środa, 31 sierpnia 2016

34. Wtedy to i ja mógłbym się zabić.





Otworzyła zaspane oczy i przetarła je dłońmi. Widząc uśmiech przyjmującego i ona nieznacznie uniosła kąciki ust ku górze. Nie lubiła, kiedy ktoś się jej przyglądał. Szczególnie wtedy, kiedy spała i nie mogła na to zareagować. Jednak tym razem nie przeszkadzało jej to. Przecież w końcu budząc się mogła zobaczyć uśmiechniętą twarz Amerykanina.
-Nie lubię, kiedy mi się przyglądasz jak śpię. - mruknęła udając niezadowoloną.
-Akurat teraz Ci w to nie uwierzę. - zaśmiał się pstrykając ją w nos. - Cieszysz się z mojej obecności tak samo jak ja z Twojej.
-Kolega z pokoju Ci nie odpowiadał? - zmrużyła oczy.
-Zdecydowanie wolę, kiedy budząc się widzę Ciebie, a nie ciekawskiego Aarona. - wytknął w jej stronę język i przygarnął ją bliżej siebie. - Brakowało mi takich poranków. - westchnął. - Twojej obecności, Ciebie.
-Już nie udawaj takiego romantyka, Kochanie. - poklepała go po dłoni i podniosła się. - Wypadałoby chyba już wstać.
-Ale Kochanie, ja nie udaję romantyka. - zmienił pozycję na siedzącą i dumnie się uśmiechnął. - Ja jestem romantykiem.
-Wmawiaj sobie tak dalej. - zaśmiała się i zabrała z półki ubrania. - A Ty rusz ten swój zgrabny tyłeczek i zejdź na dół do mamy, ona też się za Tobą stęskniła.
Nie czekała na odpowiedź, tylko od razu udała się do łazienki. Wzięła szybki prysznic, ubrała się w swoją ulubioną rozkloszowaną spódnicę i koszulę w czerwono czarną kratę. Na koniec włosy spięła w kucyka i zrobiła delikatny makijaż. Wróciła do pokoju i nieco w nim ogarnęła. Od powrotu Thomasa zrobił się w nim lekki bałagan, ale nie dziwiło ją to. Przecież był przyzwyczajony, że mieszkał sam w swoim pokoju. Jednak miała wrażenie, że od momentu, w którym zjawiła się w jego rodzinnym domu jakoś tak bardziej zaczął dbać o porządek. Nieraz pani Daniell opowiadała jej jak to jej synek w wieku dziewiętnastu czy dwudziestu lat prosił ją o posprzątanie w pokoju, kiedy ktoś miał go odwiedzić. Zresztą ciągle w głowie miała ten bałagan w jego klubowym mieszkaniu, który tam panował praktycznie za każdym razem kiedy składała niezapowiedzianą wizytę.
Zeszła do salonu i cicho się zaśmiała widząc jak Thomas gra ze swoim bratem w Fifę. Zgoniła go do rodziców, aby spędził z nimi trochę czasu, przecież tęsknili za nim tak samo jak i ona, a on w najlepsze siedział sobie na kanapie i kłócił się z bratem o to, którego drużyna jest lepsza. Pokiwała z niedowierzaniem głową i weszła do kuchni.
-Zgoniłam go do pani, a on zalega na kanapie. - ponownie się zaśmiała siadając na krześle przy kuchennej wyspie. - Jest niemożliwy.
-I zakochany. - dodała mama przyjmującego i zaśmiała się, czemu zawtórowała.
Jeszcze raz spojrzała na grających braci, uśmiechnęła się i zabrała z kosza jabłko, po czym znów weszła na górę i zniknęła w pokoju przyjmującego. Usiadła na łóżku wkładając słuchawki do uszu. Przymknęła oczy opierając się o ścianę.
-Now that you know, this is my life, I won't be told what's supposed to be right. - nuciła pod nosem słowa piosenki. Jakie to dziwne, że jedna piosenka tak idealnie potrafiła dopasować się do jej życia. Uśmiechnęła się pod nosem, a kiedy poczuła jak materac łóżka się ugina pod czyimś ciężarem niemalże podskoczyła. - Oszalałeś? Chciałeś mnie zabić? - wzięła głęboki oddech wyciągając słuchawki z uszu.
-Wtedy to i ja mógłbym się zabić. Moje życie bez Ciebie.. Nawet nie chcę o tym myśleć. - westchnął układając się na łóżko, a głowę położył na jej kolanach. - Malediwy? Hawaje? - zaśmiał się pod nosem widząc jej niezrozumiały wyraz twarzy. - Nie patrz tak na mnie, chcę Cię zabrać na wakacje.
-Nie stać mnie na taki wyjazd. - mruknęła pod nosem i odłożyła telefon na parapet. - I proszę Cię, nie namawiaj mnie na to.
-Ale ja nie każę Ci płacić za to. - uniósł kąciki ust ku górze.
-I właśnie dlatego nie chcę. - przejechała dłonią po jego policzku. - Zrozum, nie chcę, żeby wszyscy myśleli, że jestem z Tobą dla pieniędzy.
-W takim razie, jeżeli weźmiemy ślub to też będziesz mi mówiła, że nie stać Cię na wyjazd ze mną? - przekręcił się na brzuch i podparł na łokciach. - No właśnie. W takim razie potraktujmy to, hm.. - zamyślił się. - Potraktujmy to jak wyjazd przedślubny.
-Oszalałeś. - zaśmiała się. - Nie planujemy ślubu, jesteś tylko moim chłopakiem. - musnęła jego wargi.
-Tylko i aż, bo nie oddam Cię nikomu. W końcu będziemy planować nasz ślub, zobaczysz. - uśmiechnął się i znów ułożył głowę na jej nogach.

Dała się namówić na wakacje. Przecież zamieszał w to całą swoją rodzinę. Na każdym kroku każdy jej mówił, że powinna się zgodzić na wyjazd i nikt nie brał jej wytłumaczenia za racjonalne. Przecież byli parą i to, że jednego z nich nie było stać na tak drogi wyjazd nie oznaczało, że mają sobie tego odmówić. Nie wracała do tego tematu, ponieważ nie chciała się z nim kłócić. Już mu powiedziała co o tym wszystkim myśli. Nie powinien wtrącać w to swojej rodziny, bo to nie była ich sprawa. Ale kiedy Jaime przeprowadziła z nią poważną rozmowę to zrozumiała, że ten wyjazd jest dla niego bardzo ważny. Nie patrzyła na tą sprawę tak jak ona. Widziała jedynie problem w pieniądzach, których tak na dobrą sprawę ona nie posiadała. Dopiero Jaime uświadomiła jej, że Thomas patrzy na to jak na ich pierwszy wspólny wyjazd, jak na ich pierwsze wspólne wakacje w życiu. Dopiero wtedy dotarło do niej jak to jest dla niego ważne. Zgodziła się na wyjazd, ale ustalili, że będzie to tylko kilka dni. I wspólnie podjęci decyzję, iż nie będzie to jakaś rajska wyspa, czy piekielnie drogie wakacje w Hiszpanii bądź Grecji. Zdecydowali po prostu, iż pojadą do Francji. Na dwa, bądź trzy dni, aby jedynie odpocząć i pobyć sam na sam.
Po zameldowaniu w hotelu udali się do swojego pokoju. Rozpakowali walizki i kiedy Thomas zajął łazienkę ona udała się na balkon. Widok był oszałamiający! Już kiedyś była w Paryżu, jednak nie mieszkała w hotelu, z którego okna tak cudownie było widać Wieżę Eiffla. Westchnęła cicho i opierając się o balustradę balkonu nieznacznie się uśmiechnęła.
-Łazienka jest do Twojej dyspozycji. - objął ją w pasie i szepnął wprost do jej ucha, po czym musnął wargami jej policzek.
Odwróciła się do niego przodem, położyła dłonie na jego torsie, wspięła się delikatnie na palce i musnęła jego wargi.
-Dziękuję. - spojrzała w jego oczy i uśmiechnęła się.
Weszła do pokoju, zabrała kosmetyczkę i czyste ubrania, po czym zniknęła za drzwiami łazienki. Potrzebowała tej chwili dla siebie po podróży, które zawsze ją męczyły. Dlatego i tym razem spędziła pod prysznicem dobre trzydzieści minut. Po wyjściu spod prysznica przetarła zaparowane lustro wiszące na ścianie nad umywalką i uśmiechnęła się sama do siebie. Wmasowała w ciało truskawkowy balsam, a włosy wysuszyła i rozczesała, po czym ubrała się. Po wyjściu z łazienki rozejrzała się po całym pokoju, jednak nigdzie nie znalazła przyjmującego. Jej uwagę przykuła rozłożona na łóżku chabrowa, rozkloszowana sukienka. Nie przypominała sobie, aby ją pakowała do swojej walizki, więc zapewne zrobił to Amerykanin chowając ją do swojej. Podeszła bliżej łóżka i wzięła do ręki zapisaną kartkę.
Zapraszam Cię na randkę. Spotkamy się przy Wieży Eiffla. Na pewno mnie znajdziesz. 
Thomas. 
Zaśmiała się cicho i przejechała dłonią po sukience. Ujęła ją w dłonie i od razu udała się do łazienki. Szybko się przebrała, a włosy spięła w koka, pozwalając opadać kilku niesfornym kosmykom na twarz. Zrobiła delikatny makijaż i po wyjściu z łazienki wsunęła stopy w czarne szpilki. Spryskała się jeszcze swoimi ulubionymi perfumami i zabierając czarną torebkę wyszła z pokoju. 

-Nie wiedziałam, że z Ciebie jest taki romantyk. - zaśmiała się stając tuż za nim. Nie trudno było go dostrzec wśród osób znajdujących się w okolicach symbolu Paryża. 
-Pięknie wyglądasz. - uśmiechnął się ujmując jej dłoń i okręcając ją wokół własnej osi. 
-Dziękuję. - spuściła nieznacznie głowę w dół czując, że na jej policzkach pojawiają się rumieńce. 
-Chodźmy. - splótł jej palce ze swoimi i ruszyli w stronę stolików. 
Odsunął jej krzesło, a kiedy usiadła przysunął je bliżej stolika, po czym sam zajął swoje miejsce. Zamówił czerwone wino, a kiedy znalazło się ono już w kieliszkach ponownie spojrzeli w kartę dań, aby zamówić posiłek. Jednogłośnie zdecydowali się na Ratatouille uśmiechając się pod nosem. Przecież nie każdy w tym samym czasie wypowiada to samo słowo, czy też zdanie! Kiedy tylko dostali swoje dania życzyli sobie smacznego i w ciszy zabrali się za jedzenie. 
-Mam coś dla Ciebie. - ponownie tego wieczoru uśmiechnął się i sięgnął do kieszeni znajdującej się wewnątrz marynarki. 






