niedziela, 29 listopada 2015

20. Zniknij z mojego życia!





Podeszła do nich, starając się nie ukazywać zazdrości. Chwyciła dłoń przyjmującego, a ten momentalnie objął ją ramieniem.
-Cześć kochanie. - pocałowała go w usta, po czym spojrzała na stojącą obok niego Darię. - Cześć.
-Kochanie? - starała się nie zaśmiać, jednak nie bardzo jej to wyszło. - Ten żart Ci się udał, Tośka.
-Widzisz, nie każdy preferuje w Twoim tlenionym wyglądzie. - mruknęła i zerknęła na Thomasa. - Idziemy?
-Tak, zabieram Cię na kolację. - musnął wargami jej policzek, pożegnał się z Darią i trzymając dłoń Tośki ruszył w stronę wyjścia kierującego do szatni. - Pół godziny i jestem, poczekasz?
-Innego wyjścia nie mam, ktoś musi mnie odwieźć do mieszkania. - zaśmiała się i usiadła na krzesełku obok drzwi, za którymi zniknął Amerykanin.

Zerkała co chwilę na zegarek, myśląc, że dzięki temu czas szybciej będzie płynął. Nieco po ponad pół godzinie przyjmujący wynurzył się z szatni w towarzystwie Dawida, Fabiana i Piotrka. Ten drugi uciekła w mgnieniu oka, bo jak to powiedział Monika zabije go za to, że musiała czekać na niego prawię godzinę. 
-Nie zapomnij zaprosić nas na parapetówkę! - krzyknęła do oddalającego się rozgrywającego, na co ten jedynie kiwnął głową. Przeniosła wzrok na Thomasa i jego towarzyszów. - Widzie, załatwiłam na imprezę.
-Kurcze, z jaką perfekcją to zrobiłaś. - Dawid zaśmiał się i przeniósł wzrok na Amerykanina. - Może niebawem u Was na parapetówie się pobawimy?
-Dawid.. - mruknęła wbijając mu palce między żebra.
-Czy ja o czymś nie wiem? - Piotrek nieco zdezorientowany spoglądał raz po raz na Tomka i Dawida.
-Nie znasz newsa? - młodszy środkowy zdziwił się i pognał z wyjaśnieniem zaistniałej sytuacji. - Otóż ta tutaj dwójka jest parą. Więc niebawem będziemy się na weselu bawić.
-Uuuu, w końcu ktoś zdobył naszą Tośkę. - Nowakowski z uznaniem pokiwał głową. - I nie jest to Bartek.
-Więc idziemy opijać nasze zwycięstwo i związek naszych gołąbeczków. - Dryja klasnął szeroko się uśmiechając.
-Opijać to się możesz barszczem w czasie wigilii. - mruknęła chwytając dłoń Amerykanina.
-Sorry panowie,. nie tym razem. - przyjmujący zaśmiał się.
-Już go usidliła! Co ta kobieta Ci zrobiła! - młodszy środkowy udawał zrozpaczonego i teatralnie ocierał wyimaginowane łzy.
-Głupek. - zaśmiała się i z politowaniem pokiwała głową.
Jeszcze chwilę porozmawiali i pożegnali się. Tomek był zmęczony po meczu, a ona już miała dość tych żartów Dawida, który uważał, że są one śmieszne. A było wręcz przeciwnie, rzecz jasna.

-Dziękuję za podwiezienie. - uśmiechnęła się odpinając pasy.
-Polecam się na przyszłość. - szeroko się uśmiechnął ukazując rząd swoich śnieżnobiałych zębów.
Musnęła jego wargi na pożegnanie, wysiadła z samochodu zabierając wcześniej torebkę i zamknęła za sobą drzwi. Poczekała, aż samochód przyjmującego zniknął za rogiem. i dopiero wtedy weszła do klatki. Zdziwiła się, kiedy chciała przekręcić klucz w zamku. Drzwi były otwarte. Trochę się przestraszyła, ale później pomyślała, że pewnie była tak zakręcona, że zapomniała zamknąć drzwi. Jakie było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła panoszącą się po jej kuchni Darię. Odchrząknęła , aby zwrócić na siebie jej uwagę.
-Rozgościłam się już. - posłała jej triumfalny uśmiech. - Może coś zjesz?
-To są chyba jakieś pieprzone żarty. - krzyknęła kierując się do pokoju.
-Postanowiłam zmienić sobie pokój. Ten w którym pozwolił mi mieszkać wujek nie nadawał się dla mnie. Wiesz, złe rozstawienie mebli, nie ten kolor i okno nie na tej ścianie..
-A może jeszcze zajęłaś moje półki w łazience, a moje rzeczy z niej wywaliłaś?! - zdenerwowała się jeszcze bardziej i trzasnęła drzwiami do już nie swojej sypialni.
-No wiesz, kochaniutka. Trochę rzeczy mam, więc tak. - uśmiechnęła się stając w drzwiach do drugiego pokoju.
-Zniknij stąd. - warknęła podchodząc do niej. - Zniknij z mojego życia!
-Dopiero przyjechałam, a Ty chcesz się mnie już pozbyć? - zaśmiała się. - Nie ma tak łatwo.
-Spieprzaj. - krzyknęła wypychając ją za drzwi, którymi trzasnęła. - Idiotka.
Otworzyła szafę, wyjęła z niej małą, sportową torbę, którą użyła kiedy chodziła na zajęcia z wychowania fizycznego. Schowała do niej kilka ubrań, piżamę niezbędne kosmetyki. Zasunęła jej zamek i wyszła z pokoju. Ubrała się, nogi wsunęła w botki i wyszła z mieszkania trzaskając drzwiami. Nie bardzo wiedziała gdzie się uda, jednak była pewna, że nie będzie mieszkać pod jednym dachem z Darią. Nogi same ją poprowadziły i po kilkunasto minutowym spacerze była pod blokiem Amerykanina. Nie miała odwagi zadzwonić domofonem, jednak po kilku głębokich oddechach wcisnęła odpowiedni guzik. Jeden dzwonek, drugi dzwonek, trzeci.. Nie było go w mieszkaniu. Zwątpiła więc i ruszyła w stronę mieszkania Fabiana. Kolejny kilkunasto minutowy spacer, ale bynajmniej zdążyła się uspokoić. Weszła do klatki. Nie dzwoniła domofonem, wykorzystała sytuację, kiedy jakaś starsza pani wychodziła. Zapukała do drzwi i spokojnie stała czekając, aż ktoś się zlituje i otworzy.
-Tośka, co tutaj robisz? - drzwi otworzyła ukochana Fabiana.
-Przepraszam, nie będę przeszkadzać. - westchnęła odwracając się.
-Daj spokój, nie przeszkadzasz. - machnęła ręką i wciągnęła ją do środka. - Opowiadaj, co się stało.
-Nie chciałam Wam przeszkadzać, ale byłam u Tomka i go nie było. - odstawiła torbę na podłogę i rozebrała się. - A mam w mieszkaniu nieproszonego gościa i chciałam przenocować.
-Tomka nie ma, bo Fabian go zwerbował i poprosił o pomoc w przewiezieniu kilku rzeczy do nowego mieszkania. - uśmiechnęła się.
-Czyli jednak macie zamiar zamieszkać razem? Cieszę się, cieszę.
-A cóż to za nieproszony gość?
-Kuzynka. - mruknęła niezadowolona na samo wspomnienie o niej. - Długa historia, zaczynająca się jeszcze w dzieciństwie.
-Nie wypytuję, bo widzę, że drażniący temat. - zaśmiała się i zerknęła na otwierające się drzwi. - Fabian, masz gościa.
-O, Tośka. Cóż Cię do nas sprowadza? - zaśmiał się całując na powitanie Monikę.
-Jak zagubiony wędrowiec przyszłam prosić o nocleg. - westchnęła.
-Jasne, nie ma sprawy. - wzruszył ramionami. - Tylko niech Rześki później mnie nie zabije za to.
-Dziękuję Fabian, wiedziałam, że na Ciebie zawsze mogę liczyć.

