyjedzie po Ciebie.
-To są jakieś żarty. Ona jest zdolna do wszystkiego.
-Nie denerwuj się, nic mu nie zrobi.
-Nie znasz jej. - mruknęła zdejmując z wieszaka skórzaną kurtkę, po czym od razu wyszła z mieszkania.
-Tośka, gdzie Ty idziesz? Wracaj! - rozgrywający krzyknął za nią, jednak nic tym nie zdziałał.

W mgnieniu oka dotarła do swojego mieszkania, choć dawno nie nazywała go swoim. Nie wysilała się nawet na kulturę, od razu weszła do środka. Nie zastała nikogo w kuchni, ani w salonie. Przed wejściem do już nie swojej sypialni nieco się zawahała. Niepewnie nacisnęła klamkę i otworzyła drzwi. Zamarła widząc jak Daria obejmuję Thomasa i stara się go pocałować. Jednak odetchnęła z ulgą widząc, jak przyjmujący przekręca głowę w każdą z możliwych stron, byleby tylko nie doszło do pocałunku. Ucieszyła się z tego, bo wtedy już była pewna, że nawet osoba pokroju Darii nie będzie w stanie zniszczyć ich związku. Otworzyła szerzej drzwi i głośno chrząknęła.
-Tosia, kochanie, ja..
-Spokojnie, nie musisz się tłumaczyć. - mruknęła podchodząc do nich.
-Ale ja na praw..
-Daj spokój. - szepnęła zerkając raz po raz to na przyjmującego to na Darię.
-Widzisz, mówiłam Ci, że każdy może być mój. - wybełkotała ledwo stojąca na nogach i uśmiechnęła się tryumfalnie.
-Nie byłabym tego taka pewna. - zaśmiała się i spoliczkowała ją. - Zapamiętaj sobie jedno. Nie przystawiaj łap do mojego faceta. Jeżeli jeszcze raz Cię przy nim zobaczę, to porozmawiamy inaczej.
-Mam się Ciebie bać? - zaśmiała się wypuszczając Amerykanina ze swoich objęć.
-Tak, lepiej zacznij już teraz. Wiesz do czego jestem zdolna. - uderzyła ją kolejny raz, po czym chwyciła Tomka za rękę. - Chodźmy.
-Tosia, ja na prawdę nic złego nie zrobiłem. - westchnął kiedy wyszli z bloku.
-Wiem, wiem. - szepnęła zatapiając się w objęciach przyjmującego. - Myślałam, że..
-Kocham Ciebie, głuptasie. - zaśmiał się ujmując jej twarz w dłonie. - Tylko Ciebie. Nie wątp w to.
-Wiem, że nie powinnam była w Ciebie wątpić, ale ona obrała sobie za cel zniszczenie mojego życia, nie spocznie dopóki tego nie zrobi. - spuściła wzrok, aby nie widział jak po jej policzkach spływają łzy. - Przepraszam, na prawdę przepraszam.
-Nie masz za co mnie przepraszać. - objął ją i pocałował we włosy. - Chodźmy.


Thomas

Bał się, cholernie się bał reakcji Tośki kiedy zobaczył ją stojącą w drzwiach. Niby nic takiego nie zaszło, niby nic nie zrobił, jednak wiedział jaką wielką niechęcią one do siebie pałają. Starał się jej wytłumaczyć wszystko, jednak nie dała mu dojść do słowa. Wiedział, że nie powinna w niego wątpić, przecież kochał tylko ją. Jednak spodziewał się wszystkiego, ale nie tego co zaszło. Wtedy zrozumiał, że ich miłość jest na prawdę silna i będzie potrafiła przezwyciężyć wszystkie złe chwile. Był już niemal pewny, że ich uczucie jest zdolne przetrwać mimo wszystko i na przekór wszystkim. Uświadomił to sobie dopiero w mieszkaniu, kiedy Tośka wyszła na chwilę do łazienki. Nie miała mu za złe tego, że postanowił odprowadzić jej kuzynkę. Nie miała mu za złe tego, że ona się go uczepiła. Wręcz przeciwnie. Pokazała jak bardzo silną jest osobą stając twarzą w twarz przed tym ironicznym uśmieszkiem Darii. Był z niej dumny, cholernie dumny. Na pozór spokojna osoba pokazała swoje drugie oblicze, pokazała jak walczy o coś, na czym jej zależy, choć nie wiedział czy w tamtej sytuacji można było nazwać to walką.
-O czym tak myślisz, hm? - szepnęła do jego ucha stając za oparciem kanapy. Pochyliła się, ręce ułożyła na jego klatce piersiowej i przystawiła swoją głowę do jego muskając delikatnie wargami jego policzek.
-Cieszę się, że Cię mam, wiesz? - szeroko się uśmiechnął.
-Ja też się cieszę, że mam Ciebie. - zajęła miejsce obok niego i położyła głowę na jego ramieniu. - Muszę iść.
-O nie, nie nie. Zapomnij. - zaśmiał się i objął ją mocniej. - Dzisiaj Cię nigdzie nie puszczę.
-Fabian z Moniką..
-Fabian i Monika nacieszą się wolnością. - przerwał jej od razu na początku zdania. - A my nacieszymy się sobą. Poza tym, już Ci kilka razy proponowałem,abyś zamieszkała tutaj.
-Proszę Cię, nie wracajmy już do tego tematu. - westchnęła.
-Dobrze, nie będę wracał. - zaśmiał się i musnął jej wargi. - A teraz wiesz gdzie są moje rzeczy, możesz uciekać do łazienki.

Wieczór spędzili w dość przyjemnej atmosferze oglądając jakąś denną komedię romantyczną w telewizji. Ich błogi spokój przerwało pukanie do drzwi.
-Idź otwórz. - mruknęła niezadowolona unosząc głowę z jego kolan.
-Pomyśli, że nas nie ma i sobie pójdzie. - szepnął ponownie kładąc rękę na jej brzuchu.
-Idź, albo ja pójdę. - podniosła się i usiadła. - Więc?
-Dobra, pójdę, bo Tobie nie pozwolę stanąć w drzwiach, przed obcą osobą tak ubranej. - zaśmiał się, wstał i jeszcze przelotnie musnął jej wargi.
Niechętnie dowlókł się do drzwi otwierając je. Jakie było zdziwienie, kiedy zobaczył stojącą w progu osobę!




InaccessibleGirl: Jest rozdział 21. ;). Napisany na szybko, ale chyba nie jest taki zły, hm? :). Ocenę pozostawiam, jak zawsze, Wam dziewczyny! ;). Prezenty na Mikołajki trafione? ;>. Mój tak! Dostałam książkę Życie to mecz i muszę przyznać, że bardzo mi się podoba! :D
I taka mała prośba. Jeżeli czytacie to opowiadanie, to zostawcie komentarz. Chciałabym zobaczyć ile Was tutaj tak naprawdę jest! ;)
Do następnego! ;*



niedziela, 29 listopada 2015

20. Zniknij z mojego życia!





Podeszła do nich, starając się nie ukazywać zazdrości. Chwyciła dłoń przyjmującego, a ten momentalnie objął ją ramieniem.
-Cześć kochanie. - pocałowała go w usta, po czym spojrzała na stojącą obok niego Darię. - Cześć.
-Kochanie? - starała się nie zaśmiać, jednak nie bardzo jej to wyszło. - Ten żart Ci się udał, Tośka.
-Widzisz, nie każdy preferuje w Twoim tlenionym wyglądzie. - mruknęła i zerknęła na Thomasa. - Idziemy?
-Tak, zabieram Cię na kolację. - musnął wargami jej policzek, pożegnał się z Darią i trzymając dłoń Tośki ruszył w stronę wyjścia kierującego do szatni. - Pół godziny i jestem, poczekasz?
-Innego wyjścia nie mam, ktoś musi mnie odwieźć do mieszkania. - zaśmiała się i usiadła na krzesełku obok drzwi, za którymi zniknął Amerykanin.

Zerkała co chwilę na zegarek, myśląc, że dzięki temu czas szybciej będzie płynął. Nieco po ponad pół godzinie przyjmujący wynurzył się z szatni w towarzystwie Dawida, Fabiana i Piotrka. Ten drugi uciekła w mgnieniu oka, bo jak to powiedział Monika zabije go za to, że musiała czekać na niego prawię godzinę. 
-Nie zapomnij zaprosić nas na parapetówkę! - krzyknęła do oddalającego się rozgrywającego, na co ten jedynie kiwnął głową. Przeniosła wzrok na Thomasa i jego towarzyszów. - Widzie, załatwiłam na imprezę.
-Kurcze, z jaką perfekcją to zrobiłaś. - Dawid zaśmiał się i przeniósł wzrok na Amerykanina. - Może niebawem u Was na parapetówie się pobawimy?
-Dawid.. - mruknęła wbijając mu palce między żebra.
-Czy ja o czymś nie wiem? - Piotrek nieco zdezorientowany spoglądał raz po raz na Tomka i Dawida.
-Nie znasz newsa? - młodszy środkowy zdziwił się i pognał z wyjaśnieniem zaistniałej sytuacji. - Otóż ta tutaj dwójka jest parą. Więc niebawem będziemy się na weselu bawić.
-Uuuu, w końcu ktoś zdobył naszą Tośkę. - Nowakowski z uznaniem pokiwał głową. - I nie jest to Bartek.
-Więc idziemy opijać nasze zwycięstwo i związek naszych gołąbeczków. - Dryja klasnął szeroko się uśmiechając.
-Opijać to się możesz barszczem w czasie wigilii. - mruknęła chwytając dłoń Amerykanina.
-Sorry panowie,. nie tym razem. - przyjmujący zaśmiał się.
-Już go usidliła! Co ta kobieta Ci zrobiła! - młodszy środkowy udawał zrozpaczonego i teatralnie ocierał wyimaginowane łzy.
-Głupek. - zaśmiała się i z politowaniem pokiwała głową.
Jeszcze chwilę porozmawiali i pożegnali się. Tomek był zmęczony po meczu, a ona już miała dość tych żartów Dawida, który uważał, że są one śmieszne. A było wręcz przeciwnie, rzecz jasna.