InaccessibleGirl: W ten wieczór, dla niektórych ostatni wieczór wakacji, mamy kolejny rozdział. ;) I wiecie co? Chyba mi się podoba, co jest na mnie bardzo dziwne. A Wy co o nim myślicie? Czekam na Wasze opinie! :)

Pozdrawiam! ♥

PS: Życzę co poniektórym udanego rozpoczęcia roku szkolnego , a innym udanego ostatniego miesiąca tegorocznych wakacji! ;D Ja osobiście mam kampanię wrześniową z dwóch przedmiotów, więc pomału rozpoczynam naukę. Ale wiecie co? Pocieszenie mam takie, że ten wykładowca oblał połowę roku. ;D Zawsze lepsze takie pocieszenie niż żadne, prawda? :D 




poniedziałek, 22 sierpnia 2016

33. Zrobiliście wszystko co mogliście.





Wyjazd do Stanów był jedną z najlepszych decyzji jaką mogła podjąć w swoim życiu. Nie dość, że była blisko swojego ukochanego, to dodatkowo mogła odciąć się od tych wszystkich kłamstw, którymi w ostatnim czasie była otaczana. Oczywiście utrzymywała kontakt z bliskimi jej osobami, które zostały w Polsce. W końcu zostawiła tam przyjaciół, którzy byli dla niej oparciem. Nawet odezwała się do swojego ojca. Zapewne nie zrobiłaby tego, gdyby nie naciski ze strony Thomasa czy Fabiana z Moniki, z którymi rozmawiała dość często. Mogłaby nawet powiedzieć, że to właśnie z tą dwójką jedynie utrzymywała kontakt. Oczywiście czasem odzywała się do znajomych ze studiów, ale było to sporadyczne. Do ojca zadzwoniła jedynie raz. Po co? Chciała mu tylko powiedzieć, że jest bezpieczna i nie musi się o nią martwić. Poprosiła go również o to, aby do niej nie dzwonił i pozwolił jej odciąć się od tych wszystkich intryg i szokujących wiadomości, których namnożyło się w jej życiu. O dziwo, miała również wsparcie w rodzicach Thomasa, jego bracie czy jego siostrze - Jaime. Nie spodziewała się tak ciepłego przyjęcia z ich strony, ale w głębi duszy cieszyła się z tego. W końcu zdecydowała się na coś, czego nigdy sama by nie zrobiła. Wyjechała na inny kontynent, do obcego kraju i do ludzi, których nie znała. Ale ku jej zdziwieniu i szczęściu została zaakceptowana przez osoby, które dla Thomasa były najważniejsze, szczególnie po tylu miesiącach rozłąki.

Na Final Six Ligi Światowej w Krakowie nie pojechała. Uznała, że jest to jeszcze zbyt wcześnie. I mimo kolejnej rozłąki z Thomasem, który przecież grając w drużynie narodowej w sezonie reprezentacyjnej miał ogrom meczów wyjazdowych, zdecydowała się zostać w Wheaton. Miała ku temu przychylność i zgodę rodziców Thomasa, a jego siostra niemal skakała z radości, kiedy się o tym dowiedziała. Natomiast Fabian wraz z Moniką nie ucieszyli się z tej decyzji. Mieli przecież nadzieję, że w końcu się z nią zobaczą, jednak musieli zaakceptować jej decyzję. Po rozgrywkach Ligi Światowej Thomas wraz ze swoimi kolegami dostał kilka dni wolnego. Cieszyła się z tego, bo w końcu mogła spędzić z nim kilka dni nie martwiąc się o to, że znów będą musieli się rozstać z powodu wyjazdu. Co prawda Antonina pracowała jako opiekunka do dziecka, przecież nie mogła, a przede wszystkim nie chciała być na utrzymaniu Thomasa czy jego rodziców. On nie popierał tej decyzji, jednak zawsze potrafiła postawić na swoim i tak też było w tym przypadku.

Do Rio de Janeiro już dotarła. Pojechała tam, kiedy rozpoczęły się decydujące rozgrywki. Ku jej szczęściu i nieszczęściu już w ćwierćfinale Amerykanie trafili na Polaków. Mimo iż zżyła się z reprezentacyjnymi kolegami Thomasa, to nie mogła nie trzymać kciuków za swoją reprezentację. Nie mniej jednak wyglądała dość śmiesznie, kiedy siedząc wśród rodzin amerykańskich siatkarzy, z założoną koszulką z numerem dziesiątym cieszyła się jak głupia kiedy to właśnie Polacy zdobyli punkt. Jednak na koniec cieszył się Thomas wraz ze swoimi kolegami i trenerami. Kiedy kibice zaczęli opuszczać halę podeszła bliżej boiska, a w mgnieniu oka obok niej znalazł się Thomas, który szeroko się uśmiechnął, przelotnie musnął się wargi i mocno ją przytulił.
-Gratuluję. - szepnęła wprost do jego ucha wtulając się w niego. Czuła się rozdarta. Z jednej strony cieszyła się z jego szczęścia, z drugiej jednak łamało się jej serce na widok smutnych chłopaków. Nawet widok załamanego Bartka sprawiał, że do jej oczu napływały łzy.
-Wiem, że jesteś rozdarta między nami i wiem, że teraz masz ochotę się rozpłakać razem z tymi wielkoludami, więc.. - westchnął i uśmiechnął się mrużąc oczy. Nim się spostrzegła stała już obok niego, poza barierkami i spokojnie mogła podejść do nich. - Nie bój się, idź.
Znów jakby czytał jej w myślach. Znów wiedział, co czuje. Bała się, cholernie się bała ich reakcji. Ich reakcji na to, że stoi przed nimi w amerykańskiej koszulce reprezentacyjnej. Cholernie się bała, a będąc coraz bliżej czuła jakby nogi miała z waty. Niepewnie położyła dłoń na ramieniu rozgrywającego, na co ten się wzdrygnął i momentalnie odwrócił się w jej stronie. Jakie wielkie było jego zdziwienie widząc ją stojącą przed nim twarzą w twarz!
-Zrobiliście wszystko co mogliście. - szepnęła niemalże niesłyszalnie. Ale takiej reakcji z jego strony się nie spodziewała! Nim się obejrzała tonęła w jego ramionach.
-Nie zapominaj, że to moja dziewczyna. - niemal natychmiastowo obok nich pojawił się Thomas.
-Nie dasz o tym zapomnieć. - młody Drzyzga zaśmiał się, a przynajmniej próbował to zrobić. - Byliście lepsi, gratuluję. Ale odkuję to sobie w klubie.
-Jasne, jasne. - zaśmiał się obejmując ją ramieniem. - W takim razie trochę sobie poczekasz.
-Bratacie się z wrogiem! - krzyknął Anderson przechodząc obok, jednak widząc jej gromiące spojrzenie jedynie się zaśmiał i poszedł do szatni.
Ucieszyło ją to spotkanie. W końcu mogła ich zobaczyć, choć nie było tam wszystkich osób, za którymi tak tęskniła. Nawet obecność Nowakowskiego jej nie przeszkadzała, co jak na nią było to bardzo dziwne. Cieszyła się tym, że są tuż obok, że w końcu może porozmawiać z kimś w swoim ojczystym języku, czego w ostatnim czasie brakowało jej jeszcze bardziej. Jednak najbardziej cieszył ją fakt, że Fabian nie drążył tematu jej ojca. Za to w głębi duszy bardzo była mu wdzięczna.

Spotkanie półfinałowe nie potoczyło się jednak po myśli Amerykanów. Przegrali spotkanie z Włochami, jednak dopiero po tie-breaku. Nie byli z tego zadowoleni, jednak wiedzieli, że teraz czeka ich najważniejszy mecz - walka o wszystko, walka o brązowy medal. I zrobili to. Po ciężkim boju i walce z przeciwnościami pokonali Rosjan zdobywając upragniony, brązowy medal. Cieszyli się, bardzo się cieszyli. Przecież każdy chce zdobyć medal olimpijski, a im się to udało. Co prawda nie był to złoty medal, jednak cieszyli się jak ze złota.
-Gratulację, zrobiliście to! - krzyknęła uradowana rzucając się w ramiona przyjmującego. - Tak bardzo się cieszę.
-Nawet nie wiesz jak ja się cieszę. - zaśmiał się całując jej wargi.
-Aaaaa! Zrobiliśmy to, mamy ten brąz! - nim się spostrzegli stał obok nich Aaron i potrząsał ze szczęścia Thomasem.
-Gratuluję! - krzyknęła do przechodzących obok i cieszących się ze szczęścia środkowych.
Szczęścia nie było końca. Bardzo się cieszyli, co nie dziwiło nikogo. W końcu medal olimpijski nie zdobywa się co roku, a oni o tym marzyli i po części spełnili swoje marzenia.
-Jak to wszystko się skończy i wrócimy do domu to porywam Cię na wakacje. - szepnął wprost do jej ucha. - Zasłużyliśmy na nie.






InaccessibleGirl: Jest tutaj ktoś jeszcze? ;) Po długiej przerwie znów się tutaj pojawiłam. Mam nadzieję, że teraz będę mogła już tutaj być regularnie, niemniej jednak bardzo Was przepraszam za to, że tyle mnie tutaj nie było. 
Jak widzicie, przyspieszyłam akcję, musiałam to zrobić, bo zaniedbałam tego bloga. W sumie zaniedbałam wszystko, ale póki co wracam. Czy regularność będzie tego nie mogę Wam obiecać. ;)
Amerykanie z brązem, a mi się krajało serce widząc smutnych naszych chłopaków. Tak samo było po walce piłkarzy ręcznych. Ale ja wierzę w to, że wrócą jeszcze silniejsi! W końcu większych wojowników nie ma! :)