Następnego dnia, nie chcąc przesiadywać długo w łazience, aby nie zakłócać porządku dziennego Fabianowi, szybko się ogarnęła i zrobiła coś na śniadanie. Spokojnie zjadła i porcję kanapek przykryła ściereczką, aby nie wyschły, a Fabian mógł sobie spokojnie zjeść. Przecież musiała jakoś mu podziękować za przenocowanie. Szybko pozmywała, ubrała ramoneskę i buty, po czym wyszła. Spojrzała na zegarek. Dochodziła godzina ósma. Od razu skierowała się w stronę Podpromia, gdzie zazwyczaj o tej godzinie był jej ojciec. Nie myliła się. Spotkała go od razu przy wejściu.
-Jesteś z siebie zadowolony?! - krzyknęła podchodząc do niego.
-O co chodzi, kochanie? - zmarszczył brwi nieco się dziwiąc.
-Jak mogłeś sprowadzić ją do mojego mieszkania? Jak mogłeś w ogóle ją zaprosić do Rzeszowa?
-To Twoja kuzynka, a mieszkanie jest moje.
-Teraz jest Twoje? Jak je kupowałeś mówiłeś co innego. Najpierw chcesz zniszczyć mój związek z Thomasem, a teraz co?
-Uspokój się, Daria będzie mieszkać tam, gdzie ja tego będę chciał. A w dwójkę będzie Wam raźniej.
-Nie wierzę, po prostu nie wierzę. - pokiwała z niedowierzaniem głową. - Straciłeś już matkę, chcesz stracić i córkę? - dodała, po czym odeszła. Nie wzruszały jej nawet krzyki dobiegające z oddali. Po prostu odeszła.





InaccessibleGirl: Jest rozdział dwudziesty. ;). Mnie osobiście nie przekonuje, ale ocenę, jak zawsze, pozostawiam Wam. ;)
Do następnego! ;) ;*


niedziela, 22 listopada 2015

19. Zobaczymy jak długo będziesz po tym płakać.




-Tato.. - przełknęła ślinę. - Wytłumaczę Ci wszystko.
-Co tu jest do tłumaczenia? - uniósł głos i pociągnął ją za rękę. - Jedziemy do domu.
-Nie może pan jej tak traktować. - Rześki oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie wtrącił się w rozmowę. - Nie jest rzeczą, żeby nią tak szarpać.
-Nie wtrącaj się, to nie jest Twoja sprawa. - warknął w stronę przyjmującego.
-Tomek, nie przejmuj się, idź na trening. - starała się jakoś go uspokoić. - Odezwę się później, nie martw się.
Wyszła, a w zasadzie to ojciec wyciągnął ją na zewnątrz i niemal wepchnął ją do samochodu. Trzasnął drzwiami od strony pasażera i to samo zrobił z drzwiami, kiedy sam wsiadł do samochodu. Całą drogę się nie odzywała, nie chciała kłócić się z nim w samochodzie. Ale jedyne co wiedziała to to, że nie puści tej sytuacji mimo uszu. Nie tym razem.

-Co to miało znaczyć?! - krzyknęła od razu po wejściu do domu.
-Nie życzę sobie, żebyś związywała się z rzeszowskimi zawodnikami. - silił się na spokojny ton.
-To nie jest Twoja sprawa z kim się zwiążę, rozumiesz? To jest moje życie, moje związki i moje błędy. - odwróciła się w jego stronę. - Musisz się z tym pogodzić.
-Spotykaj się z kim chcesz, ale nie z nimi! - krzyknął łapiąc ją za ramię. - Rozumiesz? Nie masz prawa.
-Jestem dorosła. - wyswobodziła rękę z jego uścisku. - To jest moje życie, a jak Ci coś nie odpowiada to trudno.
-Mi nie odpowiada?! - krzyknął. - Możesz to zakończyć, albo ja dopilnuję, żeby nie wchodził Ci w drogę.
-Chcesz mnie unieszczęśliwić? - pokiwała z niedowierzaniem głową. - Jesteś moim ojcem, powinieneś chcieć mojego szczęścia. Mama by mnie wspierała w tych decyzjach, a Ty zawsze jesteś przeciwko mnie!
-Twoja matka sama wybrała, nie zmuszałem jej do niczego. Teraz Ty masz wybór.
-Nie tym razem, tato. - chwyciła torebkę i ruszyła w stronę drzwi dodając. - Tym razem nie będziesz mną manipulował.

Thomas

Przez zaistniałą sytuację nie potrafił się skupić na treningu. Pierwszy uciekł do szatni i pierwszy z niej wyszedł żegnając się krótkim cześć. Przerzucił torbę treningową przez ramię, a kiedy otworzył drzwi prowadzące na dwór uderzył w niego chłodny wiatr, który towarzyszył wiosennym wieczorom. -Nie łódź się, i tak nie będziecie razem. - usłyszał za sobą głos Kurka. 
-Nie bądź taki pewny siebie. - wrzucił torbę na tylne siedzenie. 
-Znam jej ojca, nie pozwoli jej na to. Albo ją wyśle gdzieś za granicę, albo Ty będziesz mógł się pożegnać z grą w Rzeszowie.
-Po co mi to mówisz? - otworzył drzwi samochodu. - Póki co, między mną a Tośką jest wszystko dobrze. Ty tego nie zniszczyłeś i jej ojciec też tego nie zniszczy. 
-Dam Ci taką koleżeńską radę. - chwycił zamykające się drzwi. - Lepiej ją zostaw jeżeli chcesz nadal tutaj grać. 
Nie odpowiedział. Zamknął drzwi, przekręcił kluczyk w stacyjce i odjechał z parkingu, mając gdzieś z tyłu głowy rozmowę z atakującym. 