-Dziękuję za podwiezienie. - uśmiechnęła się odpinając pasy.
-Polecam się na przyszłość. - szeroko się uśmiechnął ukazując rząd swoich śnieżnobiałych zębów.
Musnęła jego wargi na pożegnanie, wysiadła z samochodu zabierając wcześniej torebkę i zamknęła za sobą drzwi. Poczekała, aż samochód przyjmującego zniknął za rogiem. i dopiero wtedy weszła do klatki. Zdziwiła się, kiedy chciała przekręcić klucz w zamku. Drzwi były otwarte. Trochę się przestraszyła, ale później pomyślała, że pewnie była tak zakręcona, że zapomniała zamknąć drzwi. Jakie było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła panoszącą się po jej kuchni Darię. Odchrząknęła , aby zwrócić na siebie jej uwagę.
-Rozgościłam się już. - posłała jej triumfalny uśmiech. - Może coś zjesz?
-To są chyba jakieś pieprzone żarty. - krzyknęła kierując się do pokoju.
-Postanowiłam zmienić sobie pokój. Ten w którym pozwolił mi mieszkać wujek nie nadawał się dla mnie. Wiesz, złe rozstawienie mebli, nie ten kolor i okno nie na tej ścianie..
-A może jeszcze zajęłaś moje półki w łazience, a moje rzeczy z niej wywaliłaś?! - zdenerwowała się jeszcze bardziej i trzasnęła drzwiami do już nie swojej sypialni.
-No wiesz, kochaniutka. Trochę rzeczy mam, więc tak. - uśmiechnęła się stając w drzwiach do drugiego pokoju.
-Zniknij stąd. - warknęła podchodząc do niej. - Zniknij z mojego życia!
-Dopiero przyjechałam, a Ty chcesz się mnie już pozbyć? - zaśmiała się. - Nie ma tak łatwo.
-Spieprzaj. - krzyknęła wypychając ją za drzwi, którymi trzasnęła. - Idiotka.
Otworzyła szafę, wyjęła z niej małą, sportową torbę, którą użyła kiedy chodziła na zajęcia z wychowania fizycznego. Schowała do niej kilka ubrań, piżamę niezbędne kosmetyki. Zasunęła jej zamek i wyszła z pokoju. Ubrała się, nogi wsunęła w botki i wyszła z mieszkania trzaskając drzwiami. Nie bardzo wiedziała gdzie się uda, jednak była pewna, że nie będzie mieszkać pod jednym dachem z Darią. Nogi same ją poprowadziły i po kilkunasto minutowym spacerze była pod blokiem Amerykanina. Nie miała odwagi zadzwonić domofonem, jednak po kilku głębokich oddechach wcisnęła odpowiedni guzik. Jeden dzwonek, drugi dzwonek, trzeci.. Nie było go w mieszkaniu. Zwątpiła więc i ruszyła w stronę mieszkania Fabiana. Kolejny kilkunasto minutowy spacer, ale bynajmniej zdążyła się uspokoić. Weszła do klatki. Nie dzwoniła domofonem, wykorzystała sytuację, kiedy jakaś starsza pani wychodziła. Zapukała do drzwi i spokojnie stała czekając, aż ktoś się zlituje i otworzy.
-Tośka, co tutaj robisz? - drzwi otworzyła ukochana Fabiana.
-Przepraszam, nie będę przeszkadzać. - westchnęła odwracając się.
-Daj spokój, nie przeszkadzasz. - machnęła ręką i wciągnęła ją do środka. - Opowiadaj, co się stało.
-Nie chciałam Wam przeszkadzać, ale byłam u Tomka i go nie było. - odstawiła torbę na podłogę i rozebrała się. - A mam w mieszkaniu nieproszonego gościa i chciałam przenocować.
-Tomka nie ma, bo Fabian go zwerbował i poprosił o pomoc w przewiezieniu kilku rzeczy do nowego mieszkania. - uśmiechnęła się.
-Czyli jednak macie zamiar zamieszkać razem? Cieszę się, cieszę.
-A cóż to za nieproszony gość?
-Kuzynka. - mruknęła niezadowolona na samo wspomnienie o niej. - Długa historia, zaczynająca się jeszcze w dzieciństwie.
-Nie wypytuję, bo widzę, że drażniący temat. - zaśmiała się i zerknęła na otwierające się drzwi. - Fabian, masz gościa.
-O, Tośka. Cóż Cię do nas sprowadza? - zaśmiał się całując na powitanie Monikę.
-Jak zagubiony wędrowiec przyszłam prosić o nocleg. - westchnęła.
-Jasne, nie ma sprawy. - wzruszył ramionami. - Tylko niech Rześki później mnie nie zabije za to.
-Dziękuję Fabian, wiedziałam, że na Ciebie zawsze mogę liczyć.

Następnego dnia, nie chcąc przesiadywać długo w łazience, aby nie zakłócać porządku dziennego Fabianowi, szybko się ogarnęła i zrobiła coś na śniadanie. Spokojnie zjadła i porcję kanapek przykryła ściereczką, aby nie wyschły, a Fabian mógł sobie spokojnie zjeść. Przecież musiała jakoś mu podziękować za przenocowanie. Szybko pozmywała, ubrała ramoneskę i buty, po czym wyszła. Spojrzała na zegarek. Dochodziła godzina ósma. Od razu skierowała się w stronę Podpromia, gdzie zazwyczaj o tej godzinie był jej ojciec. Nie myliła się. Spotkała go od razu przy wejściu.
-Jesteś z siebie zadowolony?! - krzyknęła podchodząc do niego.
-O co chodzi, kochanie? - zmarszczył brwi nieco się dziwiąc.
-Jak mogłeś sprowadzić ją do mojego mieszkania? Jak mogłeś w ogóle ją zaprosić do Rzeszowa?
-To Twoja kuzynka, a mieszkanie jest moje.
-Teraz jest Twoje? Jak je kupowałeś mówiłeś co innego. Najpierw chcesz zniszczyć mój związek z Thomasem, a teraz co?
-Uspokój się, Daria będzie mieszkać tam, gdzie ja tego będę chciał. A w dwójkę będzie Wam raźniej.
-Nie wierzę, po prostu nie wierzę. - pokiwała z niedowierzaniem głową. - Straciłeś już matkę, chcesz stracić i córkę? - dodała, po czym odeszła. Nie wzruszały jej nawet krzyki dobiegające z oddali. Po prostu odeszła.





InaccessibleGirl: Jest rozdział dwudziesty. ;). Mnie osobiście nie przekonuje, ale ocenę, jak zawsze, pozostawiam Wam. ;)
Do następnego! ;) ;*


niedziela, 22 listopada 2015

19. Zobaczymy jak długo będziesz po tym płakać.




-Tato.. - przełknęła ślinę. - Wytłumaczę Ci wszystko.
-Co tu jest do tłumaczenia? - uniósł głos i pociągnął ją za rękę. - Jedziemy do domu.
-Nie może pan jej tak traktować. - Rześki oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie wtrącił się w rozmowę. - Nie jest rzeczą, żeby nią tak szarpać.
-Nie wtrącaj się, to nie jest Twoja sprawa. - warknął w stronę przyjmującego.
-Tomek, nie przejmuj się, idź na trening. - starała się jakoś go uspokoić. - Odezwę się później, nie martw się.
Wyszła, a w zasadzie to ojciec wyciągnął ją na zewnątrz i niemal wepchnął ją do samochodu. Trzasnął drzwiami od strony pasażera i to samo zrobił z drzwiami, kiedy sam wsiadł do samochodu. Całą drogę się nie odzywała, nie chciała kłócić się z nim w samochodzie. Ale jedyne co wiedziała to to, że nie puści tej sytuacji mimo uszu. Nie tym razem.

-Co to miało znaczyć?! - krzyknęła od razu po wejściu do domu.
-Nie życzę sobie, żebyś związywała się z rzeszowskimi zawodnikami. - silił się na spokojny ton.
-To nie jest Twoja sprawa z kim się zwiążę, rozumiesz? To jest moje życie, moje związki i moje błędy. - odwróciła się w jego stronę. - Musisz się z tym pogodzić.
-Spotykaj się z kim chcesz, ale nie z nimi! - krzyknął łapiąc ją za ramię. - Rozumiesz? Nie masz prawa.
-Jestem dorosła. - wyswobodziła rękę z jego uścisku. - To jest moje życie, a jak Ci coś nie odpowiada to trudno.
-Mi nie odpowiada?! - krzyknął. - Możesz to zakończyć, albo ja dopilnuję, żeby nie wchodził Ci w drogę.
-Chcesz mnie unieszczęśliwić? - pokiwała z niedowierzaniem głową. - Jesteś moim ojcem, powinieneś chcieć mojego szczęścia. Mama by mnie wspierała w tych decyzjach, a Ty zawsze jesteś przeciwko mnie!
-Twoja matka sama wybrała, nie zmuszałem jej do niczego. Teraz Ty masz wybór.
-Nie tym razem, tato. - chwyciła torebkę i ruszyła w stronę drzwi dodając. - Tym razem nie będziesz mną manipulował.

Thomas

Przez zaistniałą sytuację nie potrafił się skupić na treningu. Pierwszy uciekł do szatni i pierwszy z niej wyszedł żegnając się krótkim cześć. Przerzucił torbę treningową przez ramię, a kiedy otworzył drzwi prowadzące na dwór uderzył w niego chłodny wiatr, który towarzyszył wiosennym wieczorom. -Nie łódź się, i tak nie będziecie razem. - usłyszał za sobą głos Kurka. 
-Nie bądź taki pewny siebie. - wrzucił torbę na tylne siedzenie. 
-Znam jej ojca, nie pozwoli jej na to. Albo ją wyśle gdzieś za granicę, albo Ty będziesz mógł się pożegnać z grą w Rzeszowie.
-Po co mi to mówisz? - otworzył drzwi samochodu. - Póki co, między mną a Tośką jest wszystko dobrze. Ty tego nie zniszczyłeś i jej ojciec też tego nie zniszczy. 
-Dam Ci taką koleżeńską radę. - chwycił zamykające się drzwi. - Lepiej ją zostaw jeżeli chcesz nadal tutaj grać. 
Nie odpowiedział. Zamknął drzwi, przekręcił kluczyk w stacyjce i odjechał z parkingu, mając gdzieś z tyłu głowy rozmowę z atakującym. 

Ledwo zdążył odłożyć torbę na podłogę w przedpokoju i odwiesić kurtkę, a już rozległ się odgłos dzwonka do drzwi.
-Tosia?- zdziwił się jej widokiem, ale nim zdążył cokolwiek dodać już tkwiła w jego ramionach. - Tosia, spokojnie.
-Przepraszam Cię za ojca, on nie powinien.. - szepnęła nie odrywając twarzy od jego klatki piersiowej.
-Nie martw się. - chwycił jej podbródek, uniósł delikatnie jej głowę ku górze i otarł spływające po jej policzku łzy. - Bardziej mnie zabolało to jak Cię potraktował. A jeżeli myśli, że zdziała tym coś, to przepraszam bardzo, ale ja walczyłem o Ciebie tak długo, więc nie zostawię Cię teraz.
-Daj spokój. - uniosła kąciki ust ku górze. - Wiesz, że on jest zdolny do wszystkiego.
-Nie interesuje mnie to. - westchnął. - Dla mnie jest ważne tu i teraz, z Tobą. Mimo wszystko. A teraz chodź, zaparzę Ci herbatę i zjemy coś.