Do następnego! ♥

PS: Zostawiam Wam na koniec brązowego Tomka. ;D 







niedziela, 20 marca 2016

32. Jak chcesz kogoś wyszkolić, proponuję zajrzeć do schroniska.




-No, no, no.. - pokiwał kpiąco głową opierając się o framugę drzwi. - Widzę, że tatuś niezłe mieszkanko Ci kupił. Wykosztował się dla swojej córeczki.
-Skąd wiesz, gdzie mieszkam? - mruknęła przez zaciśnięte zęby. - Idź stąd.
-Spokojnie, przyszedłem tylko porozmawiać, ze swoją siostrzyczką. - uśmiechnął się zadziornie.
-Nie mamy o czym rozmawiać. - chciała zamknąć drzwi, jednak sprawnie jej to uniemożliwił.
-Posłuchaj mnie, gówniaro. - zacisnął dłonie w pięści i odepchnął drzwi. - To, że Ty nie masz o czym ze mną rozmawiać nie znaczy, że ja nie mam o czym rozmawiać z Tobą.
-Jesteś taki wielce dorosły? - prychnęła. - Dorośli ludzie mają szacunek do innych, którego Ty nie masz.
-Wystarczy, że inni mają szacunek do mnie. - zaśmiał się cicho. - I zobaczysz, Ty ten szacunek też będziesz miała, wyszkolę Cię.
-Szkolić to możesz psa. - poczuła, jak do oczu napływają jej łzy, jednak nie chciała pokazać mu jak słabą jest osobą, do czego doprowadził wydarzenia minionych tygodni, czy nawet miesięcy. - Więc jak chcesz kogoś wyszkolić, proponuję zajrzeć do schroniska.
-Jesteś za bardzo wyszczekana. - zacisnął usta w wąską linię. - Nadszedł chyba czas, żeby Cię utemperować, bo za dużo sobie pozwalasz.
-Widocznie to rodzinne. - zmrużyła oczy z uwagą mu się przyglądając. Widząc jego minę, kpiąco się uśmiechnęła. - Jak to się mówi, w rodzinie nic nie zginie.
-Nie zasługujesz na to, aby się nazywać moją rodziną. - chwycił ją za nadgarstek tak mocno, że z jej ust mimowolnie wydobył się syk wywołany bólem. - Posłuchasz mnie czy tego chcesz, czy nie. Matka przyjechała tutaj specjalnie dla Ciebie, a Ty masz ją w dupie. Ona nie zasługuje na to, abyś tak ją traktowała, rozumiesz?
-A ja zasługiwałam na to, aby być oszukiwaną przez całe moje życie? - niemalże krzyknęła wyrywając rękę z jego uścisku, po czym delikatnie ją pomasowała. - Mam gdzieś jej uczucia, niech teraz ona poczuje się tak, jak ja się czułam kiedy dowiedziałam się, że mam brata. Nie, nie brata. - zaśmiała się nerwowo. - Ty jesteś jedynie osobą, która podaje się za mojego brata. Ale sorry, nie potrzebuję ani Ciebie, ani jej do szczęścia. Najlepiej zrobicie jak znikniecie z mojego życia.
-O nie kochaniutka. Tak łatwo nie będziesz miała. - zaśmiał się cofając się w stronę schodów prowadzących do wyjścia z budynku. - Jeszcze nie jeden raz zapłaczesz!
Zamknęła drzwi, po czym oparła się o nie i zsunęła się po nich siadając na podłodze i chowając twarz w dłoniach. Emocje wzięły górę, nie potrafiła już dłużej udawać tego, jak bardzo jest silna. Nie potrafiła i nie chciała już udawać silnej osoby, którą nie jest. Kosztowało ją to za dużo wysiłku i za dużo siły, której już nie miała.
-Tosia? - nim się spostrzegła Amerykanin trzymał ją w swoich ramionach siedząc obok niej. - Tosia, kochanie. Co się stało?
-Podjęłam decyzję. - spojrzała mu głęboko w oczy i pogładziła dłonią jego policzek. - Nie zniosę tego wszystkiego co się dzieje tutaj, nie poradzę sobie bez Ciebie.
-Ależ Tosia! - nieznacznie uniósł kąciki ust ku górze i kciukiem otarł zalegające łzy na jej policzku. - Jesteś silna, poradzisz sobie. Musisz tylko uwierzyć w tą swoją siłę, uwierzyć w siebie.
-Nie jestem silną osobą, nie potrafię walczyć o swoje. Nie potrafię.
-Wręcz przeciwnie. - ujął jej twarz w dłonie i musnął jej wargi. - Potrafisz walczyć o swoje, tylko musisz to sobie zapamiętać.
-Posłuchaj mnie, proszę. - przyłożyła swoje czoło do jego i dłonią gładziła policzek siatkarze. - Nie chcę tutaj zostać, nie mogę. Pojadę z Tobą, pojadę Thomas. I proszę Cię, nie protestuj, nie próbuj mnie namawiać do tego, żebym tutaj została, bo nie posłucham Cię. Wydarzyło się za dużo rzeczy, które mnie zraniły i z którymi nie potrafię sobie teraz poradzić. Dlatego muszę to zostawić za sobą, na spokojnie przemyśleć, rozumiesz? Muszę odpocząć od tych wszystkich kłamstw, w których żyłam. Odciąć się od tego wszystkiego. - objęła go delikatnie się uśmiechając. - Proszę Cię, powiedz, że rozumiesz.
Cicho westchnął obejmując ją i całując we włosy. Nic nie odpowiedział, nie wiedział co ma jej powiedzieć. Ponownie cicho westchnął, a ona już wiedziała, że przyjmujący ma dylemat, jednak wiedział, że nie przekona jej, dlatego wolał się nie odzywać.

Trzy dni później Fabian pomagał jej z walizkami, które wkładał do bagażnika swojego samochodu. Jeszcze próbował z nią rozmawiać, tak jak i Monika. Jednak nie chciała słuchać ich argumentów. Doskonale wiedziała, że to Thomas starał się wpłynąć na jej decyzję poprzez nasłanie na nią przyjaciół. Nie miała mu tego za złe, bo wiedziała, że chce dla niej jak najlepiej. Jednak tym razem nie dała się przekonać i postawiła na swoim.
-Tosiek, jesteś pewna, że dobrze robisz? - rozgrywający westchnął zapinając pasy. - Jesteś pewna, że chcesz wyjechać?
-Fabian, proszę Cię, nie drąż już tego tematu. - mruknęła odwracając głowę w stronę okna. - Muszę odciąć się od tej chorej sytuacji. A to jest jedyne wyjście, rozumiesz? Nie mogę pozwolić na to, aby mój domniemany braciszek rujnował moje życie, rujnował mnie. Proszę Cię, zaakceptuj to.
Głęboko odetchnął przekręcając kluczyk w stacyjce. W drodze na lotnisko wstąpili po Amerykanina, który również w bagażniku umieścił swoje walizki. Już w trójkę pojechali po Monikę, która czekała na nich pod domem Nowakowskich. Nie chciała, aby przyjaciele z nimi jechali, jednak zarówno Monika jak i Fabian uparli się, że odwiozą ich na lotnisko.
-Tosia, odezwij się czasem. - narzeczona rozgrywającego porwała ją w objęcia. - I jak Ci się tam nie spodoba to wracaj tutaj do nas.
-Będę się odzywać, obiecuję. - musnęła ją w policzek, po czym trafiła w objęcia Drzyzgi i jedynie kątem oka widziała, jak jego ukochana żegna się z Amerykaninem.
-Obiecaj mi, że nie zapomnisz o swoim najlepszym towarzyszu imprez. - zaśmiał się całując ją w policzek.
-Obiecuję. - zaśmiała się czochrając jego włosy. - Nie martw się o mnie, nie zginę.
-Oboje się o Ciebie martwimy, cholero Ty jedna.
-Monika, daj spokój. Widzimy się na finałach Ligii Światowej. - zaśmiała się ocierając pojedynczą łzę spływającą po jej policzku. Tak cholernie nie lubiła pożegnań.
-O ile oni nie spieprzą czegoś i dotrą do finałów. - rozgrywający parsknął śmiechem, jednak gromiące spojrzenie Amerykanina go uspokoiło.
-Dbaj o nią, bo inaczej..
-Nie musisz się o to martwić. - zaśmiał się obejmując rudowłosą ramieniem. - U moich rodziców nie zginie.
Zaśmiali się i jeszcze raz każdy każdego poprzytulał. Przeszli odprawę i zajęli wyznaczone na bilecie miejsca. Spojrzała przez okno i nieznacznie się uśmiechnęła. Wysunął ku niej dłoń, na której ona ułożyła swoją i delikatnie ją ścisnął. Przeniosła wzrok na niego i cicho westchnęła. Już nie miała odwrotu.






InaccessibleGirl: Mamy kolejny rozdział! ;) I wiecie co Wam powiem? Pierwszy raz od dłuższego czasu mogę powiedzieć, że to coś u góry choć w małym stopniu mi się podoba. ;D 
A teraz pytanie do Was: co myślicie o takim obrocie spraw? Spodziewałyście się tego, czy raczej nie? ;>
Przez okres świąteczny mam tyyyyle rzeczy do zrobienia związanych z zajęciami, że nie wiem sama jak się za to wszystko zabiorę. ;D Ale co tam, czy to ważne? ;>

Do następnego! ;*



niedziela, 13 marca 2016

31. Serce nie wygra z rozumiem.






-Proszę Cię, chodźmy. - mruknęła spoglądając proszącym wzrokiem na Amerykanina.
-Proszę Cię, Tośka, poczekaj. - westchnęła podchodząc bliżej zajmowanej przez nich ławki. - Chciałam Ci powiedzieć, że się wyprowadziłam z Twojego mieszkania.
-No popatrz, chyba najwyższy czas, nie sądzisz? - wstała chowając dłonie do kieszeni czarnej ramoneski.
-I chciałam Cię przeprosić. - ściszyła nieco ton głosu, ale to pewnie dlatego, że z jej ust nigdy nie wydobywały się słowa przeprosin.
-Wiesz, gdzie możesz sobie wsadzić te przeprosiny?! - niemal krzyknęła robiąc krok do przodu. - Mam to gdzieś, rozumiesz?
-Nie chciałam, żeby tak wyszło. Po prostu..
-Daruj sobie. Na mnie te Twoje gierki nie działają, nie dotarło to jeszcze do Ciebie?
-Na prawdę chciałam Cię przeprosić, Was przeprosić. Nie sądziłam, że na prawdę może Was połączyć takie uczucie. Tak silne uczucie. - westchnęła odwracając się na pięcie i pomału ruszyła w stronę, z której przyszła.
-Tosia.. - przyjmujący stanął obok niej.
-No co? - mruknęła. Ten jego przeszywający wzrok potrafił zdziałać wiele, dlatego i tym razem się mu udało. - Daria, poczekaj. - momentalnie odwróciła się w ich stronę, jakby wiedziała, że kuzynka ją zatrzyma. Podeszli bliżej niej i niepewnie się uśmiechnęli. - Nigdy za sobą nie przepadałyśmy i najlepszymi kuzynkami nigdy nie będziemy.
-Wiem, rozumiem to. Ale mimo wszystko, bardzo Cię przepraszam. - westchnęła obejmując ją i przytulając do siebie.
-Niech będzie. - mruknęła pod nosem i objęła ją.
-No to w takim razie zapraszam Was na kawę! - Thomas jak zawsze potrafił wyczuć moment, żeby dołączyć do rozmowy. Jednak trzeba było mu przyznać, że na kawę zawsze jest ochota!