Ledwo zdążył odłożyć torbę na podłogę w przedpokoju i odwiesić kurtkę, a już rozległ się odgłos dzwonka do drzwi.
-Tosia?- zdziwił się jej widokiem, ale nim zdążył cokolwiek dodać już tkwiła w jego ramionach. - Tosia, spokojnie.
-Przepraszam Cię za ojca, on nie powinien.. - szepnęła nie odrywając twarzy od jego klatki piersiowej.
-Nie martw się. - chwycił jej podbródek, uniósł delikatnie jej głowę ku górze i otarł spływające po jej policzku łzy. - Bardziej mnie zabolało to jak Cię potraktował. A jeżeli myśli, że zdziała tym coś, to przepraszam bardzo, ale ja walczyłem o Ciebie tak długo, więc nie zostawię Cię teraz.
-Daj spokój. - uniosła kąciki ust ku górze. - Wiesz, że on jest zdolny do wszystkiego.
-Nie interesuje mnie to. - westchnął. - Dla mnie jest ważne tu i teraz, z Tobą. Mimo wszystko. A teraz chodź, zaparzę Ci herbatę i zjemy coś.

Zjedli kanapki, bo nie mieli sił, aby wymyślić coś lepszego. Wypili gorącą herbatę i usiedli na kanapie wpatrując się w widok za oknem. Milczeli, ale nie przeszkadzało im to. Wiedział, że nie powinien teraz naciskać na rozmowę z nią. Wiedział, że ona musi chcieć sama z nim porozmawiać i wyjaśnić to wszystko.
-Na prawdę chcesz ze mną być mimo wszystko? - przerwała panującą w pokoju ciszę i spojrzała niepewnie na niego.
-Jak możesz w to wątpić? - zaśmiał się cicho. - Tośka, pierwszą bijatykę w Polsce zaliczyłem w trakcie imprezy, którą Ty zorganizowałaś. Później chłopaki dostali opieprz za to, że poprosiłaś ich o to, aby mnie kryli. Gdyby nie Ty, zapewne bym się nie zaaklimatyzował w Rzeszowie. A dzięki Tobie poszło mi z tym łatwiej.
-Daj spokój. - westchnęła. - Wtedy zrobiłam to dla ojca, który teraz chce mimo wszystko doprowadzić do naszego rozstania.
-Nie uda mu się to. Ja z Ciebie nie zrezygnuję, chyba że..
-Daj spokój. - przerwała mu i musnęła delikatnie jego wargi. - Nie pozwolę mu kolejny raz zniszczyć swojego życia. Nie tym razem.
-Kolejny raz? - zmrużył oczy uważnie się jej przyglądając.
-Kiedyś Ci wyjaśnię, obiecuję. - westchnęła gładząc dłonią jego policzek. - A teraz uciekam, bo już późno. A musisz się wyspać, jutro mecz.
-O nie, nie, nie.. - chwycił jej dłoń. - Nie puszczę Cię o tej godzinie samej. Więc masz dwa wyjścia.
-Dwa wyjścia? - mruknęła nieco niezadowolona.
-Tak, dwa wyjścia. - powtórzył i pociągnął ją tak, że usiadła na jego kolanach. - Albo zbieram się z Tobą i Cię odwożę, albo zostajesz tutaj na noc.
-Nie żartuj sobie. Nie będę Cię ciągała po nocy, żebyś mnie odwiózł. - mruknęła wyswobadzając się z jego objęć.
-Więc sprawa załatwiona. - zaśmiał się. - Wiesz gdzie jest łazienka, a w sypialni w szafie znajdziesz jakąś moją koszulkę.
-Chyba sobie żartujesz.
-Nie żartuję. - wstał i pociągnął ją za rękę kierując się w stronę sypialni. - Już raz tutaj spałaś i źle chyba nie było, co?
-Jesteś niemożliwy. - zaśmiała się i wyciągnęła z szafy koszulkę treningową z numerem dwa. - A Ty?
-Co ja? - uśmiechnął się delikatnie kładąc dłonie na jej biodrach.
-A Ty gdzie będziesz spał?
-Jak to gdzie? - zaśmiał się i musnął jej policzek. - Kanapa jest duża.
-Co to to nie. - odwróciła się przodem do niego i objęła rękoma jego szyję. - Łóżko też jest duże. Więc albo śpisz w swoim, podkreślam, swoim łóżku, albo ja idę do siebie.
-Zgoda, ale pod warunkiem, że Ty też będziesz spała w moim, podkreślam moim, łóżku. - uśmiechnął się szeroko, a ona wyswobodziła się z jego objęć i uciekła do łazienki.
Kiedy wyszła z łazienki, on zajął jej miejsce. Jednak znajdował się tam o wiele krócej od niej. Kiedy wyszedł, ona stała przy kanapie, a widząc go uśmiechnęła się. Podszedł bliżej i oparł się o oparcie stając obok niej.
-Możesz iść spać.
-Możemy iść spać. - chwyciła jego dłoń i pociągnęła za sobą, co nie było łatwe. Przecież był o wiele wyższy od niej!
Nie protestował. Położył się obok niej i przyciągnął do siebie obejmując ją. Szepnął dobranoc i zamknął oczy.

Antonina

Otworzyła oczy i nieco się przestraszyła nie widząc obok śpiącego Amerykanina. W mgnieniu oka zerwała się z łóżka i przeszła do kuchni. Na kuchennej wyspie znalazła karteczkę. Wyszedłem po pieczywo. Niedługo wracam. Kocham Cię. ;* . Odetchnęła z ulgą i postawiła wodę w czajniku. Zaparzyła dwie herbaty i usmażyła wyjęte wcześniej z lodówki jajka. Nałożyła na dwa talerze, a kiedy wkładała patelnię do zlewu usłyszała szczęk zamka. 
-Już wstałaś? - objął ją i pocałował w policzek. 
-Zrobiłam śniadanie, więc mam nadzieję, że przyniosłeś jakieś bułki. - zaśmiała się i wzięła od niego siatkę z zakupami, które wyjęła. Część pochowała do lodówki, a świeże pieczywo włożyła do koszyka i postawiła na stole. 
-Jeżeli tak będzie codziennie to jak dla mnie możesz się wprowadzić tutaj. - usiadł przy kuchennej wyspie i zabrał się za jedzenie. - Przepyszne. 
-Nie żartuj. - zaśmiała się i usiadła naprzeciw niego. Kiedy zjedli, zabrała się za sprzątanie. 
-Ja posprzątam. - uśmiechnął się. - Chociaż tyle mogę zrobić. 
-Dobrze. - kiwnęła głową. - Ja pójdę do łazienki. 
Zabrała swoje ubrania i zamknęła się w łazience. Ubrała się i poprawiła włosy spinając je w wysokiego kucyka.
-Muszę się zbierać. - westchnęła wychodząc z łazienki. - Ty pewnie też. Więc widzimy się na meczu. 
Objął ją i pocałował w policzek na pożegnanie. 