Zjedli kanapki, bo nie mieli sił, aby wymyślić coś lepszego. Wypili gorącą herbatę i usiedli na kanapie wpatrując się w widok za oknem. Milczeli, ale nie przeszkadzało im to. Wiedział, że nie powinien teraz naciskać na rozmowę z nią. Wiedział, że ona musi chcieć sama z nim porozmawiać i wyjaśnić to wszystko.
-Na prawdę chcesz ze mną być mimo wszystko? - przerwała panującą w pokoju ciszę i spojrzała niepewnie na niego.
-Jak możesz w to wątpić? - zaśmiał się cicho. - Tośka, pierwszą bijatykę w Polsce zaliczyłem w trakcie imprezy, którą Ty zorganizowałaś. Później chłopaki dostali opieprz za to, że poprosiłaś ich o to, aby mnie kryli. Gdyby nie Ty, zapewne bym się nie zaaklimatyzował w Rzeszowie. A dzięki Tobie poszło mi z tym łatwiej.
-Daj spokój. - westchnęła. - Wtedy zrobiłam to dla ojca, który teraz chce mimo wszystko doprowadzić do naszego rozstania.
-Nie uda mu się to. Ja z Ciebie nie zrezygnuję, chyba że..
-Daj spokój. - przerwała mu i musnęła delikatnie jego wargi. - Nie pozwolę mu kolejny raz zniszczyć swojego życia. Nie tym razem.
-Kolejny raz? - zmrużył oczy uważnie się jej przyglądając.
-Kiedyś Ci wyjaśnię, obiecuję. - westchnęła gładząc dłonią jego policzek. - A teraz uciekam, bo już późno. A musisz się wyspać, jutro mecz.
-O nie, nie, nie.. - chwycił jej dłoń. - Nie puszczę Cię o tej godzinie samej. Więc masz dwa wyjścia.
-Dwa wyjścia? - mruknęła nieco niezadowolona.
-Tak, dwa wyjścia. - powtórzył i pociągnął ją tak, że usiadła na jego kolanach. - Albo zbieram się z Tobą i Cię odwożę, albo zostajesz tutaj na noc.
-Nie żartuj sobie. Nie będę Cię ciągała po nocy, żebyś mnie odwiózł. - mruknęła wyswobadzając się z jego objęć.
-Więc sprawa załatwiona. - zaśmiał się. - Wiesz gdzie jest łazienka, a w sypialni w szafie znajdziesz jakąś moją koszulkę.
-Chyba sobie żartujesz.
-Nie żartuję. - wstał i pociągnął ją za rękę kierując się w stronę sypialni. - Już raz tutaj spałaś i źle chyba nie było, co?
-Jesteś niemożliwy. - zaśmiała się i wyciągnęła z szafy koszulkę treningową z numerem dwa. - A Ty?
-Co ja? - uśmiechnął się delikatnie kładąc dłonie na jej biodrach.
-A Ty gdzie będziesz spał?
-Jak to gdzie? - zaśmiał się i musnął jej policzek. - Kanapa jest duża.
-Co to to nie. - odwróciła się przodem do niego i objęła rękoma jego szyję. - Łóżko też jest duże. Więc albo śpisz w swoim, podkreślam, swoim łóżku, albo ja idę do siebie.
-Zgoda, ale pod warunkiem, że Ty też będziesz spała w moim, podkreślam moim, łóżku. - uśmiechnął się szeroko, a ona wyswobodziła się z jego objęć i uciekła do łazienki.
Kiedy wyszła z łazienki, on zajął jej miejsce. Jednak znajdował się tam o wiele krócej od niej. Kiedy wyszedł, ona stała przy kanapie, a widząc go uśmiechnęła się. Podszedł bliżej i oparł się o oparcie stając obok niej.
-Możesz iść spać.
-Możemy iść spać. - chwyciła jego dłoń i pociągnęła za sobą, co nie było łatwe. Przecież był o wiele wyższy od niej!
Nie protestował. Położył się obok niej i przyciągnął do siebie obejmując ją. Szepnął dobranoc i zamknął oczy.

Antonina

Otworzyła oczy i nieco się przestraszyła nie widząc obok śpiącego Amerykanina. W mgnieniu oka zerwała się z łóżka i przeszła do kuchni. Na kuchennej wyspie znalazła karteczkę. Wyszedłem po pieczywo. Niedługo wracam. Kocham Cię. ;* . Odetchnęła z ulgą i postawiła wodę w czajniku. Zaparzyła dwie herbaty i usmażyła wyjęte wcześniej z lodówki jajka. Nałożyła na dwa talerze, a kiedy wkładała patelnię do zlewu usłyszała szczęk zamka. 
-Już wstałaś? - objął ją i pocałował w policzek. 
-Zrobiłam śniadanie, więc mam nadzieję, że przyniosłeś jakieś bułki. - zaśmiała się i wzięła od niego siatkę z zakupami, które wyjęła. Część pochowała do lodówki, a świeże pieczywo włożyła do koszyka i postawiła na stole. 
-Jeżeli tak będzie codziennie to jak dla mnie możesz się wprowadzić tutaj. - usiadł przy kuchennej wyspie i zabrał się za jedzenie. - Przepyszne. 
-Nie żartuj. - zaśmiała się i usiadła naprzeciw niego. Kiedy zjedli, zabrała się za sprzątanie. 
-Ja posprzątam. - uśmiechnął się. - Chociaż tyle mogę zrobić. 
-Dobrze. - kiwnęła głową. - Ja pójdę do łazienki. 
Zabrała swoje ubrania i zamknęła się w łazience. Ubrała się i poprawiła włosy spinając je w wysokiego kucyka.
-Muszę się zbierać. - westchnęła wychodząc z łazienki. - Ty pewnie też. Więc widzimy się na meczu. 
Objął ją i pocałował w policzek na pożegnanie. 

Dzień minął jej dość szybko. Nim się zorientowała była godzina szesnasta trzydzieści. Szybko posprzątała swoje mieszkanie, przebrała się i przed godziną siedemnastą wyszła kierując się w stronę hali. 
-No proszę, kogo ja tu widzę. - usłyszała przy wejściu dobrze znany głos Fabiana. - Cześć. 
-Cześć Fabianku. - zaśmiała się całując go w policzek. 
-Fabianku? - zdziwił się. - Dawno tak do mnie nie mówiłaś. Albo zdałaś najlepiej egzamin albo się zakochałaś. 
-Daj spokój. - machnęła ręką. - Mam dobry dzień i tyle.
-Zakochałaś się. - zaśmiał się obejmując ją ramieniem.
-Szkoda, że to szczęście nie będzie trwało długo. - obok nich pojawił się nie kto inny jak Kurek, który roześmiał się. - Mogłaś być ze mną, Twój ojciec nie miałby nic przeciwko. Wybrałaś kogoś innego. Zobaczymy jak długo będziesz po tym płakać. 
-Idiota. Nie mogę uwierzyć w to, że tak bardzo się zmienił. - westchnęła. - Nie będę Ci zawracała głowy, idź do szatni. 

Mecz poszedł zgodnie z planem Resovii. Wygrali trzy do zera, a Tomek znów pokazał się z dobrej strony. Cieszyła się z tego, bo pomimo zaistniałem sytuacji potrafił się skupić i zagrać bardzo dobrze. Nie chciała się wychylać, więc spokojnie siedziała na swoim miejscu czekając aż kibice opuszczą swoje miejsca. Nie chciała podchodzić również do Tomka. Dlaczego? Nie chciała ściągać na siebie uwagi fotoreporterów. Dopiero po kilkunastu minutach podniosła się i ruszyła w stronę parkietu. Zamarła, kiedy zobaczyła Amerykanina stojącego obok jakiejś dziewczyny, 




InaccessibleGirl: Jest dziewiętnastka. Podoba mi się chyba najmniej z tych wszystkich rozdziałów dodanych tutaj. Jest po prostu beznadziejna, ale ocenę zostawiam Wam. ;)
Jeżeli już tutaj jesteście i czytacie, to napiszcie pod rozdziałem chociaż jedno zdanie. Ono też potrafi zmotywować do pisania, na prawdę. Nic Was to nie kosztuje, a mi dodaje motywacji. ;)

Pozdrawiam serdecznie! ;*


niedziela, 15 listopada 2015

18. Wierzę w to, że jesteś inteligentnym człowiekiem.





Jak nigdy cieszyła się, kiedy po pożegnaniu z babcią wsiadała do auta. Niemal natychmiast włożyła słuchawki do uszu i tylko kątem oka widziała jak jej kuzynka żegna się z Amerykaninem. Musnęła wargami jego policzek, z którego po chwili zmazała burgundową szminkę, a kiedy ten się odwrócił już w stronę samochodu  Daria triumfalnie się uśmiechnęła.
-Zdzira. - mruknęła pod nosem, zanim ktokolwiek zdążył wsiąść do samochodu.
Całą drogę powrotną do Rzeszowa przesiedziała w milczeniu, słuchając jedynie piosenek. Nie odzywała się, nie słuchała o czym jej towarzysze rozmawiają, a nawet nie reagowała na to, kiedy których coś do niej mówił. Po pierwsze przez słuchawki w uszach nic nie słyszała, a po drugie nawet gdyby było inaczej to raczej i tak nie odezwałaby się ani słowem. Kiedy ojciec podwiózł ją pod blok, w którym mieszka, szybko wysiadła z samochodu trzaskając drzwiami, jak i klapą bagażnika, z którego wyjęła walizkę.
-Tosia, poczekaj. - ojciec jeszcze zdążył ją dogonić, zanim weszła do klatki. - Daria pytała czy może nas odwiedzić. Zgodziłem się.
-To Twój problem, tato. - mruknęła niezadowolona. - Ja nie mieszkam w domu, a u siebie gościć jej nie zamierzam.
-Porozmawiamy o tym jutro, bo muszę jeszcze odwieźć Tomka. - pocałował ją w policzek i odszedł kierując się w stronę auta.
-Daria srajra. - mruknęła zamykając za sobą drzwi wejściowe do klatki. - Niech się pocałuje.