Siedząc w kawiarni, przysłuchiwała się jedynie rozmowie kuzynki ze swoim ukochanym. W prawdzie mówiąc, nawet nie przysłuchiwała się. Utkwiła swój wzrok w kawiarnianej szybie i zamyśliła się. Nie docierało do niej, że za dwa dni, dokładnie za dwa dni o tej godzinie będzie już sama, bo Thomas wyjedzie. Będzie sama i nie będzie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Tak to każdą jedną minutę dnia wypełniała jej obecność Thomasa i to bardzo jej odpowiadało. Lubiła, a nawet uwielbiała spędzać z nim czas. Dlatego teraz obawiała się tej rozłąki. Obawiała się, że jak wyjedzie to wszystko się zmieni, a nawet doprowadzi to do rozstania, czego by nie chciała. Nie potrafiłaby przełknąć goryczy tego rozstania.
-Kochanie, słuchasz nas? - zmrużył oczy i przejechał kciukiem po jej dłoni.
-Przepraszam, zamyśliłam się. - westchnęła potrząsając lekko głową.
-Zakochańce, muszę Was przeprosić. - Daria spojrzała na zegarek. - Muszę iść, umówiłam się.
-Z kim? - ciekawość wzięła górę. - Kto jest tym szczęściarzem?
-Jak coś z tego wyjdzie, obiecuję, że dowiesz się jako pierwsza. - zaśmiała się sięgając po portfel.
-Daj spokój, ja Was zaprosiłem, ja płacę. - przyjmujący jak to na mężczyznę przystało, nie pozwolił jej zapłacić.
-Dziękuję. - nieznacznie się uśmiechnęła, pochyliła i musnęła jego policzek, po czym to samo uczyniła muskając jej policzek. - I jeszcze raz przepraszam.
-Daj spokój, nie ma sprawy. - puścił jej oczko i odprowadził wzrokiem do drzwi. - A teraz mi powiedz, o czym tak myślałaś?
-O wszystkim. - westchnęła. - Możemy już wracać do mieszkania? Jakoś nie mam nastroju na spacery i te różne.
-Chodźmy, chodźmy. - zaśmiał się cicho i wyjął z portfela pieniądze, po czym odłożył je na stolik, a portfel znów umieścił w tylnej kieszeni spodni. Przepuścił ją w drzwiach i wyszedł zaraz za nią.

Po powrocie do mieszkania usiadła na kanapie okrywając się kocem. Mimo iż było dość ciepło, zimny dreszcz przeszedł jej ciało. Nie miała pojęcia czym było to spowodowane. Znów swój wzrok utkwiła w jednym miejscu, a jej myśli błądziły w okół całkiem innej rzeczy. Nie chciała już rozmyślać o wyjeździe Thomasa, bo wiedziała, że nie może mu pokazać tego, jak bardzo obawia się jego wyjazdu. Przecież wtedy pewnie nie chciałby jechać na zgrupowanie swojej reprezentacji. A do tego nie mogła dopuścić. Kiedy wyrzuciła z głowy myśli o tak bliskim wyjeździe ukochanego do głosu doszło rozmyślanie o matce, ojcu i domniemanym bracie. Chciała zrozumieć dlaczego tak postąpili, ale nie potrafiła. Nie mogła wybaczyć ojcu kolejnego kłamstwa z jego strony, choć pewnie jego zdaniem robił to co musiał. Tłumaczyłby się, że chciał chronić swoją kochaną córkę. Jednak nie potrafił zrozumieć, że ta jego mała córeczka dorosła i powinna wiedzieć o takich rzeczach, powinien powiedzieć jej o tym, że ma brata. Przecież takich rzeczy nie ukrywa się przed swoim dzieckiem. Tego nie mogła zrozumieć i żadne wytłumaczenie nie zmieniłoby tego. To kłamstwo po raz kolejny zniszczyło niedawno odbudowane, jednak nadal nie idealne relacje z ojcem.
-Nie rozmyślaj tyle, kochanie. To nic nie zmieni. - westchnął siadając obok niej i przyciągając jej drobne ciało ku sobie. - Serce nie wygra z rozumiem. Może jedynie skomplikować już skomplikowane rzeczy.
-Te Twoje mądrości. - zaśmiała się kładąc głowę na jego ramieniu. - Będzie mi tego brakować.
-Nie martw się na zapas. - westchnął całując ją we włosy. - Mamy internet, telefony.. Przecież nie będzie tak, że przez mój wyjazd urwie nam się kontakt.
-Wiem o tym i dlatego chociaż pod tym względem jestem spokojnie. - uśmiechnęła się nieznacznie, po czym przymrużyła oczy słysząc dzwonek do drzwi.
-Otworzę. - przyjmujący cicho westchnął.
-Nie, ja otworzę. Ty sobie siedź spokojnie. - zaśmiała się i posłała mu w powietrzu całusa. Z uśmiechem podeszła do drzwi, jednak kiedy je otworzyła ten uśmiech zniknął z jej twarzy. - Ty.





InaccessibleGirl: Dzisiaj znów krócej, znów pisane na szybko. Niestety, ostatnio dopadł mnie brak czasu. ;c Projekt z analizy finansowej - totalna porażka, na całej linii. Dobrze, że z rachunkowości finansowej projekt robimy grupowo, bo inaczej też byłoby kiepsko. ;D 
Mi to u góry nie bardzo się podoba, jednak oczywiście ocenę pozostawiam Wam. ;)

Do następnego! ;*



niedziela, 6 marca 2016

30. Powinienem zostać tutaj, z Tobą.





Uwielbiała taki widok z rana. Uwielbiała widzieć jego miarowo unoszącą się klatkę piersiową, kiedy otwierała oczy. Uśmiechnęła się sama do siebie i delikatnie uwolniła się z jego uścisku, aby się nie obudził. Z szafki wyciągnęła swoją ulubioną koszulę w czerwono-czarne kratki i rozkloszowaną, czarną spódnicę. Cicho wyszła z pokoju i od razu udała się do łazienki. Zimną wodą przemyła twarz, włosy rozczesała i spięła je w kucyk, po czym ubrała się i zrobiła delikatny makijaż. Nie lubiła dużej ilości makijażu na twarzy, dlatego zazwyczaj kończyło się na delikatnym wytuszowaniu rzęs i muśnięciem ust błyszczykiem. Z łazienki przeszłą do kuchni, jednak nie znalazła nic odpowiedniego do jedzenia, więc w ekspresowym tempie wyszła do osiedlowego sklepiku. Chciała po prostu sprawić przyjemność swojemu ukochanemu i przygotować mu śniadanie. Miała nadzieję, że kiedy wróci do mieszkania przyjmujący będzie jeszcze spał i nie pomyliła się. Wyjęła z półki toster i upiekła w nim kilka kromek chleba, które położyła na kuchennej wyspie. Obok kanapek postawiła słoik z dżemem brzoskwiniowym - przecież tylko taki lubił Thomas - i truskawkowym, który ona osobiście uwielbiała. Przy małych słoiczka postawiła nieco większy słoik z czekoladą. Nie potrafiła się powstrzymać, dlatego delikatnie zmoczyła palec w słodkim kremie i oblizała go.
-Przepyszne. - cicho się zaśmiała.
Po przygotowaniu śniadania zaparzyła kawę, której sapach roznosił się po całym mieszkaniu. Uwielbiała, kiedy zapach świeżo parzonej kawy roznosił się po mieszkaniu. Przelała czarną ciecz do jednej filiżanki i zamoczyła w niej wargi, które oblizała. To było to, czego potrzebowała z rana, aby jeszcze pozytywniej przekonać się do dnia, który musiała przetrwać.
-Mmmm, co mi tutaj tak pachnie? - poczuła jak czyjeś dłonie obejmują ją w pasie Mimowolnie się uśmiechnęła i odłożyła filiżanką z kawą na blat mebli kuchennych.
-Wyspałeś się? - przekręciła głowę nieco w bok zerkając na niego.
-Takie zapachy dochodziły do sypialni, że nie mogłem nie wstać. - zaśmiał się muskając delikatnie jej policzek.
-To w takim razie, śniadanie gotowe. - posłała mu ciepły uśmiech i sięgnęła po drugą filiżankę, do której również nalała kawy. - Smacznego.
-Czym sobie zasłużyłem, na przygotowane śniadanie? - uniósł brwi ku górze i usiadł na krześle przy kuchennej wyspie, upijając łyk kawy.
-Jesteś. I to wystarczy. - posłała mu buziaka i podeszła do wyspy, zabierając jedną kromkę chleba, którą posmarowała dżemem truskawkowym.
-Chodź tutaj do mnie, kochanie. - chwycił jej dłoń i przyciągnął delikatnie ku sobie. - Ostatnio sporo się działo.. Powinienem zostać tutaj, z Tobą. Wspierać Cię.
-Nie. - odparła niemalże natychmiastowo stając między jego nogami i kładąc dłonie na jego klatce piersiowej. - Nie możesz, rozumiesz? To jest Twoja szansa. Jest rok olimpijski, musisz jechać na zgrupowanie, nie możesz odpuścić.
-Ale posłuchaj mnie. - westchnął. - Poproszę trenera o urlop, zrozumie mnie.
-To Ty zrozum. Nie możesz go prosić o takie poświęcenie, oni Cię potrzebują, kochanie. - westchnęła gładząc dłonią jego policzek. - Pojedziesz na zgrupowanie, pokażesz im wszystkim jak dobry jesteś i widzimy się tutaj, w Polsce na turnieju finałowym Ligii Światowej, rozumiesz? A teraz przestań marudzić, tylko jedz, bo za chwilę Ci zjem wszystko.
-Nie ma mowy! - zaśmiał się sięgając po tosta, którego ugryzł. - Jakie plany na dziś?
-Wiesz, chcę się odciąć od tego wszystkiego co się dzieje. Za dużo tego, a ja mam już dość. - westchnęła cofając się nieznacznie, aż poczuła za plecami szafkę kuchenną, o którą się oparła. - Chcę po prostu odpocząć od tych wszystkich kłamstw. Za dużo ich było.
-Rozumiem. - wziął głęboki oddech. - Ale nie zmienia to faktu, że powinnaś porozmawiać z rodzicami.
-Proszę Cię, odpuść. - założyła ręce na klatce piersiowej i zmrużyła oczy.
-Dobrze, w takim razie idę szybko do łazienki trochę się ogarnąć i porywam moją ukochaną na spacer. - szeroko się uśmiechnął i przelotnie musnął jej wargi, po czym zniknął za drzwiami łazienki.

Nie przepadała za zimą, dlatego cieszyła się, że na niebie pojawiło się słońce, które przyjemnie ogrzewało jej twarz, kiedy siedziała na parkowej ławce. Uśmiechnęła się nieznacznie przymykając powieki i unosząc delikatnie głowę ku górze, aby słońce jeszcze bardziej ogrzewało jej spragnioną promieni słońca twarz.
-Wiesz... - zaczęła niepewnie spoglądając na Amerykanina, a ten jedynie spojrzał na nią pytająco. - Kiedy Cię poznałam moje serce od razu mocniej zabiło. - uśmiechnęła się na samą myśl o tym dniu. - Już wtedy wiedziałam, że to nie jest normalne, ale nie chciałam się sparzyć, cierpieć.
-Wiesz, że nie zraniłbym Cię. - objął ją ramieniem przyciągając ku sobie. - Za bardzo Cię kocham.
-Wiem o tym. Teraz już to wiem. - zaśmiała się muskając delikatnie jego policzek. - Ale wtedy za bardzo byłam pod wpływem ojca. Teraz sporo rzeczy się zmieniło i nie żałuję tego. - zmrużyła oczy i przejechała kciukiem po jego policzku. - Co nie zmienia faktu, że zraniłeś mnie, kiedy pomyślałeś, że sypiam z własnym ojcem.
-O nie, nie, nie. - pokiwał przecząco głową. - To ni było tak!
-Było, było. I nie wykręcisz się!
-Gdybyś nie ukrywała przede mną, że jest Twoim ojcem nie doszłoby do takiej sytuacji.
-Gdybym Cie powiedziała o tym to zacząłbyś mnie traktować z dystansem.
-Wtedy był jeszcze Bartek.. - westchnął.
-Sporo się zmieniło od tamtego czasu. Bartek był moim przyjacielem, a teraz? Oddaliliśmy się od siebie.
-Brakuje Ci go, hm? - odgarnął niesforny kosmyk jej włosów za ucho.
-Zawsze mogłam na niego liczyć, wygadać mu się. Wiedziałam, że będzie po mojej stronie, nawet gdyby cały świat był przeciwko mnie.
-Ja zawsze będę po Twojej stronie. - w jego głosie dało się wyczuć nieco smutku.
-Spójrz na mnie. - delikatnie przekręciła jego głowę w swoją stronę. - Dla Ciebie zrezygnowałam z relacji z moim ojcem, rozumiesz? - uniosła kąciki ust ku górze i przytuliła się do niego. - To Ciebie kocham. - szepnęła wprost do jego ucha, a on jedynie mocno ją objął.
-Ja też Cię kocham, bardzo. - szepnął, po czym musnął jej policzek.
-No cześć! - w mgnieniu oka przenieśli wzrok w stronę, z któej dochodziły głosy.