Dzień minął jej dość szybko. Nim się zorientowała była godzina szesnasta trzydzieści. Szybko posprzątała swoje mieszkanie, przebrała się i przed godziną siedemnastą wyszła kierując się w stronę hali. 
-No proszę, kogo ja tu widzę. - usłyszała przy wejściu dobrze znany głos Fabiana. - Cześć. 
-Cześć Fabianku. - zaśmiała się całując go w policzek. 
-Fabianku? - zdziwił się. - Dawno tak do mnie nie mówiłaś. Albo zdałaś najlepiej egzamin albo się zakochałaś. 
-Daj spokój. - machnęła ręką. - Mam dobry dzień i tyle.
-Zakochałaś się. - zaśmiał się obejmując ją ramieniem.
-Szkoda, że to szczęście nie będzie trwało długo. - obok nich pojawił się nie kto inny jak Kurek, który roześmiał się. - Mogłaś być ze mną, Twój ojciec nie miałby nic przeciwko. Wybrałaś kogoś innego. Zobaczymy jak długo będziesz po tym płakać. 
-Idiota. Nie mogę uwierzyć w to, że tak bardzo się zmienił. - westchnęła. - Nie będę Ci zawracała głowy, idź do szatni. 

Mecz poszedł zgodnie z planem Resovii. Wygrali trzy do zera, a Tomek znów pokazał się z dobrej strony. Cieszyła się z tego, bo pomimo zaistniałem sytuacji potrafił się skupić i zagrać bardzo dobrze. Nie chciała się wychylać, więc spokojnie siedziała na swoim miejscu czekając aż kibice opuszczą swoje miejsca. Nie chciała podchodzić również do Tomka. Dlaczego? Nie chciała ściągać na siebie uwagi fotoreporterów. Dopiero po kilkunastu minutach podniosła się i ruszyła w stronę parkietu. Zamarła, kiedy zobaczyła Amerykanina stojącego obok jakiejś dziewczyny, 




InaccessibleGirl: Jest dziewiętnastka. Podoba mi się chyba najmniej z tych wszystkich rozdziałów dodanych tutaj. Jest po prostu beznadziejna, ale ocenę zostawiam Wam. ;)
Jeżeli już tutaj jesteście i czytacie, to napiszcie pod rozdziałem chociaż jedno zdanie. Ono też potrafi zmotywować do pisania, na prawdę. Nic Was to nie kosztuje, a mi dodaje motywacji. ;)

Pozdrawiam serdecznie! ;*


niedziela, 15 listopada 2015

18. Wierzę w to, że jesteś inteligentnym człowiekiem.





Jak nigdy cieszyła się, kiedy po pożegnaniu z babcią wsiadała do auta. Niemal natychmiast włożyła słuchawki do uszu i tylko kątem oka widziała jak jej kuzynka żegna się z Amerykaninem. Musnęła wargami jego policzek, z którego po chwili zmazała burgundową szminkę, a kiedy ten się odwrócił już w stronę samochodu  Daria triumfalnie się uśmiechnęła.
-Zdzira. - mruknęła pod nosem, zanim ktokolwiek zdążył wsiąść do samochodu.
Całą drogę powrotną do Rzeszowa przesiedziała w milczeniu, słuchając jedynie piosenek. Nie odzywała się, nie słuchała o czym jej towarzysze rozmawiają, a nawet nie reagowała na to, kiedy których coś do niej mówił. Po pierwsze przez słuchawki w uszach nic nie słyszała, a po drugie nawet gdyby było inaczej to raczej i tak nie odezwałaby się ani słowem. Kiedy ojciec podwiózł ją pod blok, w którym mieszka, szybko wysiadła z samochodu trzaskając drzwiami, jak i klapą bagażnika, z którego wyjęła walizkę.
-Tosia, poczekaj. - ojciec jeszcze zdążył ją dogonić, zanim weszła do klatki. - Daria pytała czy może nas odwiedzić. Zgodziłem się.
-To Twój problem, tato. - mruknęła niezadowolona. - Ja nie mieszkam w domu, a u siebie gościć jej nie zamierzam.
-Porozmawiamy o tym jutro, bo muszę jeszcze odwieźć Tomka. - pocałował ją w policzek i odszedł kierując się w stronę auta.
-Daria srajra. - mruknęła zamykając za sobą drzwi wejściowe do klatki. - Niech się pocałuje.

Następnego dnia, od rana, a dokładniej od godziny ósmej siedziała na uczelni. Po zajęciach poszła do biblioteki, a nim się spostrzegła było już około godziny dziewiętnastej. Szybko się zebrała, pożegnała z bibliotekarką, a po drodze do mieszkania wstąpiła do pobliskiej chińskiej restauracji i zamówiła na wynos. Po dwudziestu minutach szybkiego marszu była już praktycznie na miejscu.
-Thomas? Co tutaj robisz? - zdziwiła się widokiem przyjmującego siedzącego na ławce przed blokiem.
-Siedzę, nie widać? - zaśmiał się, wstał i przywitał się buziakiem w policzek.
-Załapiesz się na ryż rozmaitości z kurczakiem. - zaśmiała się machając papierową torebką przed nosem.
-Czyli, że mnie zapraszasz? - nieco się zdziwił, po czym objął ją ramieniem.
-Nie lubię jeść sama, a że akurat Ty się napatoczyłeś..
Wolał nie kontynuować rozmowy, tylko zaraz za nią wszedł do klatki, a później do mieszkania. Pomógł jej z talerzami i sztućcami, a ona w tym czasie przełożyła ryż z kurczakiem do półmiska. O dziwo nie milczeli podczas posiłku. Wręcz przeciwnie. Rozmawiali, a czasem nawet się przekrzykiwali. Były też momenty, że jedno śmiało się z drugiego. Kiedy zjedli zabrała się za sprzątanie ze stołu, z czym również pomógł jej Thomas. Ona zmywała brudne naczynia, a on stał oparty o meble kuchenne i osuszał mokre talerze ściereczką, po czym chował je do półki.
-Teraz możemy porozmawiać. - szeroko się uśmiechnął, ale po chwili ten uśmiech zniknął z jego twarzy.
-Coś czuję, że nie spodoba mi się to, o czym chcesz ze mną rozmawiać. - mruknęła siadając na kanapie. - Mam rację?
-W sumie.. - podrapał się po karku. - Męczy mnie jedna rzecz, ale chyba nie powinienem o to pytać.
-Nie wiem o co chodzi, ale pytaj. - zaśmiała się, aby rozluźnić nieco atmosferę.
-Dlaczego tak nie lubisz Darii, swojej kuzynki?
-Wiedziałam. - wzięła głęboki oddech. - Zawsze musiała mieć to co chciała. Dążyła po trupach do celu, nawet nie patrzyła na to czy nie rani czasem po drodze osób, które na prawdę ją kochają. Zazwyczaj bała to, na czym mi zależało. Wiedziała, że przez pewne rzeczy, które się wydarzyły w moim życiu nie będę godnym przeciwnikiem dla niej. A czasem, nawet trochę częściej niż czasem, wykorzystywała pewne rzeczy przeciw mnie. A teraz.. Teraz jest jak jest. I w sumie nie przeszkadza mi to, jest dla mnie jak powietrze. I to by było na tyle.
-Nie wydawało mi się, że wtedy traktowałaś ją jak powietrze. - szepnął niemalże niesłyszalnie.
-Czasem lubię jej dogryźć, ale wtedy na to zasłużyła. - wzruszyła ramionami, po czym zerknęła na zegarek. - Już późno, musisz chyba iść.
-Tak już, późno. - podniósł się i delikatnie uśmiechnął. - Ale jutro zapraszam Cię na obiad i nie ma wymigiwania się.
Kiwnęła jedynie na zgodę głową i odprowadziła go do drzwi. Podziękowała za miły wieczór i stanęła na palcach, aby musnąć jego policzek. On tylko uniósł kąciki ust ku górze i pochylił się, kiedy oddaliła się od niego. Delikatnie musnął wargami jej usta.
-Mmm, nie pozwalaj sobie, Rześki. - mruknęła odsuwając się od niego i niemal wypchnęła go za drzwi. - Dobranoc.