Następnego dnia, od rana, a dokładniej od godziny ósmej siedziała na uczelni. Po zajęciach poszła do biblioteki, a nim się spostrzegła było już około godziny dziewiętnastej. Szybko się zebrała, pożegnała z bibliotekarką, a po drodze do mieszkania wstąpiła do pobliskiej chińskiej restauracji i zamówiła na wynos. Po dwudziestu minutach szybkiego marszu była już praktycznie na miejscu.
-Thomas? Co tutaj robisz? - zdziwiła się widokiem przyjmującego siedzącego na ławce przed blokiem.
-Siedzę, nie widać? - zaśmiał się, wstał i przywitał się buziakiem w policzek.
-Załapiesz się na ryż rozmaitości z kurczakiem. - zaśmiała się machając papierową torebką przed nosem.
-Czyli, że mnie zapraszasz? - nieco się zdziwił, po czym objął ją ramieniem.
-Nie lubię jeść sama, a że akurat Ty się napatoczyłeś..
Wolał nie kontynuować rozmowy, tylko zaraz za nią wszedł do klatki, a później do mieszkania. Pomógł jej z talerzami i sztućcami, a ona w tym czasie przełożyła ryż z kurczakiem do półmiska. O dziwo nie milczeli podczas posiłku. Wręcz przeciwnie. Rozmawiali, a czasem nawet się przekrzykiwali. Były też momenty, że jedno śmiało się z drugiego. Kiedy zjedli zabrała się za sprzątanie ze stołu, z czym również pomógł jej Thomas. Ona zmywała brudne naczynia, a on stał oparty o meble kuchenne i osuszał mokre talerze ściereczką, po czym chował je do półki.
-Teraz możemy porozmawiać. - szeroko się uśmiechnął, ale po chwili ten uśmiech zniknął z jego twarzy.
-Coś czuję, że nie spodoba mi się to, o czym chcesz ze mną rozmawiać. - mruknęła siadając na kanapie. - Mam rację?
-W sumie.. - podrapał się po karku. - Męczy mnie jedna rzecz, ale chyba nie powinienem o to pytać.
-Nie wiem o co chodzi, ale pytaj. - zaśmiała się, aby rozluźnić nieco atmosferę.
-Dlaczego tak nie lubisz Darii, swojej kuzynki?
-Wiedziałam. - wzięła głęboki oddech. - Zawsze musiała mieć to co chciała. Dążyła po trupach do celu, nawet nie patrzyła na to czy nie rani czasem po drodze osób, które na prawdę ją kochają. Zazwyczaj bała to, na czym mi zależało. Wiedziała, że przez pewne rzeczy, które się wydarzyły w moim życiu nie będę godnym przeciwnikiem dla niej. A czasem, nawet trochę częściej niż czasem, wykorzystywała pewne rzeczy przeciw mnie. A teraz.. Teraz jest jak jest. I w sumie nie przeszkadza mi to, jest dla mnie jak powietrze. I to by było na tyle.
-Nie wydawało mi się, że wtedy traktowałaś ją jak powietrze. - szepnął niemalże niesłyszalnie.
-Czasem lubię jej dogryźć, ale wtedy na to zasłużyła. - wzruszyła ramionami, po czym zerknęła na zegarek. - Już późno, musisz chyba iść.
-Tak już, późno. - podniósł się i delikatnie uśmiechnął. - Ale jutro zapraszam Cię na obiad i nie ma wymigiwania się.
Kiwnęła jedynie na zgodę głową i odprowadziła go do drzwi. Podziękowała za miły wieczór i stanęła na palcach, aby musnąć jego policzek. On tylko uniósł kąciki ust ku górze i pochylił się, kiedy oddaliła się od niego. Delikatnie musnął wargami jej usta.
-Mmm, nie pozwalaj sobie, Rześki. - mruknęła odsuwając się od niego i niemal wypchnęła go za drzwi. - Dobranoc.

Następnego dnia, o dziwo pilnowała czasu. Po zajęciach miała jeszcze półtorej godziny do umówionego spotkania z Amerykaninem. Zdążyła wrócić do mieszkania i przebrać się w swoją ulubioną czarną spódnicę i koszulę w kratę. Włosy upięła w kłosa i pół godziny przed czasem wyszła z mieszkania. Nie zamawiała taksówki, wolała się przejść. Lubiła łapać pierwsze promienie słońca, które pojawiały się po zimie. Zadzwoniła domofonem pod odpowiedni numer, a kiedy otworzył jej drzwi, weszła na odpowiednie piętro i zapukała do drzwi z numerem dwadzieścia pięć. Nieco ją zamurowało na widok przyjmującego, kiedy staną w progu.
-Cześć. - powiedziała po chwili, kiedy się opamiętała.
-Jak zawsze punktualna. - zaśmiał się i na przywitanie musnął ją w kącik ust.
-Staram się nie spóźniać. - zaśmiała się ściągając czarną ramoneskę. Kiedy odwieszała ją, znów po mieszkaniu rozszedł się dzwonek do drzwi. - Otworzę.
-Tośka? - Nieco zdziwiony rozgrywający przywitał się z nią. - Co Ty tutaj robisz?
-Nie zadawaj głupich pytań, Fabianku. - Monika zaśmiała się przywitała się buziakiem w policzek.
-Cześć. - odezwała się dość niepewnie i przeszła do kuchni, w której krzątał się Amerykanin. - Słucham.
-Em.. Mmm... No wiesz.. - plątał się i nie wiedział od czego zacząć. - Po prostu nie chciałem, abyś pomyślała sobie, że to randka.
-Głupek. - zaśmiała się pod nosem i spojrzała do piecyka, który w mgnieniu oka wyłączyła i otworzyła. - Chyba coś za chwilę by Ci się spaliło.
-I popatrz Tośka, jak Wy się dopełniacie. - Drzyzga klasnął w dłonie i szeroko się uśmiechnął.
-Lepiej sobie usiądź spokojnie, zanim Monika się zorientuje jakim błaznem jesteś. - i tak rozmowa ucięła się.
Obiad zjedli w dość dobrych humorach. Jednak Fabian wraz ze swoją towarzyszką nie mógł zostać dłużej - byli umówieni na spotkanie w sprawie zakupu mieszkania, jak uprzednio poinformowali. Pożegnali się, a ona została sama z Amerykaninem.
-Nie wiedziałam, że tak dobrze gotujesz. - posłała w jego stronę ciepły uśmiech, kiedy pomagała mu sprzątać po obiedzie.
-Nie musisz mi pomagać, poradzę sobie sam. - zabrał z jej rąk brudne naczynia.
-Daj spokój. - zaśmiała się i próbowała zabrać mu z rąk brudne talerze. - Ty mi pomagałeś, to ja chcę teraz pomóc Tobie.
-Hm.. Pod jednym warunkiem. - uniósł brwi ku górze i delikatnie się uśmiechnął. - Dasz mi szansę, nie jako znajomemu, nie jako przyjacielowi..
-Zgoda. - wyraźnie wmurowało go w podłogę, więc spokojnie mogła zabrać z jego dłoni naczynia.
-Czekaj, czekaj.. - nim się ocknął zdążyła już zabrać się za mycie. - Czy ja dobrze zrozumiałem?
-Tomek.. - zaśmiała się cicho odwracając się w jego stronę. - Wierzę w to, że jesteś inteligentnym człowiekiem.
-Oczywiście, że jestem. - podszedł bliżej niej i objął ją w pasie. - Więc teraz już nie usłyszę sprzeciwu jak będę chciał Cię pocałować?
-Teraz to musimy posprzątać. - zaśmiała się obracając się znów w stronę zlewu.
-Posprzątać można później. - przyciągnął ją bliżej siebie.
-Czekaj, czekaj.. - mruknęła śmiejąc się.
-Muszę się nacieszyć, bo jutro możesz mi powiedzieć, że żartowałaś. - musnął delikatnie jej policzek. - Teraz mogę śmiało powiedzieć, że mam najpiękniejszą dziewczynę na świecie.
-Nie przesadzajmy. A teraz już zabierzmy się to sprzątanie, bo o osiemnastej masz trening.

Wsiedli do samochodu przyjmującego i mniej więcej po dwudziestu minutach wysiadali na parkingu pod halą. Weszli do środka i odprowadziła go pod samą szatnię.
-Widzimy się jutro. - uśmiechnęła się. - Miłego treningu.
-Czekaj. - chwycił jej dłoń i przyciągnął do siebie. - Jutro mamy mecz, więc mam nadzieję, że będziesz mi kibicować. A po meczu porywam Cię na kolację.
-Jak dam radę przyjść to nie ma problemu. - zaśmiała się muskając jego policzek.
-A dlaczego nie mogłabyś przyjść? - zmrużył oczy obejmując ją w pasie.
-Ta idiotka przyjeżdża, a wolałabym, aby nie rzucała się na Ciebie po meczu.
-Czyli jednak byłaś zazdrosna. Wiedziałem.
-Uciekaj do szatni, bo się spóźnisz na trening.
-Już idę, idę. - uśmiechnął się, ujął jej podbródek i musnął jej usta.
-Tosia.. - usłyszała i niemal natychmiast odwróciła się w stronę, skąd dochodził głos.





InaccessibleGirl: Mamy kolejny rozdział. W większej części powstał wcześniej, ale dzisiaj go kończyłam i szczerze mówiąc, ta końcówka jest do bani. Ale ocenę pozostawiam Wam. ;)
Do następnego! ;) ;*



niedziela, 8 listopada 2015

17. Uważasz, że mam słodkie oczka?





Zdecydowanie lubiła okres przed świętami Wielkiej Nocy. Uwielbiała wtedy przesiadywać w kuchni i piec ciasta czy też robić pisanki. Nie inaczej było i teraz. Już od wczesnego ranka siedziała razem z babcią w kuchni. Zdążyła upiec swojego ulubionego mazurka, oczywiście z niewielką, ale jakże cenną, pomocą swojej babci. Po mazurku upiekły dwie babki, które bardzo lubiły.
-Wnusiu, powiedz mi proszę, ten Twój Thomas..
-Babciu, to nie jest żaden mój Thomas. - westchnęła przerywając babci w połowie zdania. - I proszę Cię, nie mów tak.
-To w Wigilię przez niego tak się źle czułaś, hm?
-Nie przez niego. - mruknęła. - Po prostu to był ciężki okres. Miałam egzaminy na uczelni i w ogóle.
-Oh kochanie, i tak mnie nie oszukasz. - zaśmiała się obejmując ją ramieniem. - A teraz, żeby trochę rozruszać tego naszego gościa, porwij go na zakupy, bo jeszcze nie wszystko jest gotowe i kilku rzeczy mi brakuje.
-Jest wcześnie rano, on jeszcze pewnie śpi.
-Z tego co się orientuję, wstał jeszcze szybciej niż Ty i poszedł biegać. - uniosła kąciki ust ku górze. - I wrócił chwilę przed tym, zanim Ty zeszłaś do kuchni.
-Nic się przed Tobą nie ukryje, prawda babciu? - zaśmiała się obejmując rodzicielkę swojego ojca ramieniem.