InaccessibleGirl: Dzisiaj nieco krócej, pisane na szybko. Beznadziejne, przepraszam. 

Selene, ja już kilka wykładów z ekonometrii miałam i nadal nie wiem co to jest, i raczej już się nie dowiem, a przywita mnie z tego ustny egzamin. ;D 

Halo! Jest tu ktoś jeszcze?! ;) Może jakiś odzew, choć delikatny z Waszej strony? ;)

Pozdrawiam! ;*



niedziela, 28 lutego 2016

29. Nikt jeszcze tak o mnie nie walczył.




Nie protestowała, nawet nie próbowała go odepchnąć od siebie, a jeśli by chciała to zrobić to i tak miała pewność, że nie pozwoli jej na to. Pociągnęła cicho nosem, a on objął ją jeszcze mocniej całując we włosy. Nie namawiał ją do tego, aby się wygadała. Wręcz przeciwnie. Nie wymagał od niej słów, po prostu pozwolił jej się wypłakać. Wiedział, że nie potrzebuje teraz zbędnych słów pocieszenia, lecz ramion, w które będzie mogła się wypłakać bez zbędnych słów. Nie wstydziła się, bo przecież nie miała czego. Łzy są rzeczą ludzką, a on już nie jeden raz widział ją płaczącą i też nie było mu to obce, nie krępowała go taka sytuacja.
-Okłamali mnie, oni wszyscy mnie okłamali.. - wyszlochała unosząc głowę delikatnie ku górze, aby tylko spojrzeć w oczy przyjmującego. - Jak oni mogli mnie okłamywać, jak?
-Nie możesz ich oceniać. - westchnął ocierając kciukiem łzy spływające po jej policzkach. - Nie wiesz dlaczego tak postąpili.
-Okłamali mnie Thomas, rozumiesz? - uniosła nieco głos. - Okłamali..
-Może myśleli, że tak będzie dla Ciebie lepiej? Tosia, nie masz pojęcia co tak naprawdę kierowało ich czynami.
-Nie znałam własnego ojca. Jak on mógł przez tyle lat patrzeć mi w oczy i udawać, że niczego przede mną nie ukrywa? - odsunęła się nieznacznie i oparła plecy o oparcie kanapy, kładąc głowę na ramieniu Amerykanina.
-On nie jest wcale taki święty. - mruknął spoglądając na swoją dłoń, przejeżdżając po niej delikatnie drugą. - Nie zasługuje na to, żebyś wylewała przez niego łzy.
-O czym Ty mówisz? Czy coś s..
-Tosia, posłuchaj mnie. - objął ją ramieniem przyciągając ku sobie. - Nie znam i nie wiem co było przyczyną tego, że ukrywali taką informację przed Tobą, ale wiem jedno. Jak narazie nie zasługuje na to, abyś wylewała przez niego łzy.
-Możesz jaśniej? - mruknęła nie rozumiejąc o co tak na prawdę mu chodzi.
-Ten idiota twierdzi, że jesteś rozkapryszoną córeczką tatusia. - powiedział przez zaciśnięte zęby i momentalnie zacisnął dłonie w pięści. - A ja nie pozwolę, żeby ktoś Cię obrażał. Pokazałbym mu gdzie jest jego miejsce.
-Co zrobiłeś? - momentalnie przeniosła wzrok na Amerykanina wyczekując na odpowiedź.
-Nic nie zrobiłem. - wymamrotał pod nosem, ale widząc jej wzrok westchnął. - Dostał tylko raz, miał szczęście, że Twój ojciec tam był.
-Thomas.. - musnęła delikatnie jego wargi i przytuliła go z całych sił. - Nikt jeszcze tak o mnie nie walczył. - szepnęła wprost do jego ucha czując, jak do oczu napływają jej łzy.
-Nie pozwolę, aby ktoś Cię krzywdził, rozumiesz? - ujął jej twarz w dłonie, nieznacznie się uśmiechnął i pocałował ją w czoło. - Mieliśmy iść na obiad, a wyszło jak wyszło. Może coś ugotuję i zjemy tutaj?
-Nie, nie jestem głodna. - aby bardziej go przekonać pokiwała przecząco głową. - Możemy po prostu tak posiedzieć jeszcze trochę?
-Możemy. - uśmiechnął się i spojrzał na stojące na stoliku wino. - Tylko najpierw zrobię herbatę.

Lubiła milczeć w jego towarzystwie. Wiedziała, że mimo braku rozmowy między nimi nigdy nie nastanie niezręczna cisza. Lubiła, jak momenty ich milczenia wypełnia ich równomierny oddech czy też równomierne bicie ich serc. W tych momentach wiedziała, że on ją rozumie i nie naciska na rozmowę, bo ona sama tego nie chce. Była niemal pewna, że w momentach milczenia zbliżają się do siebie jeszcze bardziej, bo nie czują się niezręcznie. Wręcz przeciwnie. Wiedziała, że nie potrzebują rozmowy, aby czuć się w swoim towarzystwie dobrze. Dlatego tak bardzo obawiała się dnia, w którym będzie musiał wyjechać. Cholernie się bała tego, że po jego wyjeździe zapomni o niej i tak po prostu ją zostawi. Chciała z nim wyjechać, jednak teraz nie widziała takie możliwości. Mimo tego, że zawiodła się po raz kolejny na ojcu nie mogła go zostawić samego. Matki też nie chciała zostawić. Po prostu musiała się od nich dowiedzieć, dlaczego ją okłamywali. Tego nie mogła zrozumieć, a chciała to po prostu wiedzieć.
-Wiesz.. - przerwała panującą między nimi ciszę. Ujęła jego dłoń i splotła palce ze swoimi. - Boję się tego, że jak wyjedziesz to zapomnisz o mnie, zostawisz mnie tak po prostu.
-Jak mógłbym zapomnieć o kimś takim jak Ty? - uśmiechnął się na samą myśl o tym wszystkim, co przeszli. - Nie po to walczyłem o Ciebie, o nas, o nasze uczucie, aby wyjechać i zapomnieć o Tobie, Słońce.
-Ale będziesz tak daleko ode mnie.. - westchnęła ocierając pojedynczą łzę spływającą po jej policzku. - Obiecaj mi jedynie, że jak los sprawi, że podczas zgrupowania kadry kogoś poznasz to nie będziesz tego przede mną ukrywał, ale od razu mi powiesz, że z nami koniec.
-Tosia, spójrz na mnie. - usiadł bokiem na kanapie, uniósł delikatnie jej podbródek ku górze i spojrzał w jej oczy. - Nie będę potrafił o Tobie zapomnieć, bo mam Cię tutaj. - uśmiechnął się i ułożył jej dłoń na klatce piersiowej. - A tego co ma się w sercu nie można zapomnieć.
-Proszę Cię, obiecaj mi to. O nic więcej Cię nie proszę, tylko obiecaj mi, że nie będziesz tego przede mną ukrywał. - pogładziła dłonią jego policzek.
-Dobrze, jeżeli tak Ci na tym zależy to dobrze, obiecuję Ci. - westchnął przytulając ją do siebie. - Ale Ty musisz obiecać mi to samo.
-Dziękuję. - objęła go z całych sił. - Wiesz, że moje uczucie do Ciebie się nie zmieni, ale dobrze, obiecuję Ci.
-Muszę już iść, późno się zrobiło. - westchnął zerkając na zegarek.
-Zostań, proszę. - spojrzała w jego oczy. - Chciałam się nacieszyć Twoją obecnością w tych ostatnich dniach Twojego pobytu w Rzeszowie, a wyszło jak zawsze.
-To nie jest Twoja wina. - odgarnął opadający na czoło kosmyk włosów za ucho. Widząc jej proszący wzrok zaśmiał się cicho i pokiwał z niedowierzaniem głową. - Jesteś niemożliwa. Dobrze, zostanę.


Thomas

Położył się obok niej i przyciągnął jej drobne ciało do siebie. Pocałował ją w szyję i wtulił się w jej włosy.
-Dobranoc. - szepnęła cicho chwytając jego dłoń. 
-Dobranoc. - szepnął i przymknął oczy chcąc uciec w krainę Morfeusza, jednak myśli kłębiące się w jego głowie były o wiele głośniejsze niż się tego spodziewał. 
Bał się, cholernie bał się wyjeżdżać i zrozumiał to tak na prawdę dopiero po złożonej obietnicy. Dopiero wtedy dotarło do niego to, że może ją stracić przez ten wyjazd, ale nie mógł odmówić przyjazdu na zgrupowanie. Był młodym, dobrze zapowiadającym się graczem i musiał udowodnić, że warto na niego stawiać. Musiał walczyć o jedno ze swoich marzeń, które miało się spełnić w Rio. Nie widział innego scenariusza niż tego, że będzie w składzie reprezentacji na Igrzyska Olimpijskie. Marzył o tym, jak każdy sportowiec. Tak samo marzył o medalu olimpijskim i wiedział, że może to już osiągnąć w tak młodym wieku. Wiedział, że ta drużyna będzie mogła osiągnąć dużo w Rio. Chciał tego, bardzo chciał osiągnąć tam sukces. Jednak z drugiej strony stała Tośka. Ukochana, o którą walczył, tak szczerze mówiąc, od pierwszej chwili kiedy ją poznał. Popełniał błędy, bo przecież każdy człowiek je popełnia. Ale w końcu ją zdobył. Choć nie była żadną nagrodą cieszył się, że mógł o niej powiedzieć moja. Kochał ją ponad wszystko, dlatego też chciał, aby z nim wyjechała. Jednak życie napisało im całkiem inny scenariusz. Na tak wczesnym etapie ich znajomości, na tak wczesnym etapie ich związku musieli się rozstać.Życie wystawiało ich na trudną próbę, która przecież miała wzmocnić ich związek. Bynajmniej on ślepo wierzył w to, że tak będzie, że wracając do Polski po sezonie reprezentacyjnym będą znów cieszyć się swoją obecnością, swoją bliskością. A wiedział, że nawet kilometry ich dzielące nie zmienią jego uczucia do Tośki. Tego był pewny, że nawet będąc w Chicago czy w każdym innym zakamarku świata jego uczucie będzie tak samo silne, a nawet silniejsze, co będzie spowodowane tęsknotą za ukochaną, która będzie olbrzymia. Ale wiedział, że muszą to przetrwać, aby udowodnić wszystkim niedowiarkom, a w szczególności jej ojcu, że ich uczucie nie jest przypadkowe, ale bardzo silne. Chciał im wszystkim udowodnić, że na prawdę kocha Tośkę, a przede wszystkim właśnie jej chciał to pokazać. Przecież sezon reprezentacyjny nie jest tak długi jak mogłoby się wydawać, prawda? A życie w dwudziestym pierwszym wieku jest znacznie łatwiejsze. Wiedział, że będzie mógł ją zobaczyć w każdej chwili, chociażby w trakcie rozmowy na skype. Uśmiechnął się sam do siebie, objął ją jeszcze mocniej i przymknął powieki oddając się krainie Morfeusza. 