Następnego dnia, o dziwo pilnowała czasu. Po zajęciach miała jeszcze półtorej godziny do umówionego spotkania z Amerykaninem. Zdążyła wrócić do mieszkania i przebrać się w swoją ulubioną czarną spódnicę i koszulę w kratę. Włosy upięła w kłosa i pół godziny przed czasem wyszła z mieszkania. Nie zamawiała taksówki, wolała się przejść. Lubiła łapać pierwsze promienie słońca, które pojawiały się po zimie. Zadzwoniła domofonem pod odpowiedni numer, a kiedy otworzył jej drzwi, weszła na odpowiednie piętro i zapukała do drzwi z numerem dwadzieścia pięć. Nieco ją zamurowało na widok przyjmującego, kiedy staną w progu.
-Cześć. - powiedziała po chwili, kiedy się opamiętała.
-Jak zawsze punktualna. - zaśmiał się i na przywitanie musnął ją w kącik ust.
-Staram się nie spóźniać. - zaśmiała się ściągając czarną ramoneskę. Kiedy odwieszała ją, znów po mieszkaniu rozszedł się dzwonek do drzwi. - Otworzę.
-Tośka? - Nieco zdziwiony rozgrywający przywitał się z nią. - Co Ty tutaj robisz?
-Nie zadawaj głupich pytań, Fabianku. - Monika zaśmiała się przywitała się buziakiem w policzek.
-Cześć. - odezwała się dość niepewnie i przeszła do kuchni, w której krzątał się Amerykanin. - Słucham.
-Em.. Mmm... No wiesz.. - plątał się i nie wiedział od czego zacząć. - Po prostu nie chciałem, abyś pomyślała sobie, że to randka.
-Głupek. - zaśmiała się pod nosem i spojrzała do piecyka, który w mgnieniu oka wyłączyła i otworzyła. - Chyba coś za chwilę by Ci się spaliło.
-I popatrz Tośka, jak Wy się dopełniacie. - Drzyzga klasnął w dłonie i szeroko się uśmiechnął.
-Lepiej sobie usiądź spokojnie, zanim Monika się zorientuje jakim błaznem jesteś. - i tak rozmowa ucięła się.
Obiad zjedli w dość dobrych humorach. Jednak Fabian wraz ze swoją towarzyszką nie mógł zostać dłużej - byli umówieni na spotkanie w sprawie zakupu mieszkania, jak uprzednio poinformowali. Pożegnali się, a ona została sama z Amerykaninem.
-Nie wiedziałam, że tak dobrze gotujesz. - posłała w jego stronę ciepły uśmiech, kiedy pomagała mu sprzątać po obiedzie.
-Nie musisz mi pomagać, poradzę sobie sam. - zabrał z jej rąk brudne naczynia.
-Daj spokój. - zaśmiała się i próbowała zabrać mu z rąk brudne talerze. - Ty mi pomagałeś, to ja chcę teraz pomóc Tobie.
-Hm.. Pod jednym warunkiem. - uniósł brwi ku górze i delikatnie się uśmiechnął. - Dasz mi szansę, nie jako znajomemu, nie jako przyjacielowi..
-Zgoda. - wyraźnie wmurowało go w podłogę, więc spokojnie mogła zabrać z jego dłoni naczynia.
-Czekaj, czekaj.. - nim się ocknął zdążyła już zabrać się za mycie. - Czy ja dobrze zrozumiałem?
-Tomek.. - zaśmiała się cicho odwracając się w jego stronę. - Wierzę w to, że jesteś inteligentnym człowiekiem.
-Oczywiście, że jestem. - podszedł bliżej niej i objął ją w pasie. - Więc teraz już nie usłyszę sprzeciwu jak będę chciał Cię pocałować?
-Teraz to musimy posprzątać. - zaśmiała się obracając się znów w stronę zlewu.
-Posprzątać można później. - przyciągnął ją bliżej siebie.
-Czekaj, czekaj.. - mruknęła śmiejąc się.
-Muszę się nacieszyć, bo jutro możesz mi powiedzieć, że żartowałaś. - musnął delikatnie jej policzek. - Teraz mogę śmiało powiedzieć, że mam najpiękniejszą dziewczynę na świecie.
-Nie przesadzajmy. A teraz już zabierzmy się to sprzątanie, bo o osiemnastej masz trening.

Wsiedli do samochodu przyjmującego i mniej więcej po dwudziestu minutach wysiadali na parkingu pod halą. Weszli do środka i odprowadziła go pod samą szatnię.
-Widzimy się jutro. - uśmiechnęła się. - Miłego treningu.
-Czekaj. - chwycił jej dłoń i przyciągnął do siebie. - Jutro mamy mecz, więc mam nadzieję, że będziesz mi kibicować. A po meczu porywam Cię na kolację.
-Jak dam radę przyjść to nie ma problemu. - zaśmiała się muskając jego policzek.
-A dlaczego nie mogłabyś przyjść? - zmrużył oczy obejmując ją w pasie.
-Ta idiotka przyjeżdża, a wolałabym, aby nie rzucała się na Ciebie po meczu.
-Czyli jednak byłaś zazdrosna. Wiedziałem.
-Uciekaj do szatni, bo się spóźnisz na trening.
-Już idę, idę. - uśmiechnął się, ujął jej podbródek i musnął jej usta.
-Tosia.. - usłyszała i niemal natychmiast odwróciła się w stronę, skąd dochodził głos.