Na zakupy pojechali do Zakopanego. Babcia oprócz kilku niezbędnych rzeczy poprosiła o jeszcze nieco większe zakupy, aby po świętach nie musiała sama tułać się po sklepach. Wszystkie rzeczy z listy kupili w Tesco. Nie chciała łazić po wielu sklepach z tego względu, że nie była sama. Chciała te zakupy załatwić sprawnie jak najszybciej to było możliwe.
-Może usiądziemy i zjemy jakieś ciastko? - Amerykanin szeroko się uśmiechnął.
-Nie mamy czasu, babcia czeka na zakupy. - odparła niemalże natychmiastowo nie spoglądając nawet w stronę przyjmującego.
-Tosia, daj spokój. Dziesięć minut nie zbawi. - pociągnął ją za rękę i przyprowadził pod budkę z goframi. - Skoro nie chcesz ciastka, to zjemy gofra. Z czym chcesz?
-Niech będzie z bitą śmietaną i owocami. - westchnęła zamawiając jednego dla siebie, a drugiego dla Thomasa.
-Gofry to tutaj są przepyszne w porównaniu do tych, które można zjeść w Rzeszowie. - zaśmiał się siadając przy stoliku.
-To jest Zakopane, tutaj wszystko jest pyszne. - zaśmiała się zajadając się gofrem.
-Nigdy mi nie mówiłaś, że pochodzisz z tak pięknych okolic.
-Nigdy bym Ci tego nie powiedziała, bo to nie Twoja sprawa.
-Ale teraz już to wiem. - szeroko się uśmiechnął.
-Do szczęścia Ci to nie jest potrzebne. - mruknęła, po czym cicho się zaśmiała. - Ubrudziłeś się.
-Nie ściemniaj, nie uwierzę Cię. - zmrużył oczy uważnie się jej przyglądając.
-Poważnie, tutaj. - wskazała palcem na prawy policzek. Ten przejechał po nim ręką. - Teraz jesteś jeszcze bardziej brudny. Daj pomogę Ci. - wyjęła z torebki paczkę chusteczek i jedną z nich przejechała po jego policzku, nieco się pochylając.
-Dziękuję. - szepnął zbliżając swoje usta do jej.
-Nie ma sprawy. - automatycznie odsunęła się i niepewnie się uśmiechnęła. - Chodźmy, bo babcia czeka.

Wieczorem, kiedy już niemal wszyscy spali, zaparzyła sobie brzoskwiniową herbatę, na ramiona narzuciła ciepły koc i usiadła w ogrodzie na huśtawce. Uśmiechnęła się sama do siebie. Uwielbiała tą otaczającą ją ciszę i spokój, jaka zawsze towarzyszyła kiedy odwiedzała rodzinne strony swojego ojca. Ta cisza dawała jej możliwość naładowania akumulatorów na kolejne męczące dni, tygodnie i miesiące, które musiała spędzać w Rzeszowie. To nie tak, że miasto ją męczyło. Po prostu czasem miała dość zgiełku i gonitwy za wszystkim. Czasem po prostu chciała wyjechać i zamieszkać na odludzi, ale po chwili wracała do świata żywych, brała się w garść i dalej dążyła tą drogą, na którą się zdecydowała.
-Przeszkadzam? - stanął obok huśtawki opierając się o nią delikatnie.
-Spać nie możesz czy co? - mruknęła nieco niezadowolona z powodu tego, że przerwał jej samotne rozmyślanie.
-Nie ma sprawy, już idę. - westchnął i wolnym krokiem ruszył w stronę wejścia do domu.
-Nie mówiłam, że masz iść. - niepewnie się uśmiechnęła. - Ale kocem się z Tobą nie podzielę, bo wtedy będzie mi zimno.
Zaśmiał się cicho i usiadł obok niej. Dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu patrząc w bliżej nieoznaczony punkt,który widzieli tylko oni, tylko swoimi oczami.
-Twoja babcia to bardzo mądra kobieta. - uśmiechnął się sam do siebie wspominając rozmowę z panią Gienią.
-Przemaglowała Cię, co? - zaśmiała się. - Na nią nie działają takie słodkie oczka.
-Uważasz, że mam słodkie oczka? - poruszał zabawnie brwiami.
-A jeżeli nawet to co? - wytknęła w jego stronę język, po czym dźgnęła go palcem między żebrami. - To moje osobiste zdanie.
-Czyli jednak coś Ci się we mnie podoba. - dumnie wypiął pierś. - Jednak nie jestem byle kim.
-Nie pochlebiaj sobie. - zaśmiała się upijając łyk herbaty, które niestety zdążyła już wystygnąć. - Nigdy nie wspomniałam, że coś mi się nie podoba.
-Ale nie powiedziałaś też, że coś Ci się podoba.
-Wiesz, jakby nie patrząc to jest to moja sprawa co mi się podoba, a co nie. - zaśmiała się robiąc kolejnego łyka herbaty.
Znów między nimi zapanowała cisza, ale o dziwo nie przeszkadzało jej to. Zwróciła uwagę na to, że jej towarzyszowi zrobiło zimno, bo inaczej nie zasunąłby zamka swojej bluzy pod samą szyję. W pierwszej chwili pomyślała, że dobrze, bo w końcu zostawi ją samą, ale z drugiej strony nie była przecież tak wredną osobą. Rozłożyła bardziej koc i podała mu jeden koniec, a on sprawnym ruchem zarzucił go na swoje ramiona.
-Czyli jednak trochę mnie lubisz. - uśmiechnął się szeroko. - Dziękuję.
-Nigdy nie powiedziałam, że Cię nie lubię. - dźgnęła go palcem między żebrami. - Swoją drogą jesteś jedynym siatkarzem z rzeszowskiej drużyny, którego ojciec zaprosił do swojego rodzinnego domu.
-Czyli on też musi mnie lubić.
-Wmawiaj sobie tak dalej. - zaśmiała się wstając z huśtawki.
Nie zdążyła nawet dojść do schodów prowadzących na taras. W mgnieniu oka Tomek zjawił się przy niej i zagrodził jej drogę. Nieco zdenerwowana zmrużyła oczy, a ten chwycił ją za dłoń i przyciągnął ku sobie. Odgarnął kosmyki włosów za ucho, delikatnie się uśmiechnął i niepewnie zbliżył swoją twarz do jej.
-Dziękuję za miły wieczór. - szepnął, po czym musnął jej policzek. Odsunął się od niej i ruszył w stronę wejścia do domu. - Dobranoc.
-Dobranoc. - szepnęła sama do siebie przyłapując się na uśmiechu.


Thomas

Obudził się jak zwykle wcześnie rano, lecz tym razem od razu ubrał się i zszedł do kuchni. Tam już była pani Gienia i Antonina. Obecność tej drugiej nieco go zadziwiła, bo nie spodziewał się, że spotka ją w kuchni tak wcześnie rano. Oprócz znanej już mu dwójki, przy blacie mebli kuchennych stała jeszcze jedna osoba. Szczupła, wysoka blondynka, która przykuła jego uwagę. Przywitał się ze wszystkimi, a pani Gienia od razu przedstawiła nieznajomą mu osobę. 
-Poznajcie się. Daria, Thomas. Thomas Daria. 
-Miło mi . - wyciągnęła dłoń w jego stronę, którą on delikatnie uścisnął. 
-Mnie również. Jesteś jakąś rodziną Tośki? - usiadł na krześle przy kuchennym stole. 
-Kuzynką. - niepewnie się uśmiechnęła. 
-Nie wspominała mi, że ma takie piękne kuzynki. - spojrzał na Tośkę, która stała i przyglądała im się. 
-Co Cię sprowadza w nasze skromne progi? - usiadła naprzeciw niego. 
-To nie są Twoje progi. - Tośka wtrąciła się w rozmowę. - To są progi babci. 
-Tosiu, daj spokój. To są nasze progi. - babcia cicho się zaśmiała. 
-A Ty Tośka lepiej zrób nam herbatę, a nie wtrącasz się w rozmowę dorosłych. 
-Spadaj. - mruknęła pod nosem, odwróciła się na pięcie i wyszła z kuchni. 
Przyglądał się z uwagą kuzynce Tośki. Była jej zupełnym przeciwieństwem. Wygadana, zadziorna. I już po pierwszej przetarcze słownej z Tośką wiedział, że Daria jest typem osoby, która ma wszystko co chce, która lubi rozkazywać innym. Porozmawiał z nią jeszcze chwilę, po czym przeprosił i wyszedł z kuchni. Niepewnie zapukał do drzwi, za którymi znajdował się pokój Antoniny.
-Proszę. - mruknęła.
-Uciekłaś. - wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. 
-Po co przyszedłeś? - podniosła się i usiadła na łóżku. - Idź sobie do Darii.
-Jesteś zazdrosna! - bardziej stwierdził niż zapytał. 
-Puknij się w tą swoją główkę. - postukała się palcem w czoło. - Chyba, że ta pusta blondynka już zlasowała Ci coś na kształt mózgu.
-Ty na prawdę jesteś zazdrosna, Tośka. - zaśmiał się i usiadł obok niej. - Nie musisz się martwić. Jest strasznie władcza, nie w moim guście. 
-Mam się śmiać czy płakać? 
-Możesz się cieszyć, bo wolałem przyjść do Ciebie niż siedzieć z nią. 




InaccessibleGirl: Jest siedemnastka. Bez żadnych opóźnień. Tak jak miała się pojawić. Szczerze mówiąc jest trochę kiepska, nie podoba mi się. Jednak ocenę zostawiam Wam ! :)
Do następnego! ;*


niedziela, 1 listopada 2015

16. Myślisz, że on tak długo będzie na Ciebie czekał?





Siedziała wpatrując się w ekran komputera nie mogąc uwierzyć w tytuł artykułu. Westchnęła i kliknęła niepewnie, aby otworzyć stronę. Nowy nabytek Asseco Resovii Rzeszów, Thomas Jaeschke, po kilku miesiącach pobytu w kraju już poderwał piękną Polkę. I to nie byle kogo! Jak się dowiedzieliśmy od naszych zaufanych i poinformowanych źródeł, jest to niejaka Antonina Góral. Czy mówi coś to nazwisko? Nam owszem. Bowiem okazało się, że panna Góral jest nie kim innym jak córką prezesa zarządu Asseco Poland S.A., a co za tym idzie młody Amerykanin "wyłowił grubą rybę". Jego loty są bardzo wysokie, a bynajmniej na takie wyglądają. 
Nie wierzyła własnym oczom czytając owy artykuł. Zamknęła komputer i odstawiła go na bok. Pośpiesznie się ubrała i wyszła z mieszkania.

-No już myślałam, że wieki tutaj będę czekać. - mruknęła podnosząc się ze schodów na klatce.
-Tośka, co Ty tutaj robisz? - ewidentnie zdziwił się na jej widok.
-Siedzę, korzystam ze słońca. - odpowiedziała z ironią. - A nie, przepraszam, nie ma tutaj słońca.
-No już spokojnie, nie denerwuj się. - otworzył drzwi i wpuścił ją do środka. - Zapraszam.
-Dziękuję. - weszła do środka i zdjęła płaszcz.
-Teraz powiedz mi, co Cię do mnie sprowadza.
Opowiedziała mu o wszystkim. Zaczęła od początku, o ile początkiem można było nazwać moment wyjazdu do Gdańska. Powiedziała mu o sytuacji w windzie, a tym jak Thomas na zmianę z Krzysztofem pilnowali ją, aby czasem Kurek nie zrobił jej krzywdy. Powiedziała nawet o wyznaniu, jakie usłyszała od Amerykanina. Może i nie było ono jednoznaczne, ale wiedziała, że coś musi być na rzeczy. A skończyła na zaistniałej po meczu w Gdańsku sytuacji i artykule na jeden ze stron internetowych.
-I dalej nie wiem o co Ci chodzi. - wzruszył bezradnie ramionami.
-Fabian, nie rób z siebie idioty gorszego niż jesteś. - mruknęła okręcając na stole kubek z herbatą.
-No bo ja nie rozumiem o co Ci chodzi. - westchnął. - Ewidentnie Rześki Cię kocha, a Ty obawiasz się tego, nie chcesz mu zaufać czy jak? Przeraził Cię ten artykuł?
-Sama nie wiem..
-To się ogarnij póki masz na to czas i póki żadna Ci nie sprzątnęła go sprzed nosa. Myślisz, że on tak długo będzie na Ciebie czekał?
-Wiesz, ja nie jestem stworzona do szczęścia tak jak niektórzy, Fabian. - westchnęła podnosząc się z krzesła. - Dziękuję za rozmowę.
-Trzymam kciuki Tośka. - przytulił ją na pożegnanie.