InaccessibleGirl: Jest kolejny rozdział. Tak szczerze mówiąc podoba mi się jedynie końcówka. Ale to pewnie dlatego, że trochę się utożsamiłam z tym podejściem Tomka. Ale mniejsza o to. ;) Ocenę zostawiam oczywiście Wam. ;)
Przetrwałam dwa piątki nowego semestru, ale nie będzie z nimi łatwo. Zamiast się cieszyć, że piątek to już prawie weekend to siedzę z głową w zeszycie na ekonometrii i rachunkowości zarządczej i modlę się "Niech mnie tylko nie weźmie do tablicy, tylko nie ja." :D Będzie ciężko, oj ciężko. :D 

Pozdrawiam serdecznie! ;*



niedziela, 21 lutego 2016

28. Przestaliście dla mnie istnieć.




Zdezorientowana przeniosła wzrok na osobę wchodzącą do sali i krzyczącą Mamo. Nie wiedziała o co chodzi, nie miała pojęcia. Chwyciła dłoń Amerykanina i niepewnie odsunęła się nieco w tył. Znów poczuła się oszukana. Dopiero wyjaśniła sobie wszystko z matką, a już dostałą kolejny cios.
-Mamo, dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz? - podszedł do łóżka bardzo przejęty informacją o tym, że jest ona w szpitalu.
-Dopiero dzisiaj się obudziłam, synku. - westchnęła gładząc dłonią jego policzek. - Musisz kogoś poznać.
-Poznać? - westchnął prostując się i spoglądając w stronę osób stojących w pobliżu okna. - Antonina.
-Nie.. Nie rozumiem. - mruknęła kręcąc głową. - Skąd pan mnie zna, nie rozumiem.
-Córeczko, to jest.. - zacięła się na chwilę. - To jest Twój brat. Oliwier.
-Nie, to nie jest możliwe. - z niedowierzaniem pokręciła głową i przeniosła wzrok na otwierające się drzwi. - Tato, powiedz, że to nie jest prawda.
-Córeczko, posłuchaj. - podszedł bliżej i wyciągnął rękę w jej stronę, aby chwycić jej dłoń. Odsunęła się nieznacznie i otarła spływające po policzkach łzy.
-Myślałam, że się zmieniłeś, a Ty okłamywałeś mnie całe życie. Miałeś dwadzieścia lat na to, żeby mi powiedzieć o nim, dwadzieścia lat, rozumiesz?! - krzyknęła przenosząc wzrok na leżącą matkę. - A Ty? Mówiłaś, że wszystko sobie wyjaśniłyśmy, wszystko. A teraz? Zjawia się on i nagle uświadamiasz mi, że jest moim bratem?! Jesteście wszyscy popieprzeni!
-Licz się ze słowami! - Oliwier wysyczał przez zęby i chwycił ją za nadgarstek. - To jest nasza matka i nie pozwolę, abyś tak o niej mówiła!
-Nie dotykaj mnie. - wyswobodziła się z jego uścisku. - Ty jesteś taki sam jak oni! I wiecie co Wam jeszcze powiem? - otworzyła drzwi i stanęła w ich progu. - Przestaliście dla mnie istnieć. Obydwoje.
Kolejny raz otarła łzy i wybiegła ze szpitalnej hali nie zwracając uwagi na dobiegające ją krzyki. Nie potrafiła zrozumieć tego wszystkiego. Oliwier był starszy od niej, ale jak to możliwe, że nie pamiętała go? Fakt, matka odeszła jak była mała, ale przecież nie mógł umknąć jej tak ważny fragment życia, to przecież nie było możliwe. Ale jednak. Nie potrafiła sobie przypomnieć niczego, co się z nim kojarzyło. Nie mogła w głowie znaleźć wspomnień z nim dotyczących, a to bolało ją jeszcze bardziej. Nie chciała iść do Fabiana i Moniki - obawiała się tych pytań, które zapewne padłyby w jej kierunku. Do Thomasa też nie chciała iść. Wiedziała, że to będzie pierwsze miejsce, w którym będzie jej szukał, a w tym momencie nie chciała zostać znaleziona. Chciała być sama. Chciała po prostu pobyć w samotności i postarać się zrozumieć to wszystko, co nie było łatwą rzeczą. Stanęła przed blokiem, gdzie jeszcze niedawno cieszyła się wolnością, którą zniszczyło pojawienie się jednej osoby. Wzięła głęboki oddech i weszła do środka kierując się schodami na odpowiednie piętro. Nieco denerwując się przekręciła klucz w drzwiach i weszła do środka. Zanim zaszyła się na salonowej kanapie przeszła się po mieszkaniu i ucieszyła się, że rzeczy jej kuzynki zniknęły, co wiązało się z tym, że w końcu na spokojnie będzie mogła znów się tam wprowadzić. Otworzyła lodówkę i ku jej szczęściu wyjęła z niej butelkę wina, z którą usiadła na kanapie.
-Wszystko spieprzyli, wszystko. - poczuła jak do oczu napływają jej łzy, ale nie przejmowała się tym. Po prostu dała upust emocją, które niszczyły ją od środka.


Thomas

-Odzyskała ją pani i w tym samym dniu straciła. - mruknął przez zaciśnięte zęby i przeniósł wzrok na ojca Tośki. - A pan? Po co była ta całą pieprzona gadka? Dobrze się nie pogodziliście, a już ponownie ją pan stracił. - kiwnął z niedowierzaniem głową i ruszył w stronę drzwi. 
-Thomas. - Góral chwycił go za rękę zatrzymując. - Znajdź ją i proszę Cię, porozmawiaj. Musimy jej to wszystko z Ewą wytłumaczyć.
-Teraz już chyba za późno na wytłumaczenia, nie sądzi pan? - wyswobodził się z jego uścisku. - A pani.. Pierwszą rzeczą jaką powinna usłyszeć to to, że ma brata. Gdyby ten ktoś się tutaj nie zjawił to pewnie nikt ani słowem by jej o tym nie wspomniał.
-Koleś, licz się ze słowami. - domniemany brat Tośki podszedł do niego zaciskając dłonie w pięści. - To jest zwykła rozkapryszona córeczka tatusia.
-Oliwier, przestań tak mówić. To jest Twoja siostra! - matka dziewczyny starała się go uspokoić. 
-Nie znasz jej, wiec się zamknij. Nie masz prawa jej oceniać! - krzyknął przez zaciśnięte zęby. W końcu kto inny jak nie on mógł stanąć w jej obronie. Przecież była jego ukochaną. - A skoro masz takie zdanie o niej, to nie powinni mówić o Tobie jak o jej bracie, nie zasługujesz na to. 
-To ona nie zasługuje na to, żeby być moją siostrą. Jest nikim. - odepchnął go od siebie. 
-Nikim to jesteś Ty. - niemalże krzyknął i uderzył go z pięści w twarz. - Jesteś ostatnią osobą, która powinna ją oceniać, a ja na pewno nie pozwolę jej obrażać, tym bardziej Tobie. 
-Thomas, przestań. - zapewne gdyby nie ojciec Tośki nie skończyłoby się na jednym uderzeniu. - Proszę Cię, idź już lepiej. 
-Pójdę. - stanął w drzwiach. - Na takiego idiotę nie będę tracił czasu. Nie jego doczekanie. - wyszedł trzaskając drzwiami. 

Po wyjściu z budynku szpitala trochę ochłonął. Kolejny raz starał się dodzwonić do Tośki, jednak za każdym razem słyszał to samo: Tu Tośka, albo Antonina, jak wolisz. Nie mogę odebrać, ale wiesz co robić. Denerwował się. Cholernie się denerwował, a do tego mieszało się to ze strachem o nią. Nie wiedział co ma robić, więc na samym początku poszedł do mieszkania Fabiana. Zapukał do drzwi, a kiedy Monika otworzyła mu drzwi od razu wszedł do środka.
-Była u Was Tośka? - walnął prosto z mostu stając w salonie. 
-Nie, nie było jej. - rozgrywający nawet nie spojrzał na niego, był tak pochłonięty siedząc przed telewizorem i grając w FIFĘ. 
-Tomek, powiedz mi, co się stało? Co z Tośką? - Monika wyraźnie się zmartwiła i zaniepokoiła. - Uspokój się i wyjaśnij mi wszystko. 
-Nie mam czasu na wyjaśnienia. - ruszył w kierunku drzwi. - Proszę Cię, jakby się do Was odezwała daj mi od razu znać. 
-Jasne, nie ma problemu. Możesz na mnie liczyć. - poklepała go po ramieniu, a on od razu wyszedł. 
Teraz już kompletnie nie wiedział gdzie może jej szukać. Kiedy nie znalazł jej również w swoim klubowym mieszkaniu zostało mu jedno miejsce do sprawdzenia. Od razu wsiadł w samochód i z piskiem opon odjechał z pod bloku. Po niecałych piętnastu minutach był już na osiedlu, gdzie znajdowało się mieszkanie, które należało do Tośki. Na jego szczęście nie musiał dzwonić domofonem, udało mu się wejść do klatki, kiedy wychodziła jakaś starsza pani. Wbiegł na odpowiednie piętro i zapukał do drzwi. Zapukał drugi raz, trzeci, czwarty..
-Tosia, kochanie, wiem że tam jesteś. Proszę Cię, otwórz. - chwycił za klamkę i delikatnie ją nacisnął. Ku jego zaskoczeniu, drzwi były otwarte. Wszedł do środka zamykając je za sobą. - Tosia?
Zerknął do kuchni, ale tam jej nie było. Wszedł do salonu i na sam jej widok ucieszył się. Siedziała na kanapie tępo wpatrując się w okno, jakby znajdowało się za nim coś cholernie interesującego. Bolał go jej widok, bolało go jak cierpiała. 
-Tosia.. - usiadł obok niej, przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.