InaccessibleGirl: Mamy kolejny rozdział. W większej części powstał wcześniej, ale dzisiaj go kończyłam i szczerze mówiąc, ta końcówka jest do bani. Ale ocenę pozostawiam Wam. ;)
Do następnego! ;) ;*



niedziela, 8 listopada 2015

17. Uważasz, że mam słodkie oczka?





Zdecydowanie lubiła okres przed świętami Wielkiej Nocy. Uwielbiała wtedy przesiadywać w kuchni i piec ciasta czy też robić pisanki. Nie inaczej było i teraz. Już od wczesnego ranka siedziała razem z babcią w kuchni. Zdążyła upiec swojego ulubionego mazurka, oczywiście z niewielką, ale jakże cenną, pomocą swojej babci. Po mazurku upiekły dwie babki, które bardzo lubiły.
-Wnusiu, powiedz mi proszę, ten Twój Thomas..
-Babciu, to nie jest żaden mój Thomas. - westchnęła przerywając babci w połowie zdania. - I proszę Cię, nie mów tak.
-To w Wigilię przez niego tak się źle czułaś, hm?
-Nie przez niego. - mruknęła. - Po prostu to był ciężki okres. Miałam egzaminy na uczelni i w ogóle.
-Oh kochanie, i tak mnie nie oszukasz. - zaśmiała się obejmując ją ramieniem. - A teraz, żeby trochę rozruszać tego naszego gościa, porwij go na zakupy, bo jeszcze nie wszystko jest gotowe i kilku rzeczy mi brakuje.
-Jest wcześnie rano, on jeszcze pewnie śpi.
-Z tego co się orientuję, wstał jeszcze szybciej niż Ty i poszedł biegać. - uniosła kąciki ust ku górze. - I wrócił chwilę przed tym, zanim Ty zeszłaś do kuchni.
-Nic się przed Tobą nie ukryje, prawda babciu? - zaśmiała się obejmując rodzicielkę swojego ojca ramieniem.

Na zakupy pojechali do Zakopanego. Babcia oprócz kilku niezbędnych rzeczy poprosiła o jeszcze nieco większe zakupy, aby po świętach nie musiała sama tułać się po sklepach. Wszystkie rzeczy z listy kupili w Tesco. Nie chciała łazić po wielu sklepach z tego względu, że nie była sama. Chciała te zakupy załatwić sprawnie jak najszybciej to było możliwe.
-Może usiądziemy i zjemy jakieś ciastko? - Amerykanin szeroko się uśmiechnął.
-Nie mamy czasu, babcia czeka na zakupy. - odparła niemalże natychmiastowo nie spoglądając nawet w stronę przyjmującego.
-Tosia, daj spokój. Dziesięć minut nie zbawi. - pociągnął ją za rękę i przyprowadził pod budkę z goframi. - Skoro nie chcesz ciastka, to zjemy gofra. Z czym chcesz?
-Niech będzie z bitą śmietaną i owocami. - westchnęła zamawiając jednego dla siebie, a drugiego dla Thomasa.
-Gofry to tutaj są przepyszne w porównaniu do tych, które można zjeść w Rzeszowie. - zaśmiał się siadając przy stoliku.
-To jest Zakopane, tutaj wszystko jest pyszne. - zaśmiała się zajadając się gofrem.
-Nigdy mi nie mówiłaś, że pochodzisz z tak pięknych okolic.
-Nigdy bym Ci tego nie powiedziała, bo to nie Twoja sprawa.
-Ale teraz już to wiem. - szeroko się uśmiechnął.
-Do szczęścia Ci to nie jest potrzebne. - mruknęła, po czym cicho się zaśmiała. - Ubrudziłeś się.
-Nie ściemniaj, nie uwierzę Cię. - zmrużył oczy uważnie się jej przyglądając.
-Poważnie, tutaj. - wskazała palcem na prawy policzek. Ten przejechał po nim ręką. - Teraz jesteś jeszcze bardziej brudny. Daj pomogę Ci. - wyjęła z torebki paczkę chusteczek i jedną z nich przejechała po jego policzku, nieco się pochylając.
-Dziękuję. - szepnął zbliżając swoje usta do jej.
-Nie ma sprawy. - automatycznie odsunęła się i niepewnie się uśmiechnęła. - Chodźmy, bo babcia czeka.

Wieczorem, kiedy już niemal wszyscy spali, zaparzyła sobie brzoskwiniową herbatę, na ramiona narzuciła ciepły koc i usiadła w ogrodzie na huśtawce. Uśmiechnęła się sama do siebie. Uwielbiała tą otaczającą ją ciszę i spokój, jaka zawsze towarzyszyła kiedy odwiedzała rodzinne strony swojego ojca. Ta cisza dawała jej możliwość naładowania akumulatorów na kolejne męczące dni, tygodnie i miesiące, które musiała spędzać w Rzeszowie. To nie tak, że miasto ją męczyło. Po prostu czasem miała dość zgiełku i gonitwy za wszystkim. Czasem po prostu chciała wyjechać i zamieszkać na odludzi, ale po chwili wracała do świata żywych, brała się w garść i dalej dążyła tą drogą, na którą się zdecydowała.
-Przeszkadzam? - stanął obok huśtawki opierając się o nią delikatnie.
-Spać nie możesz czy co? - mruknęła nieco niezadowolona z powodu tego, że przerwał jej samotne rozmyślanie.
-Nie ma sprawy, już idę. - westchnął i wolnym krokiem ruszył w stronę wejścia do domu.
-Nie mówiłam, że masz iść. - niepewnie się uśmiechnęła. - Ale kocem się z Tobą nie podzielę, bo wtedy będzie mi zimno.
Zaśmiał się cicho i usiadł obok niej. Dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu patrząc w bliżej nieoznaczony punkt,który widzieli tylko oni, tylko swoimi oczami.
-Twoja babcia to bardzo mądra kobieta. - uśmiechnął się sam do siebie wspominając rozmowę z panią Gienią.
-Przemaglowała Cię, co? - zaśmiała się. - Na nią nie działają takie słodkie oczka.
-Uważasz, że mam słodkie oczka? - poruszał zabawnie brwiami.
-A jeżeli nawet to co? - wytknęła w jego stronę język, po czym dźgnęła go palcem między żebrami. - To moje osobiste zdanie.
-Czyli jednak coś Ci się we mnie podoba. - dumnie wypiął pierś. - Jednak nie jestem byle kim.
-Nie pochlebiaj sobie. - zaśmiała się upijając łyk herbaty, które niestety zdążyła już wystygnąć. - Nigdy nie wspomniałam, że coś mi się nie podoba.
-Ale nie powiedziałaś też, że coś Ci się podoba.
-Wiesz, jakby nie patrząc to jest to moja sprawa co mi się podoba, a co nie. - zaśmiała się robiąc kolejnego łyka herbaty.
Znów między nimi zapanowała cisza, ale o dziwo nie przeszkadzało jej to. Zwróciła uwagę na to, że jej towarzyszowi zrobiło zimno, bo inaczej nie zasunąłby zamka swojej bluzy pod samą szyję. W pierwszej chwili pomyślała, że dobrze, bo w końcu zostawi ją samą, ale z drugiej strony nie była przecież tak wredną osobą. Rozłożyła bardziej koc i podała mu jeden koniec, a on sprawnym ruchem zarzucił go na swoje ramiona.
-Czyli jednak trochę mnie lubisz. - uśmiechnął się szeroko. - Dziękuję.
-Nigdy nie powiedziałam, że Cię nie lubię. - dźgnęła go palcem między żebrami. - Swoją drogą jesteś jedynym siatkarzem z rzeszowskiej drużyny, którego ojciec zaprosił do swojego rodzinnego domu.
-Czyli on też musi mnie lubić.
-Wmawiaj sobie tak dalej. - zaśmiała się wstając z huśtawki.
Nie zdążyła nawet dojść do schodów prowadzących na taras. W mgnieniu oka Tomek zjawił się przy niej i zagrodził jej drogę. Nieco zdenerwowana zmrużyła oczy, a ten chwycił ją za dłoń i przyciągnął ku sobie. Odgarnął kosmyki włosów za ucho, delikatnie się uśmiechnął i niepewnie zbliżył swoją twarz do jej.
-Dziękuję za miły wieczór. - szepnął, po czym musnął jej policzek. Odsunął się od niej i ruszył w stronę wejścia do domu. - Dobranoc.
-Dobranoc. - szepnęła sama do siebie przyłapując się na uśmiechu.