Nie odważyła się porozmawiać z Amerykaninem o tym wszystkim mimo tej szczerej rozmowy z Fabianem. Może po prostu się bała? Choć była młodą osobą, to wiele przeszła w życiu. Była zdania, że nie jest stworzona do szczęścia, bo osoby takie jak ona na to nie zasługują. Nie chciała mieszać w swoje życie przyjmującego, którego poniekąd bardzo lubiła. Może nie tylko lubiła, jednak nie chciała przyznać się przed sobą, ani przed nikim innym, że to może być coś więcej niżeli tylko sympatia. Ku jej uciesze przerwa międzysemestralna minęła o wiele szybciej niż się spodziewała, dlatego też ostatnimi dniami nie miała za bardzo czasu na cokolwiek innego niezwiązanego z uczelnią. Starała się nie myśleć o Thomasie, o tym co łączy ich dwójkę, tylko skupiała się na zajęciach, a bynajmniej próbowała. Trudniej było wtedy, gdy musiała siedzieć przez półtorej godziny i wsłuchiwać się w słowa wykładowcy, które nie były zbyt ciekawe. Starała się słuchać, jednak nie zawsze jej to wychodziło. Cieszyła się, kiedy znów miała chwilę oddechu od studenckich wypraw na uczelnię czy do biblioteki.

-Tosia, mam do Ciebie pytanie. - ojciec usiadł naprzeciw niej w salonie rodzinnego domu. Ona jedynie spojrzała na niego pytająco. - Czy miałabyś coś przeciwko, jakby na święta do babci pojechał z nami Thomasa?
-Tato, dlaczego chcesz to zrobić? - mruknęła nieco niezadowolona. - Przecież nie lubisz jak zadaję się z zawodnikami Resovii.
-Wiesz dobrze dlaczego tak postąpiłem. - westchnął. - Ale nie chcę, żeby został sam w Rzeszowie, w okresie świąt.
-Daj spokój. A inni zawodnicy? Trener? Statystyk? Tylu ich tam jest , a właśnie Ty musisz go zabierać ze sobą?
-Jeżeli nie chcesz to tego nie zrobię. - pocałował ją we włosy. - Ale zawsze mógłby poznać jedną z piękniejszych części Polski.
-Przepraszam tato. Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. - posłała mu ciepły uśmiech. - Jak chcesz, to możesz go zabrać. Przecież nie mogę Ci tego zabronić. A teraz przepraszam Cię, ale wracam do mieszkania, żeby się spakować.


Thomas

W ostatnim czasie skupiał się jedynie na treningach, meczach, treningach, meczach i jeszcze raz treningach i meczach. Zorientował się, że Tośka go unika i nie ma ochoty na rozmowy z nim, choć nie wiedział dlaczego,postanowił to zaakceptować i wycofać się. Jednak mimo wszystko ucieszył się, gdy jej ojciec zaproponował mu wyjazd na święta w ich rodzinne strony. Przecież mógłby być to jakiś przełom w ich relacji, dlatego nie wahał się ani minuty i niemal od razu się zgodził. Kiedy dopinał walizkę w mieszkaniu rozległ się dzwonek domofonu. W pośpiechu zabrał kurtkę, walizkę i klucze od mieszkania, które zamknął. Zajął miejsce w samochodzie, tuż obok kierowcy, bo Tośka mimo jego nalegań ustąpiła mu owe miejsce. Rozmawiał z ojcem Tośki niemal całą drogę, jednak ona nie odezwała się ani słowem. Domyślił się, a raczej stworzył sobie swoją wersję, że nie chciała aby jechał z nimi. Po dotarciu na miejsce starsza kobieta, zapewne babcia Antoniny, przywitała ich szerokim uśmiechem, a jego równie mocno wyściskała. Podczas powitania zauważył kątem oka jak Tośka od razu uciekła w głąb domu i gdzieś zniknęła.
-Miło nam Cię tu gościć, chłopcze. - pani Gienia chwyciła go pod rękę i zaprowadziła do pokoju, w którym miał spać. 
-To ja powinienem podziękować za zaproszenie. - posłał jej ciepły uśmiech i wszedł do pokoju.
-Mam nadzieję, że łóżko będzie wygodne, choć zapewne nie jest dostosowane do wzrostu sportowca. - zaśmiała się klepiąc go po plecach. 
-Dziękuję. - położył walizkę na łóżku i zabrał się za jej rozpakowywanie.  

Po obiedzie, który wyjątkowo mu smakował, pewnie ze względu na to iż to był specjał pani Gieni, wyszedł do ogrodu. Rozejrzał się i delikatnie uniósł kąciki ust ku górze. 
-Fajne miejsce. - usiadł obok niej na huśtawce ogrodowej. 
-Dom czy ogród? - mruknęła. 
-I to, i to. - uśmiechnął się rozglądając się dookoła. - Taka cisza i spokój, zupełnie inaczej niż w Rzeszowie. 
-To jest wioska. Tutaj zazwyczaj jest cicho. 
-Tośka, powiesz mi w końcu co Cię męczy? - chwycił jej dłoń, kiedy ta chciała odejść. Jednak nie usłyszał odpowiedzi.
-Musisz dać jej czasu. - nie kto inny, tylko pani Gienia usiadła obok niego z pokrzepiającym uśmiechem. - Ona dużo w życiu przeszła. 
-Nie wiem czy potrafię dłużej czekać na to, aż zauważy co do niej czuję. - westchnął kręcąc głową.
-Uwierz mi, chłopcze, że ona doskonale to wie, tylko boi się zaufać i otworzyć serce. A jeżeli coś do niej czujesz to poczekaj, bo jest tego warta. I nie mówię tego jako jej babcia. - zaśmiała się, poklepała go po ramieniu i zniknęła w głębi domu.




InaccessibleGirl: Beznadziejny i tyle w temacie. Chyba pomału się wypalam..
PS1: Przepraszam, że w zeszłym tygodniu rozdział się nie pojawił, totalny brak czasu. Następny, mam nadzieję, w niedzielę. :)
PS2: W takim dniu jak dzisiejszy pamiętamy nie tylko o zmarłych z rodziny, ale również o zmarłych przyjaciołach, idolach. Dlatego ja dzisiaj zapaliłam znicze za śp. Arka Gołasia i śp. Agatę Mróz-Olszewską. Może i nie na ich pomnikach, tylko na swoim cmentarzu, przy krzyżu, ale to jest dużo bardziej wartościowe niż gwiazdka w nawiasie. Tyle w tym temacie. 
PS3: Jak macie chwilę, zajrzyjcie w zakładkę Zrozumieni , zmieniłam zdjęcie naszego głównego bohatera. :)

Pozdrawiam serdecznie! ;*


niedziela, 18 października 2015

15. A co zrobisz, jeżeli Ci powiem, że już się zakochałem?





-Thomas, poczekaj! Wracaj! - krzyknęła biegnąc za nim. Na szczęście zdążyła go złapać przy windzie. - Daj spokój, proszę.
-Tośka, wiesz jak jest. Między mną a Tobą, między mną a nim.. - zacisnął dłonie w pięści. - Nie mogę go tak zostawić.
-Proszę.. - chwyciła jego dłonie rozluźniając je. - Nie chcę, aby moja osoba wpłynęła negatywnie na zespół, zrozum mnie.
-Ale on..
-Daj spokój, nie ma sensu. On właśnie tego by chciał. - westchnęła ciągnąc go za rękę. - Odpuść.
Przekonała go. Nie chciała, aby sytuacja z nią i Bartoszem przeniosła się na atmosferę w drużynie z Rzeszowa. Chciała jakoś załagodzić tę sytuację, jednak na chwilę obecną cieszyła się tego, że Amerykanin odpuścił. Jednak jednego byłą pewna. Wiedziała, że Bartek nie odpuści i będzie chciał postawić na swoim, a co za tym idzie, obawiała się o reakcje Rześkiego.
-Tylko proszę, nie daj się sprowokować. - szepnęła widząc zbliżającego się z naprzeciwka atakującego.
-Sam jego widok i ten uśmiech na jego gębie mnie denerwuje. - mruknął znów zaciskając pięści. - Ale wiem, że nie chcesz, abym reagował, więc tego nie zrobię.
-Dziękuję. - szepnęła muskając jego policzek.
-Jeszcze zobaczysz, że jestem lepszy od niego. - powiedział przechodząc obok nich i uderzył Amerykanina z tak zwanego bara. A ona co? Po prostu puściła to mimo uszu i ciągnąc za sobą wkurzonego Thomasa poszła dalej.

Następnego dnia, w dniu meczu, wujek Krzysztof i Thomas nie opuszczali jej na krok. Nie lubiła tego, że ktoś krążył za nią krok w krok. W takiej sytuacji czuła się nieswojo tym bardziej z tego względu iż przyjechała do Gdańska za namową atakującego i to właśnie jego nie chcieli dopuścić do jej osoby. Ironia losu, prawda?
-Idźcie się ogarnąć, niedługo jedziecie do hali, bo gracie dzisiaj mecz, tak dla przypomnienia. - mruknęła kiedy poraz kolejny władowali się do jej pokoju.
-Spokojnie, ja już się ogarnąłem i jestem gotowy do meczu. - przyjmujący uśmiechnął się i usiadł na łóżku.
-A ja tylko na chwilę, wiesz, chciałem zobaczyć co i jak. - libero puścił do niej oczko i w mgnieniu oka opuścił pokój.
-Nie żeby coś, ale chciałabym się przebrać, a Ty mógłbyś sobie pójść.
-Możesz iść do łazienki, a ja tutaj poczekam. - wyszczerzył się wywalając swoje wielgachne ciało na łóżku.
Mruknęła jedynie coś pod nosem, zabrała ubrania i zniknęła za drzwiami łazienki. Uwielbiała nosić koszulę w kratę, dlatego i tym razem postawiła na takową. Czerwoną - czarną koszulę wsunęła w niebieskie przetarte jeansy i całość dopełniła nieco mocniejszym makijażem podkreślając oczy eye-linerem, a usta czerwoną szminką. Na koniec jeszcze spięła włosy w wysokiego kucyka i spryskała ciało wodą toaletową. Zadowolona z uzyskanego efektu opuściła łazienkę, a znajdujący się w pokoju Amerykanin oniemiał na jej widok.
-Wiedziałem, że jesteś piękna, ale nie spodziewałem się, że zaniemówię na Twój widok. - szepnął po dłuższej chwili wpatrywania się w nią.
-Daj spokój. - zaśmiała się na widok jego miny. - Uważaj, bo się jeszcze zakochasz.
-A co zrobisz, jeżeli Ci powiem, że już się zakochałem? - uśmiechnął się podchodząc do niej. Objął ją w pasie i niepewnie przyciągnął do siebie.
-Nie możesz się we mnie zakochać. Przyjaciele się w sobie nie zakochują. - ułożyła dłonie na jego torsie, a ten tylko się uśmiechnął.
-Wiesz jak jest. - zbliżył swoją twarz do jej.
-Dzieciaki, jedymy na mecz! - Krzysztof jak zwykle wiedział w jakim momencie wejść do pokoju. Momentalnie się od siebie odsunęli. - Ups, przeszkodziłem?
Zaśmiali się i opuścili pokój, a później hotel.