InaccessibleGirl: Jest kolejny rozdział. Dzisiaj kończy się w sumie dość spokojnie, ale jednak cały rozdział jest trochę, hm.. Nerwowy? ;) Ocenę oczywiście pozostawiam Wam. ;)
Analiza finansowa, ekonometria, rachunkowość zarządcza, rynek finansowy, rachunkowość finansowa.. Czy może być jeszcze gorzej? Zapowiada się ciężko, bardzo ciężko. ;c. Trzymajcie za mnie kciuki! ;D 

Pozdrawiam serdecznie! ;*

PS: Jeżeli tutaj zaglądasz, czytasz to proszę o pozostawienie komentarza. Chciałabym zobaczyć ilu tak na prawdę Was tutaj jest. A każdy komentarz, nawet zwykła kropka, motywuje do dalszego pisania. Jesteście tutaj jeszcze?! 



niedziela, 14 lutego 2016

27. Trafiła na kogoś, kto na prawdę ją kocha.






-Spokojnie, wszystko jest dobrze. - przyciągnął ją do siebie i przytulił. - Obudziła się. Twoja mama się obudziła.
-Obudziła się? - wyswobodziła się z objęć ojca i odwróciła w stronę przyjmującego. - Obudziła się, słyszałeś? Obudziła.
-Mówiłem, że wszystko będzie dobrze. - uśmiechnął się i zamknął ją w swoich ramionach.
-Mogę do niej iść? - spojrzała na ojca, który kiwnął jedynie głową w odpowiedzi na jej pytanie.
-Muszę jechać do mieszkania, zacząć się pakować. - posłał jej delikatny uśmiech i pocałował w policzek. - Później przyjadę, pójdziemy na obiad.
-Dobrze. Dziękuję Ci, Kochanie. - szepnęła, po czym wspięła się na palce i musnęła jego wargi. Odwróciła się i odeszła w stronę sali, w której leżała jej matka.
-Thomas, proszę Cię, poczekaj. - nim zdążył się odwrócić ojciec Tośki go zatrzymał. - Powinienem Cię przeprosić. Nie zasłużyłeś na takie traktowanie z mojej strony.
-Nie musi mnie pan przepraszać. - odpowiedział z wyczuwalną w głosie szczerością. - Jest pan jej ojcem, każdy ojciec broni swojej córki, swojego dziecka.
-Właśnie. Jestem jej ojcem, a nie zachowywałem się tak. Dopiero teraz to zrozumiałem, jak ją straciłem.
-Nigdy jej pan nie stracił i nie straci. Ona zawsze będzie tą małą Antoniną, dla której będzie pan mógł uchylić nieba.
-Ale już jest dorosła, a ja starałem się na siłę układać jej życie. - westchnął siadając na pobliskim krześle. - Powinienem pozwolić jej na własne podejmowanie decyzji, na popełnianie błędów. Bałem się, że ją stracę.
-Ona nigdy pana nie zostawi. - pokrzepiająco uśmiechnął się. - Jest pan jej ukochanym tatusiem, którego bardzo kocha.
-Ale mimo to odtrąciła mnie. - spuścił głowę w dół.
-Panie Adamie, nie odtrąciła. Chciała tylko panu udowodnić, że bez pana pomocy potrafi sobie poradzić w życiu. Że może żyć tak jak sama tego chce, a nie tak jak to pan jej zaplanował.
-I udało jej się, bo trafiła na kogoś, kto na prawdę ją kocha.
-Tak, kocham ją i jestem gotów zrobić dla niej wszystko. Nawet wbrew pana woli.
-Nie spodziewałem się tego, że jesteś tak mądrą osobą, Thomas. - przeniósł swój wzrok z podłogi na przyjmującego. - Nie musisz nic robić wbrew mojej woli. Zrozumiałem, że aby odzyskać córkę, muszę zaakceptować osobę, którą ona kocha.
-Nie musi pan tego robić wbrew swojej woli. - westchnął kręcąc jedynie głową. - Nie wymagam tego od pana. Ja po prostu ją kocham i nie zrezygnuję z niej.
-Nie musisz rezygnować z niej. - wstał i stanął obok niego, po czym wyciągnął w jego stronę dłoń. - Masz wolną drogę, Thomas.
-Dużo wody w rzece musiało upłynąć, aby pan zrozumiał, że na prawdę kocham Tośkę. - uścisnął jego dłoń i delikatnie się uśmiechnął.
-I jeszcze sporo upłynie, zanim dotrze to do mnie.  - zaśmiał się i poklepał go po plecach. - Ale widzę, że moja córka jest przy Tobie szczęśliwa. Tylko zapamiętaj sobie, że jeżeli ją zranisz to nie będę już tak miły.
-Nie musi się pan obawiać. Nie potrafiłbym jej zranić.
-Mam nadzieję. - ponownie się zaśmiał.
-Przepraszam, ale muszę iść. Czas goni, pakować się trzeba. - westchnął niezadowolony. - Do widzenia.


Antonina

Niepewnie otworzyła drzwi do sali i zerknęła przez nie. Zauważyła, że ma zamknięte oczy, więc nie chciała przeszkadzać. Cofnęła się i powoli przyciągała drzwi w swoją stronę. 
-Wejdź, proszę. - usłyszała cichy pomruk i zamarła. Znów niepewnym ruchem otworzyła nieco szerzej drzwi i weszła do środka zamykając je za sobą. - Podejdź bliżej, nie musisz stać w drzwiach. 
-Przepraszam, ja tylko.. - zacięła się. Wiadomość o tym, że jej matka odzyskała przytomność ucieszyła ją, ale przecież na dobrą sprawę nie znała jej. - Nie powinnam była przychodzić i przeszkadzać. 
-Nie przeszkadzasz. - na jej twarzy dało się dostrzec cień uśmiechu. 
-Jak się czujesz? - podeszła nieco bliżej i usiadła na krześle. 
-Bywało lepiej. - zaśmiała się, ale po chwili można było dostrzec grymas bólu malujący się na jej twarzy. - Tyle rzeczy mnie ominęło, a Ty wyrosłaś na piękną kobietę.
-A Ciebie przy mnie nie było. - poczuła, jak do jej oczu napływają łzy. - Nie było Cię przy mnie wtedy, kiedy Cię najbardziej potrzebowałam. Zostawiłaś mnie, a temu wszystkiemu był winien ojciec. 
-Antosiu.. - westchnęła nieznacznie się poprawiając na szpitalnym łóżku. - Nie obwiniaj go za to. To byłą moja decyzja. Musiałam odejść, musiałam się uwolnić, znów poczuć życie.
-Poczuć życie? - podniosła się z krzesła i stanęła przy oknie. - Uwolnić się od nas, bo my tylko przeszkadzaliśmy, prawda? 
-Chciałam Cię zabrać, miałaś jechać ze mną..
-Nie potrzebuję Twoich wyjaśnień. - weszła jej w zdanie i otarła mokre od łez policzki. - Potrzebowałam Ciebie, Twojej obecności w każdym momencie mojego życia. Chciałam się cieszyć z Tobą ze skończenia liceum i zdania matury czy dostania się na studia. Chciałam wypłakiwać się w Twoje ramiona po nieudanym związku czy opowiadać o tym, jak bardzo jestem szczęśliwa z kimś kogo kocham. Potrzebowałam matki, której nie miałam. 
-Nie zasługuję na Twoje współczucie i miłość, nie powinnam była prosić Adama o to, aby Cię poinformował o moim powrocie.
-Nie chodzi tutaj o współczucie. - pokiwała z niedowierzaniem głową. - Chodzi o to, że mnie zostawiłaś, a kiedy Cię potrzebowałam to nie było Cię przy mnie. 
-Był z Tobą ojciec. - westchnęła przymykając powieki.
-Ojciec, który robił wszystko za mnie. - ponownie usiadła na krześle. - Podejmował za mnie decyzję, kiedy mu pasowało to tak po prostu wysyłał mnie za granicę na praktyki. To jest mój ojciec, który był zawsze przy mnie, ale on nie zastąpił mi matki, nie potrafił tego zrobić. 
-Kochanie.. - szepnęła, a na jej policzku dało się zauważyć łzy. - Tak bardzo Cię przepraszam. Skrzywdziłam Cię moją decyzją, nie powinnam była tego robić. Ale już jestem, wróciłam do Ciebie, córeczko. 
-Zwykłe przepraszam nie zmieni tego, że Cię nie było. Nic nie naprawi, czasu nie cofnie. 
-Tosiu, jakby cofnięcie czasu było możliwe, na pewno nie zrobiłabym tego co zrobiłam. Nie zostawiłabym Cię, kochanie.
-Już raz mnie zostawiłaś, nas zostawiłaś. - kolejne łzy spływały po jej policzkach. - I pewnie gdybyś mogła zrobiłabyś to kolejny raz.
-Wróciłam do Ciebie, już Cię nie zostawię, obiecuję Ci. - westchnęła i otarła łzy ze swoich policzków. - Tylko daj mi szansę, proszę.
-Nie chcę, żebyś w pewnym momencie znów odeszła, znów mnie zostawiła. - przeniosła się na skraj łóżka i ujęła jej dłoń. - Obiecaj mi, że mimo wszystko będziesz zawsze przy mnie.
-Obiecuję Ci, nie zostawię Cię kolejny raz. - niepewnie się uśmiechnęła. - Wybaczysz mi?
-Mimo wszystko jesteś moją matką, za którą tak bardzo tęskniłam. - przytuliła się do niej. - Nie potrafiłabym Ci nie wybaczyć.

Nim się spostrzegła dochodziła godzina czternasta. Cały ten czas spędziła w sali na rozmowie z matką. Opowiedziała jej wszystko począwszy od skończenia szkoły średniej, poprzez jej pierwszą nieudaną miłość, a na związku z Thomasem skończywszy. Wiedziała, że matka zrozumie ją lepiej niż ojciec, dlatego opowiedziała jej praktycznie wszystko. Nie znała jej za dobrze, ale wiedziała, że aby się lepiej poznać muszą ze sobą rozmawiać. A czas na rozmowie minął im niespodziewanie szybko. Cieszyła się, że w końcu odzyskała matkę, bardzo tego chciała. Jednak z drugiej strony miała ojca, z którym w ostatnim czasie nie potrafiła się dogadać. Ale nie wspomniała o tym ani słowem, przecież nie chciała martwić swojej rodzicielki.
-Pani Antonino, musi już pani wyjść. I tak zbyt długo tutaj pani była. - pielęgniarka po raz kolejny starała się ją przegonić.
-Za chwilę wyjdę, obiecuję. - posłała jej ciepły uśmiech.
-Ma pani pięć minut. Jeżeli tutaj wrócę i jeszcze pa..
-Dobrze, za pięć minut mnie nie będzie. - zaśmiała się. Kiedy pielęgniarka wychodziła, za drzwiami zobaczyła przyjmującego, którego zawołała skinieniem głowy. - Mamo, przedstawię Ci kogoś.
Amerykanin niepewnie wszedł do środka, podszedł nieco bliżej i musnął delikatnie jej wargi na przywitanie.
-Mamo, to jest Thomas. - uśmiechnęła się obejmując go ramieniem. - Thomas, to jest moja mama,
-Miło mi panią poznać, choć okoliczności nie są za bardzo miłe. - zaśmiał się, ale kiedy poczuł między żebrami ukłucie od razu się uspokoił.
-Mnie również miło Cię poznać. Proszę, mów mi po prostu Ewa. - uścisnęła jego dłoń.
-Przyszedłem porwać Tośkę na obiad. - pocałował ją we włosy.
-Tak, zabierz ją, bo jeszcze nic nie jadła. Jak tak dalej pójdzie to zniknie nam w oczach!
-Ma pani rację. - podrapał się po karku widząc jej karcące spojrzenie i od razu się poprawił. - Masz rację. To co, idziemy?
-Mamo, mamo co się stało?!