Thomas

Obudził się jak zwykle wcześnie rano, lecz tym razem od razu ubrał się i zszedł do kuchni. Tam już była pani Gienia i Antonina. Obecność tej drugiej nieco go zadziwiła, bo nie spodziewał się, że spotka ją w kuchni tak wcześnie rano. Oprócz znanej już mu dwójki, przy blacie mebli kuchennych stała jeszcze jedna osoba. Szczupła, wysoka blondynka, która przykuła jego uwagę. Przywitał się ze wszystkimi, a pani Gienia od razu przedstawiła nieznajomą mu osobę. 
-Poznajcie się. Daria, Thomas. Thomas Daria. 
-Miło mi . - wyciągnęła dłoń w jego stronę, którą on delikatnie uścisnął. 
-Mnie również. Jesteś jakąś rodziną Tośki? - usiadł na krześle przy kuchennym stole. 
-Kuzynką. - niepewnie się uśmiechnęła. 
-Nie wspominała mi, że ma takie piękne kuzynki. - spojrzał na Tośkę, która stała i przyglądała im się. 
-Co Cię sprowadza w nasze skromne progi? - usiadła naprzeciw niego. 
-To nie są Twoje progi. - Tośka wtrąciła się w rozmowę. - To są progi babci. 
-Tosiu, daj spokój. To są nasze progi. - babcia cicho się zaśmiała. 
-A Ty Tośka lepiej zrób nam herbatę, a nie wtrącasz się w rozmowę dorosłych. 
-Spadaj. - mruknęła pod nosem, odwróciła się na pięcie i wyszła z kuchni. 
Przyglądał się z uwagą kuzynce Tośki. Była jej zupełnym przeciwieństwem. Wygadana, zadziorna. I już po pierwszej przetarcze słownej z Tośką wiedział, że Daria jest typem osoby, która ma wszystko co chce, która lubi rozkazywać innym. Porozmawiał z nią jeszcze chwilę, po czym przeprosił i wyszedł z kuchni. Niepewnie zapukał do drzwi, za którymi znajdował się pokój Antoniny.
-Proszę. - mruknęła.
-Uciekłaś. - wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. 
-Po co przyszedłeś? - podniosła się i usiadła na łóżku. - Idź sobie do Darii.
-Jesteś zazdrosna! - bardziej stwierdził niż zapytał. 
-Puknij się w tą swoją główkę. - postukała się palcem w czoło. - Chyba, że ta pusta blondynka już zlasowała Ci coś na kształt mózgu.
-Ty na prawdę jesteś zazdrosna, Tośka. - zaśmiał się i usiadł obok niej. - Nie musisz się martwić. Jest strasznie władcza, nie w moim guście. 
-Mam się śmiać czy płakać? 
-Możesz się cieszyć, bo wolałem przyjść do Ciebie niż siedzieć z nią. 




InaccessibleGirl: Jest siedemnastka. Bez żadnych opóźnień. Tak jak miała się pojawić. Szczerze mówiąc jest trochę kiepska, nie podoba mi się. Jednak ocenę zostawiam Wam ! :)
Do następnego! ;*


niedziela, 1 listopada 2015

16. Myślisz, że on tak długo będzie na Ciebie czekał?





Siedziała wpatrując się w ekran komputera nie mogąc uwierzyć w tytuł artykułu. Westchnęła i kliknęła niepewnie, aby otworzyć stronę. Nowy nabytek Asseco Resovii Rzeszów, Thomas Jaeschke, po kilku miesiącach pobytu w kraju już poderwał piękną Polkę. I to nie byle kogo! Jak się dowiedzieliśmy od naszych zaufanych i poinformowanych źródeł, jest to niejaka Antonina Góral. Czy mówi coś to nazwisko? Nam owszem. Bowiem okazało się, że panna Góral jest nie kim innym jak córką prezesa zarządu Asseco Poland S.A., a co za tym idzie młody Amerykanin "wyłowił grubą rybę". Jego loty są bardzo wysokie, a bynajmniej na takie wyglądają. 
Nie wierzyła własnym oczom czytając owy artykuł. Zamknęła komputer i odstawiła go na bok. Pośpiesznie się ubrała i wyszła z mieszkania.

-No już myślałam, że wieki tutaj będę czekać. - mruknęła podnosząc się ze schodów na klatce.
-Tośka, co Ty tutaj robisz? - ewidentnie zdziwił się na jej widok.
-Siedzę, korzystam ze słońca. - odpowiedziała z ironią. - A nie, przepraszam, nie ma tutaj słońca.
-No już spokojnie, nie denerwuj się. - otworzył drzwi i wpuścił ją do środka. - Zapraszam.
-Dziękuję. - weszła do środka i zdjęła płaszcz.
-Teraz powiedz mi, co Cię do mnie sprowadza.
Opowiedziała mu o wszystkim. Zaczęła od początku, o ile początkiem można było nazwać moment wyjazdu do Gdańska. Powiedziała mu o sytuacji w windzie, a tym jak Thomas na zmianę z Krzysztofem pilnowali ją, aby czasem Kurek nie zrobił jej krzywdy. Powiedziała nawet o wyznaniu, jakie usłyszała od Amerykanina. Może i nie było ono jednoznaczne, ale wiedziała, że coś musi być na rzeczy. A skończyła na zaistniałej po meczu w Gdańsku sytuacji i artykule na jeden ze stron internetowych.
-I dalej nie wiem o co Ci chodzi. - wzruszył bezradnie ramionami.
-Fabian, nie rób z siebie idioty gorszego niż jesteś. - mruknęła okręcając na stole kubek z herbatą.
-No bo ja nie rozumiem o co Ci chodzi. - westchnął. - Ewidentnie Rześki Cię kocha, a Ty obawiasz się tego, nie chcesz mu zaufać czy jak? Przeraził Cię ten artykuł?
-Sama nie wiem..
-To się ogarnij póki masz na to czas i póki żadna Ci nie sprzątnęła go sprzed nosa. Myślisz, że on tak długo będzie na Ciebie czekał?
-Wiesz, ja nie jestem stworzona do szczęścia tak jak niektórzy, Fabian. - westchnęła podnosząc się z krzesła. - Dziękuję za rozmowę.
-Trzymam kciuki Tośka. - przytulił ją na pożegnanie.