Mecz mimo iż wydawał się dość łatwy tak na prawdę okazał się ciężkim wyzwaniem. Niemal w każdym secie walka obu ekip trwałą od początku do końca, a cztery sety wygrywane zostały na przewagi. Dopiero tie-break wyłonił zwycięzcę i nie mógł nim być kto inni niżeli Asseco Resovia Rzeszów. Kiedy Thomas zerkał w jej stronę mógł wyczytać z ruchu jej warg szczere gratulacje. Ten nie zważając na nic podbiegł do niej i szeroko się uśmiechnął.
-Co się tak cieszysz? - zmrużyła oczy.
-A nie mogę? - poruszał brwiami, a z jego twarzy nie znikał uśmiech. - Wygraliśmy, a do tego Ty jesteś tutaj razem z nami.
-Już Ci coś na ten temat mówiłam. - zaśmiała się i nie zdążyła nawet zareagować kiedy przyjmujący uniósł ją do góry i przeniósł nad krzesełkami na płytę boiska. - Oszalałeś.
-Oszalałem. - zaśmiał się.
-Idź do kolegów, a nie zajmujesz się nie tym co trzeba.
-Daj spokój, tutaj nie ma nic ważniejszego, no może oprócz piłki i boiska.
-Tośka, nie wiedziałem, że przybyłaś aż tutaj na mecz. - nie wiedziała nawet kiedy obok nich pojawił się Mika. - Z tego co kojarzę to nie lubiłaś siatkówki.
-Mikuś, to był dobry mecz w Twoim wykonaniu.
-Zmieniasz temat, to już wszystko rozumiem. - zaśmiał się i zerknął na stojącego obok Rześkiego. - Widzę, że w końcu się przekonałaś zarówno do siatkówki jak i siatkarzy.
-Daj spokój. - mruknęła uśmiechając się. - Tak czy siak, gratuluję spotkania.Dałeś z siebie wszystko jednak wiesz, zwycięzca może być tylko jeden.
-Co racja to racja. - udał niezadowolonego. - Lecę, a Ty się trzymaj, Tosiek!
-Dziękuję i miło było Cię zobaczyć.
-Nie lubiłaś siatkówki?
-To temat na dłuższą rozmowę.
-Nie lubiłaś siatkarzy?
-To temat na dłuższą rozmowę. - powtórzyła starając się przedrzeźniać z przyjmującym.
-To nie lubiłaś bardziej siatkówki czy siatkarzy?
-Może kiedyś Ci opowiem, a teraz idź do szatni, bo autokar nie będzie na Ciebie czekał.
Jak powiedziała, tak też zrobił. Jednak bardziej niż z jego nieobecności cieszyła się z tego, że nie będzie drążył tematu zarówno jej niechęci do siatkówki jak i do siatkarzy.

Po powrocie do Rzeszowa nie wynurzała się ze swojego mieszkania. Była zmęczona podróżą jak również udawaniem, że po zaistniałej sytuacji z Kurkiem nic się nie stało. Otworzyła butelkę Carlo Rosi i z lampką wina usiadła na kanapie biorąc na kolana laptopa. Miała jeszcze ferie, więc mogła korzystać i odpocząć od nauki. Przeglądała facebooka, jak chyba każda osoba w jej wieku, i zerknęła również na kilka stron plotkarskich. Jej uwagę przykuł jeden artykuł z Thomasem w roli głównej. Nowy nabytek Asseco Resovii Rzeszów już się zakochał? Zobacz zdjęcia z rudowłosą pięknością! Zamarła. Zamarłą na sam widok tytułu artykułu.




InaccessibleGirl: Jest takie coś. Takie nico. Nie podoba mi się. To chyba najgorszy napisany i opublikowany do tej pory rozdział. Lepiej to przemilczę, ale wymęczyłam coś i to coś niestety się tutaj pojawi. Ale ocenę pozostawiam Wam. ;)
Szczerze mówiąc może i Słowenia nas wyeliminowała w Mistrzostwach Europy, ale doszli daleko więc dlaczego miałabym im nie kibicować? #GoSlovenia
Pozdrawiam serdecznie! ;*


niedziela, 11 października 2015

14. Szaleję z zazdrości jak jesteś w towarzystwie tego, tego..





Thomas

Zajęty rozmową z siedzącym po drugiej stronie tylnych siedzeń autokaru, niejakim Krzysztofem I., momentalnie przekręcił głowę w stronę dochodzącego pytania. 
-Tosia? - zapytał nieco zdziwiony. - Co Ty tutaj robisz?
-Boże, Rześki, ale Ty nie ogarnięty jesteś. - Ignaczak palnął się w głowę i pokręci z niedowierzaniem głową. - Jak tak piękna młoda dama pyta się czy może, to robi się miejsce i mówi tak, oczywiście, że można. Nie nauczyłeś się jeszcze tego? 
-Spokojnie, jak nie mogę to sobie usiądę..
-Nie, nie. Siadaj bez obaw. - podrapał się speszony po karku i zabrał nogę z siedzeń obok niego. - Więc teraz możesz mi powiedzieć, co tutaj robisz?
-Zamiast się cieszyć, że jestem, to marudzisz. - mruknęła siadając pomiędzy libero, a przyjmującym. 
-Kurek, znalazłbyś sobie wreszcie miejsce, bo nigdy przez Ciebie nie ruszymy! - Krzysztof podniósł się i krzyknął na cały autobus, a jego kolega już chciał coś powiedzieć po odwróceniu się w stronę libero, jednak widząc rozmawiającą i śmiejącą się Tośkę z Amerykaninem zmierzył go jedynie wzrokiem i zajął pierwsze lepsze miejsce. 

-Jesteś zmęczona. - mruknął zerkając na nią. - Może się prześpij, a jak będziemy na miejscu to Cię obudzę.
-Ta, jasne. - wymamrotała powstrzymując ziewnięcie. - A obudzę się i będę miała całą twarz pomalowaną, nie dziękuję.
-Przy mnie jesteś bezpieczna.
-Ty, Rześki, nie romansuj tutaj przy wujku Krzysiu. - libero wyszczerzył się mrużąc oczy. - Musisz przejść najpierw rozmowę kwalifikacyjną.
-Że co?
-Tośka, spokojnie, wujek Krzysztof wszystko załatwi. - potarł dłonią o dłoń. - Muszę sprawdzić, czy nadaje się na Twojego ukochanego.
-To ja się chyba jednak prześpię, bo to będzie dłuuuuuuga i nudna rozmowa. - westchnęła opierając głowę o ramię przyjmującego. Ten jedynie spojrzał ukradkiem na obserwującego ich Kurka i delikatnie uniósł kąciki ust ku górze.


Antonina

Wybiegła przed hotel i przywitała się po raz kolejny tego dnia z Thomasem. Delikatnie się uśmiechnęła, gdy ten ujął jej dłoń i delikatnie za nią pociągnął. Starała się wyciągnąć od niego, gdzie idą lecz nie chciał powiedzieć ani słowa. Jedynie westchnęła na jego protesty i spokojnie szła obok niego. Dopiero po chwili zorientowała się, że prowadzi ją do jednej z najlepszych Gdańskich restauracji. Weszli do środka, zajęli zarezerwowany wcześniej przez przyjmującego stolik i zamówili czerwone wino i coś do jedzenia. Gdy wszystko zniknęło z talerzy spojrzała na niego pytającym wzrokiem, a on gestem dłoni przywołał kelnera, coś szepnął do niego, a po chwili przy stoliku pojawił się jakiś grajek ze skrzypcami. Amerykanin wyciągnął z kieszonki małe, kwadratowe pudełeczko, uklęknął na kolano i otworzył je.
-Antonino, czy..
-Wstawaj Tosia, już jesteśmy. - szturchnął ją za ramię i delikatnie się uśmiechnął.
-Już, tak szybko? - mruknęła zasłaniając dłonią buzię, aby nie ukazać przed Thomasem swojego uzębienia. 
-Tak, już dojechaliśmy. 
-Przepraszam, nie powinnam była zasypiać. - westchnęła. - Pewnie było Ci niewygodnie.
-Z Tobą..- pochylił się nad jej uchem. - Nawet na podłodze byłoby wygodnie.
-Dobra zakochańce, wyłazić mi stąd, bo nie zostawię Was samych tutaj, jestem jeszcze za młody na dziadka. - Igła przejechał dłonią po włosa, a ona wraz z przyjmującym zaśmiała się. 

-Tośka, zaczekaj. - dotarł do niej głos Bartosza, więc odwróciła się w jego stronę. 
-Co się stało?
-Jeszcze się pytasz, co się stało? - weszli do windy, a po chwili drzwi się zamknęły. - Nie widzisz, że szaleję z zazdrości jak jesteś w towarzystwie tego, tego..
-Nie kończ tego nawet i daruj sobie. - niemal krzyknęła. - Myślałam, że sobie odpuściłeś. 
-Jak mogę sobie odpuścić? Szaleję na Twoim punkcie, Tosia. - opuszkami palców przejechał po jej policzku, przysunął się bliżej niej co sprawiło, że oparła się plecami o ścianę windy. 
-Bartek, zostaw mnie. 
-Ćsii.. - uciszył ją przykładając wskazujący palec do jej ust. Zaczesał kosmyki jej włosów za uszy, pochylił się i musnął jej wargi. Starała się go odepchnąć, jednak nie miała wystarczająco siły. Z odsieczą przyszedł jej charakterystyczny dźwięk otwierających się drzwi. Kiedy się odsunął od niej zamachnęła się i z całej siły uderzyła go w policzek. 
-Jesteś dla mnie nikim. - powiedziała ze stoickim spokojem i otarła spływające po policzkach łzy, po czym wyszła z windy. 

Ktoś próbował się dostać do jej pokoju, jednak nie miała ochoty na widywanie kogokolwiek. Ciągle miała przed oczami sytuację z windy. Łzy same napływały do jej oczu, by po chwili znaleźć ujście na jej policzkach i tworzyć swoje własne ścieżki, aż do momentu kiedy opadły na poduszkę. 
-Wiem, że tam jesteś, wpuść mnie. - usłyszała dobrze znany głos zza drzwi. Niechętnie podniosła się z łóżka i otworzyła drzwi. - Boże, Tosia! Co się stało?  Ktoś coś Ci zrobił? 
-Chciałeś coś ważniejszego czy po prostu miałeś kaprys przyjścia do mnie, wujku? - tak, już od dawna mówiła do libero wujku, jemu to nie przeszkadzało i jej też nie. 
-Powiesz mi co się stało? - usiadł na brzegu łóżka. - Rześki się martwił o Ciebie. 
-Jeszcze on.. - schowała głowę w poduszkę.
-Myślałem, że dobrze się dogadujecie.. 
-Bo tak jest, ale boję się co zrobi, jak się dowie.. - zacięła się słysząc pukanie do drzwi. Libero podszedł do nich i otworzył je. 
-Tośka, waliłem w te drzwi i waliłem, a Ty nie otwierałaś. - mruknął niezadowolony wchodząc w głąb pokoju. - O matko! Co Ci się stało? Ktoś Ci coś zrobił?
-Też staram się tego dowiedzieć, ale nie chce pisnąć nawet słowa. 
-Nie powiem nic, bo zrobicie jakieś głupstwo. - otarła spływające po policzkach łzy. 
-Mów. - Ignaczak nieco się zdenerwował, a ona tylko westchnęła.
-Bartek.. On.. Nie wiem co w niego wstąpiło.. 
Nie zdążyła nawet powiedzieć co się stało, co zrobił, a przyjmujący wybiegł z jej pokoju jak oparzony. 



InaccessibleGirl: Jest czternastka, trochę taka bez sensu, bez składu i ładu. Pisana na szybko. I chyba coś się we mnie wypala, niestety.  Ocenę rozdziału zostawiam Wam. Ale coś czuję, że zachowanie Bartosza się Wam nie spodoba, cóż.. :D. 
Przetrwałam tydzień na uczelni, ale już mam dość. Byle do świąt! ;)
Do następnego! ;) ;*



niedziela, 4 października 2015

13. Jeżeli mi na czymś zależy to walczę o to.




-Czy Ty się słyszysz? - zaśmiał się cicho i przepuścił ją w drzwiach. Pomógł jej zdjąć płaszcz i odwiesił go. - Cóż Cię do mnie sprowadza?
-Wiesz, długo nad tym myślałam. - usiadła na kanapie. - I doszłam do wniosku, że babcia miała rację. Często ludzie coś robią, a później tego żałują. 
-Twoja babcia musi być mądrą kobietą. - przyniósł z kuchni lampki na wino, otworzył butelkę i napełnił szkło.
-Jednak dalej nie wiem co mnie podkusiło, żeby tutaj przyjść, do Ciebie. - westchnęła.
-Jednak już tutaj jesteś. - uniósł kąciku ust ku górze, siadając w umiejscowionym naprzeciw kanapy fotelu.
-Wiesz, to pewnie nalot dwumetrowców na moje mieszkanie sprawił, że chociaż Ty jeden jesteś normalny. - uśmiechnęła się i usiadła po turecku. - Ty jeden może i mnie nachodziłeś, jednak dawałeś spokój kiedy Cię olewałam. Oni tacy nie są.
-Jeżeli mi na czymś zależy to walczę o to. - sięgnął po lampkę z winem i zamoczył usta. - Bardzo dobre to wino.
-Moje ulubione. - poczuła jak policzki zaczynają jej płonąć, dlatego od razu spuściła głowę w dół.
-Nie chowaj tych rumieńców, pięknie z nimi wyglądasz.
-Daj spokój. - uniosła wzrok ku górze. - Myślałam, że nie wpuścisz mnie do środka.
-To się pomyliłaś. - roześmiał się. - Nawet o północy bym Cię wpuścił, jak mogłaś w to wątpić?
-Nie wątpiłam, ale źle Cię traktowałam za każdym razem jak chciałeś ze mną porozmawiać.
-To ja Cię źle potraktowałem. Nie powinienem był Cię obrażać przy wszystkich. To było chamskie z mojej strony.
-Z tym się zgodzę. Zachowałeś się chamsko. Ale jednak Ci wybaczyłam, więc powinieneś się cieszyć. Nie każdy ma tak dobrze.
-Wybaczyłaś mi? Jak miło to słyszeć.- mrugnął w jej kierunku okiem. - No tak, Piotrek widocznie zrobił coś gorszego skoro mi wybaczyłaś, a jemu nie potrafisz.
-Piotrek.. Tak, to zdecydowanie przez niego tutaj przyszłam. - westchnęła. - Zrobił nalot z Kurkiem i Drzyzgą na moje mieszkanie. Powiedział o kilka zdań za dużo.
-Twoje mieszkanie? Nie mieszkasz już z ojcem?
-Nie. - posłała w jego kierunku ciepły uśmiech. - Widzisz, jednak te Twoje słowa coś dały. W końcu miałam odwagę się wyprowadzić z rodzinnego domu, choć nie było to łatwe.
-Nie musiałaś przecież tego robić.
-Musiałam. Kiedyś musiałam to zrobić, a Ty to ewidentnie przyspieszyłeś. Powinnam Ci za to podziękować.
-Wiesz, że nie musisz mi dziękować. - uśmiechnął się delikatnie i znów zamoczył usta w winie. - Po tym jak usłyszałaś te słowa z moich ust to nie musisz mi za nic dziękować.
-Więc jesteśmy kwita?
-Niech tak będzie. - kiwnął na potwierdzenie głową. - Więc skoro już wszystko mamy ustalone to obejrzymy jakiś film?
-Wiesz, potrafisz zniszczyć tak poważną atmosferę w kilka sekund. - zaśmiała się sięgając po wino, którego upiła spory łyk.
-Nie lubię jak jest zbyt poważnie, a tak było już zdecydowanie za długo. - zerknął na nią spod tak zwanego byka. - To jak z tym filmem?
-Jestem jak najbardziej za, o ile masz jakiś ciekawy film, najlepiej wyciskacz łez.
-Wiesz, nie lubuję w takich filmach. - podniósł się i podszedł do półki z filmami. - Możemy obejrzeć Pięćdziesiąt twarzy Grey'a.
-Poważnie w towarzystwie mało znanej przez Ciebie dziewczyny chciałbyś oglądać ten film? - spojrzała na niego nieco zdziwiona.
-A dlaczego nie? Ponoć jest fajny.
-Przykro mi, oglądałam już ten film. A z Tobą i tak bym tego nie zrobiła.
-Nie bądź taka poważna. - zaśmiał się i ponownie zerknął do półki z filmami.
-Pozwól, może ja zobaczę co tam masz ciekawego. - zaśmiała się i stanęła tuż za nim dźgając go palcem między żebrami. Momentalnie się odsunął i zrobił jej miejsce. Przejrzała kilka płyt i jedną podniosłą ku górze. - O popatrz, jednak masz tutaj coś ciekawego. Uwielbiam książki Sparksa, więc możemy obejrzeć adaptację jednej z nich. Co Ty na to?
-Nie bardzo lubię jego twórczość, ale dla Ciebie mogę zrobić wyjątek. - roześmiał się i zabrał z jej rąk adaptację filmową Szczęściarza. Włączył telewizor, do odtwarzacza DVD włożył płytę i usiadł na kanapie.

Kiedy skończył się film cicho się zaśmiała widząc śpiącego na kanapie Amerykanina. W jego sypialni znalazła jakiś koc, którym go okryła. Wyłączyła telewizor, uprzednio wyciągając z odtwarzacza DVD płytę. Na znalezionej w kuchni karteczce napisała kilka wyrazów, ubrała się i opuściła lokum przyjmującego. Kiedy dotarła do swojego mieszkania było już dość późno, bo zdecydowała się na spacer. Jakie było jej zdziwienie, kiedy na schodach zobaczyła czatującego Bartosza!
-Długo tutaj siedzisz? - zaśmiała się.
-Wystarczająco długo. - mruknął niezadowolony podnosząc się. - Gdzie byłaś?
-Nie powinno Cię to interesować. - wysiliła się na w miarę normalny ton i wpuściła zabłąkanego przybysza do środka. - Co Cię tutaj sprowadza?
-Chciałem przeprosić za tamto, no wiesz..- westchnął drapiąc się w kark. - No i chciałem Cię zaprosić na nasz wyjazdowy mecz.
-Wyjazdowy mecz? - zmrużyła oczy bacznie mu się przyglądając.
-Tak, jedziemy do Gdańska i może miałabyś ochotę pojechać z nami? - wyszczerzył się. - Trener nie ma nic przeciwko, a Thomasem..
-Spokojna Twoja rozczochrana. - poklepała go po ramieniu. - Kiedy jest ten wyjazd?
-Jutro rano jedziemy. Mogę po Ciebie przyjechać!
-Spokojnie, jeszcze nie odpowiedziałam. - zaśmiała się wlewając do szklanek sok pomarańczowy. Jedną podała Bartoszowi, a drugą ujęła w swoją dłoń i od razu się napiła. - Niech będzie, pojadę.
-No, to jesteśmy umówieni. - podszedł do niej i objął ją przytulając do siebie. - Będę u Ciebie o 6! - i już go nie było.

Oczekując na Kurka zdążyła porządnie zmarznąć, bo przecież musiał on się spóźnić dobre piętnaście minut. Widząc jej minę wydukał jedynie cześć i od razu wrzucił jej walizkę do bagażnika. Całą drogę pod Podpromie przebyli w milczeniu - jemu było głupio, że się spóźnił, a ona była zbyt zdenerwowana tym, że o mało co nie zamarzła przed swoim blokiem.
-Już mi przeszło. - mruknęła wysiadając z samochodu.
-Uff. Cieszę się. - w jego głosie można było wyczuć ulgę. - Wrzucę Twoją walizkę do autokaru, a Ty możesz sobie zając miejsce.
-Nie ma sprawy. - szeroko się uśmiechnęła, po czym weszła do autokaru. Przywitała się ze wszystkimi i od razu udała się na sam tył pojazdu, gdzie było wolne miejsce obok siedzącego Amerykanina. - Wolne?



InaccessibleGirl: Jest trzynastka. Dodaję, jak co tydzień, w niedzielę. Mimo, że zainteresowanie blogiem spadło do minimum. Stąd też moja prośba do Was: JEŻELI JUŻ TUTAJ JESTEŚCIE, POZOSTAWCIE PO SOBIE JAKIŚ ZNAK, CHOCIAŻBY WYRAZ, CZY JEDNO ZDANIE. 
Przetrwałam dwa dni na uczelni i wiecie co Wam powiem? Już mam dość, tym bardziej, że w piątek siedziałam do 16 i miałam w międzyczasie trzygodzinne okienko.. 
Pozdrawiam! ♥