Nie odważyła się porozmawiać z Amerykaninem o tym wszystkim mimo tej szczerej rozmowy z Fabianem. Może po prostu się bała? Choć była młodą osobą, to wiele przeszła w życiu. Była zdania, że nie jest stworzona do szczęścia, bo osoby takie jak ona na to nie zasługują. Nie chciała mieszać w swoje życie przyjmującego, którego poniekąd bardzo lubiła. Może nie tylko lubiła, jednak nie chciała przyznać się przed sobą, ani przed nikim innym, że to może być coś więcej niżeli tylko sympatia. Ku jej uciesze przerwa międzysemestralna minęła o wiele szybciej niż się spodziewała, dlatego też ostatnimi dniami nie miała za bardzo czasu na cokolwiek innego niezwiązanego z uczelnią. Starała się nie myśleć o Thomasie, o tym co łączy ich dwójkę, tylko skupiała się na zajęciach, a bynajmniej próbowała. Trudniej było wtedy, gdy musiała siedzieć przez półtorej godziny i wsłuchiwać się w słowa wykładowcy, które nie były zbyt ciekawe. Starała się słuchać, jednak nie zawsze jej to wychodziło. Cieszyła się, kiedy znów miała chwilę oddechu od studenckich wypraw na uczelnię czy do biblioteki.

-Tosia, mam do Ciebie pytanie. - ojciec usiadł naprzeciw niej w salonie rodzinnego domu. Ona jedynie spojrzała na niego pytająco. - Czy miałabyś coś przeciwko, jakby na święta do babci pojechał z nami Thomasa?
-Tato, dlaczego chcesz to zrobić? - mruknęła nieco niezadowolona. - Przecież nie lubisz jak zadaję się z zawodnikami Resovii.
-Wiesz dobrze dlaczego tak postąpiłem. - westchnął. - Ale nie chcę, żeby został sam w Rzeszowie, w okresie świąt.
-Daj spokój. A inni zawodnicy? Trener? Statystyk? Tylu ich tam jest , a właśnie Ty musisz go zabierać ze sobą?
-Jeżeli nie chcesz to tego nie zrobię. - pocałował ją we włosy. - Ale zawsze mógłby poznać jedną z piękniejszych części Polski.
-Przepraszam tato. Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. - posłała mu ciepły uśmiech. - Jak chcesz, to możesz go zabrać. Przecież nie mogę Ci tego zabronić. A teraz przepraszam Cię, ale wracam do mieszkania, żeby się spakować.


Thomas

W ostatnim czasie skupiał się jedynie na treningach, meczach, treningach, meczach i jeszcze raz treningach i meczach. Zorientował się, że Tośka go unika i nie ma ochoty na rozmowy z nim, choć nie wiedział dlaczego,postanowił to zaakceptować i wycofać się. Jednak mimo wszystko ucieszył się, gdy jej ojciec zaproponował mu wyjazd na święta w ich rodzinne strony. Przecież mógłby być to jakiś przełom w ich relacji, dlatego nie wahał się ani minuty i niemal od razu się zgodził. Kiedy dopinał walizkę w mieszkaniu rozległ się dzwonek domofonu. W pośpiechu zabrał kurtkę, walizkę i klucze od mieszkania, które zamknął. Zajął miejsce w samochodzie, tuż obok kierowcy, bo Tośka mimo jego nalegań ustąpiła mu owe miejsce. Rozmawiał z ojcem Tośki niemal całą drogę, jednak ona nie odezwała się ani słowem. Domyślił się, a raczej stworzył sobie swoją wersję, że nie chciała aby jechał z nimi. Po dotarciu na miejsce starsza kobieta, zapewne babcia Antoniny, przywitała ich szerokim uśmiechem, a jego równie mocno wyściskała. Podczas powitania zauważył kątem oka jak Tośka od razu uciekła w głąb domu i gdzieś zniknęła.
-Miło nam Cię tu gościć, chłopcze. - pani Gienia chwyciła go pod rękę i zaprowadziła do pokoju, w którym miał spać. 
-To ja powinienem podziękować za zaproszenie. - posłał jej ciepły uśmiech i wszedł do pokoju.
-Mam nadzieję, że łóżko będzie wygodne, choć zapewne nie jest dostosowane do wzrostu sportowca. - zaśmiała się klepiąc go po plecach. 
-Dziękuję. - położył walizkę na łóżku i zabrał się za jej rozpakowywanie.  

Po obiedzie, który wyjątkowo mu smakował, pewnie ze względu na to iż to był specjał pani Gieni, wyszedł do ogrodu. Rozejrzał się i delikatnie uniósł kąciki ust ku górze. 
-Fajne miejsce. - usiadł obok niej na huśtawce ogrodowej. 
-Dom czy ogród? - mruknęła. 
-I to, i to. - uśmiechnął się rozglądając się dookoła. - Taka cisza i spokój, zupełnie inaczej niż w Rzeszowie. 
-To jest wioska. Tutaj zazwyczaj jest cicho. 
-Tośka, powiesz mi w końcu co Cię męczy? - chwycił jej dłoń, kiedy ta chciała odejść. Jednak nie usłyszał odpowiedzi.
-Musisz dać jej czasu. - nie kto inny, tylko pani Gienia usiadła obok niego z pokrzepiającym uśmiechem. - Ona dużo w życiu przeszła. 
-Nie wiem czy potrafię dłużej czekać na to, aż zauważy co do niej czuję. - westchnął kręcąc głową.
-Uwierz mi, chłopcze, że ona doskonale to wie, tylko boi się zaufać i otworzyć serce. A jeżeli coś do niej czujesz to poczekaj, bo jest tego warta. I nie mówię tego jako jej babcia. - zaśmiała się, poklepała go po ramieniu i zniknęła w głębi domu.




InaccessibleGirl: Beznadziejny i tyle w temacie. Chyba pomału się wypalam..
PS1: Przepraszam, że w zeszłym tygodniu rozdział się nie pojawił, totalny brak czasu. Następny, mam nadzieję, w niedzielę. :)
PS2: W takim dniu jak dzisiejszy pamiętamy nie tylko o zmarłych z rodziny, ale również o zmarłych przyjaciołach, idolach. Dlatego ja dzisiaj zapaliłam znicze za śp. Arka Gołasia i śp. Agatę Mróz-Olszewską. Może i nie na ich pomnikach, tylko na swoim cmentarzu, przy krzyżu, ale to jest dużo bardziej wartościowe niż gwiazdka w nawiasie. Tyle w tym temacie. 
PS3: Jak macie chwilę, zajrzyjcie w zakładkę Zrozumieni , zmieniłam zdjęcie naszego głównego bohatera. :)

Pozdrawiam serdecznie! ;*