InaccessibleGirl: Jest kolejny rozdział. Trochę spóźniony, nawet bardziej niż trochę, bo aż tydzień. Ale dopadła mnie sesja i tak na dobrą sprawę ostatnie zaliczenie miałam dopiero w piątek. Jak zwykle zostawiłam wszystko na ostatnią chwilę - tym razem padło na projekt z finansów publicznych. :D. Więc feriami za bardzo się nie nacieszyłam, bo te dwa dni minęły strasznie szybko. A od poniedziałku znów się zaczyna, niestety. 
Co do rozdziału, nie podoba mi się, pisany na szybko, beznadziejny. Ale co jak co, zostawiam Wam do oceny, kochane! ;)

Do następnego, pozdrawiam! ;*



wtorek, 26 stycznia 2016

26. Proszę Cię, zaopiekuj się nią.





Wbiegła do szpitala i nie zwracała uwagi na krzyczącego Fabiana. Nawet nie czekała na windę tylko od razu wbiegła po schodach na odpowiednie piętro. Widząc siedzącego na krzesełku ojca odetchnęła z ulgą, choć przestała rozumieć o co w tym wszystkim chodzi.
-Tato? Co się stało? - podeszła do niego, a on momentalnie się podniósł. Spojrzała na niego i mocno się przytuliła. - Tak się bałam, że coś Ci się stało!
-Nie, nic mi się nie stało, spokojnie Tosiu. - pocałował ją w czoło.
-W takim razie co się stało? Dlaczego jesteś w szpitalu? Możesz mi to wszystko wyjaśnić?
-Jakiś czas temu do Rzeszowa wróciła Twoja matka..
-Co? Jak to wróciła? Nie rozumiem. Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Jak mogłeś to zataić przede mną?
-Chciałem Ci powiedzieć, ale wtedy nie dałaś mi dojść do słowa. - westchnął. - Ale teraz to nie jest ważne. Trzy dni temu zadzwonili do mnie ze szpitala, że miała wypadek. Chciałem Cię poinformować o tym, ale nie odbierałaś.
-Byłam u babci, chciałam odpocząć od tego wszystkiego. - usiadła na krzesełku. - Ale co z mamą? Co się stało?
-Miała operację, teraz lekarze czekają aż się wybudzi, o ile..
-Nie, proszę Cię, nie mów tak. Obudzi się, obudzi i wszystko będzie dobrze. Zobaczysz, mama wyzdrowieje i znów będzie szczęśliwa, będziemy szczęśliwi.
-To nie jest takie proste, kochanie. - usiadł na krześle obok i objął ją ramieniem. - Ale nie martw się, poradzimy sobie, mamy w końcu siebie, prawda?
-Mogę ją zobaczyć? Proszę, powiedz, że mogę. - nie odezwał się słowem, lecz kiwnął tylko twierdząco głową.
-Tylko nie za długo, kochanie. - westchnął, kiedy tylko się podniosła.

Założyła zielony fartuch i weszła na salę. Otarła pojedynczą łez spływającą po jej policzku i niepewnym krokiem podeszła bliżej łóżka. Usiadła na stojącym obok krzesełku i niepewnie ujęła jej dłoń.
-Mamo, mamusiu. - westchnęła czując jak po jej policzkach płyną łzy. - Nie możesz mnie zostawić, nie teraz kiedy znów jesteś obok mnie. Potrzebuję Cię, bardzo Cię potrzebuję. Musisz się obudzić, musisz do nas wrócić. Nie możesz kolejny raz mnie zostawić, nie możesz..
-Przepraszam, musi pani wyjść. Nie można tutaj tak długo przebywać.
-Proszę mi powiedzieć, co z nią? - otarła łzy i podniosła się z krzesła. - Tylko proszę mi szczerze powiedzieć.
-Nie mogę udzielić takich informacji, proszę porozmawiać z lekarzem. Ale proszę być dobrej myśli. - posłała w jej stronę ciepły uśmiech. - A teraz proszę już wyjść.
-Będzie dobrze mamo, zobaczysz. - pocałowała ją w czoło i opuściła salę. Spojrzała jeszcze przez szybę i znów po jej policzkach zaczęły spływać łzy.

Czuła, jak oczy jej się zamykają, jednak nie mogła zasnąć, nie chciała. Była przekonana, że jak tylko poszłaby do mieszkania to może by się obudziła? A może drgnęłaby choćby palcem? W tej chwili wiedziała tylko jedno. Nie mogła i nie chciała jej opuścić, nie w tym momencie.
-Tosiu, ktoś do Ciebie. - kiwnął głową w kierunku drzwi. Zerknęła tylko w tamtą stronę i momentalnie zerwała się z korytarzowego krzesełka.
-Thomas! - podeszła do niego i zatopiła się w jego ramionach. Objął ją i pocałował we włosy.
-Tosia. - westchnął nie wypuszczając jej z ramion. - Powinnaś odpocząć.
-Nie, nie mogę stąd wyjść. - kiwnęła przecząco głową i odwróciła się w stronę siedzącego na krzesełku ojca.
-Thomas ma rację, Tosiu. - podszedł do nich. - Powinnaś z nim pójść. Nie możesz spędzić tutaj całej nocy.
-Tato, nie wyjdę stąd dopóki ona się nie obudzi.
-Tosia, nic nie zmieni to czy Ty będziesz tutaj, czy nie. - przyjmujący chwycił ją za dłoń. - Choć, zabiorę Cię. Musisz coś zjeść, wyspać się.
-Idź, ja tutaj zostanę. Jak coś się tylko będzie działo to od razu dam Ci znać. - pocałował ją w głowę i niepewnie uniósł kąciki ust ku górze. - Proszę Cię, zaopiekuj się nią.
-Nie musi mnie pan o to prosić. - delikatnie się uśmiechnął i objął ją ramieniem. - Chodźmy.


Thomas

Nie mógł w nocy spać. Cały czas wpatrywał się w Tośkę i pilnował, aby czasem po przebudzeniu nie ubzdurała sobie, że musi jechać do szpitala. Całą noc myślał nad ich wspólnym wyjazdem do Stanów i uświadomił sobie, że teraz nie jest to możliwe. Przecież nie zostawi swojej matki, która jest w szpitalu i która później będzie jej potrzebować. A on to rozumiał. Doskonale to rozumiał, bo przecież był tak samo związany ze swoją rodziną. Różnica była jedynie taka, że podczas sezonu klubowego był on bardzo daleko od swojej rodziny i tak na dobrą sprawę miał tutaj jedynie Tośkę i kolegów z drużyny. Dlatego teraz rozumiał sytuację swojej ukochanej i wiedział, że nie będzie nalegał na jej wyjazd, bo teraz nie było to najważniejszą rzeczą. W zaistniałej sytuacji najważniejsza była jej matka, która leżała w szpitalu i nie reagowała na żadne bodźce docierające do niej od ludzi, którzy ją kochają. Wiedział, że Tośka przez to cierpi, bo odzyskała matkę, o ile o takowym odzyskaniu można było powiedzieć, i nie chciała jej ponownie stracić. Już raz ją straciła, a teraz nie dopuściłaby do tego. Co prawda nie znał dokładnie tej sprawy, wiedział jedynie, że już kilka lat temu jej matka odeszła od swojej rodziny, od swojej córki, ale nie wiedział dlaczego tak się stało. Nie chciał też naciskać na Antoninę, bo wiedział, że ta sprawa nie należy do łatwych. Z drugiej strony chciałby wiedzieć, dlaczego zostawiła swoją córkę i męża, ale był przekonany, że kiedy będzie na to gotowa to sama mu opowie całą historię, bez jego ingerencji w to. 

Otworzył oczy i spojrzał na zegarek. Dochodziła godzina dziesiąta. Tośka jeszcze spała, więc po cichu podniósł się z łóżka i wszedł do łazienki. Wziął szybki prysznic i wycierając włosy ręcznikiem wyszedł.
-No proszę, wiedziałam, że mam przystojnego faceta, ale nie wiedziałam, że aż tak. - zaśmiała się stając w progu drzwi prowadzących do sypialni. 
-Myślałem, że jeszcze śpisz. - podszedł do niej i pocałował ją w czoło. 
-Zawieziesz mnie do szpitala? 
-Kochanie, najpierw musisz wziąć prysznic, żeby Twój ojciec nie zabił mnie, że w takim stanie Cię wypuściłem z mieszkania. Już wystarczająco mnie nie lubi. - zaśmiał się obejmując ją w pasie. - A po drugie, nie pojedziesz do szpitala dopóki czegoś nie zjesz. 
-Daj spokój, nie jestem głodna. - westchnęła. - A z prysznicem masz rację, przyda mi się. 
-Wczoraj praktycznie nic nie jadłaś. Nie pociągniesz tak długo, Tosia. - uniósł jej głowę delikatnie ku górze. - Teraz potrzebujesz dużo siły, a jak nie będziesz jadła to tej siły Ci braknie. 
-Idę lepiej wziąć ten prysznic, bo strasznie marudzisz. - mruknęła niezadowolona, wyminęła go i zniknęła za drzwiami łazienki. 

Nim wyszła z łazienki zdążył przygotować kilka kanapek, aby coś zjadła przed wyjściem do szpitala. Protestowała, ale w końcu postawił na swoim. Zjedli w milczeniu, co mogło wydawać się dosyć dziwne, bo nigdy się tak nie zachowywali. Kiedy tylko ze z kuchennej wyspy zniknęły wszystkie kanapki, od razu zebrali się do wyjścia. 
-Thomas, poczekaj. - chwyciła jego dłoń. - Możemy porozmawiać?
-Tośka, nie martw się. - westchnął zamykając jej drobne ciało w uścisku. - Twoja mama jest ważniejsza, rozumiem to. Nie będę miał do Ciebie pretensji jeżeli ze mną nie wyjedziesz, nie musisz się o to martwić. 
-Skąd wiedziałeś, że o tym chciałam porozmawiać? - spojrzała w jego oczy. 
-To zrozumiałe. - uniósł kąciki ust ku górze. - Musisz tutaj zostać. Twój ojciec Cię potrzebuje, a później tak samo potrzebować Cię będzie Twoja matka. 
-Tak bardzo Cię kocham. - musnęła jego wargi i ponownie zatonęła w jego objęciach. 
-Ja Ciebie też kocham, Tośka. - ujął jej dłoń. - Chodźmy już. 

O dziwo centrum miasta było przejezdne. Cieszyli się z tego, bo nie musieli zbyt długo stać w korku, jak to zawsze bywało w godzinach południowych. Dość sprawnie przejechali przez miasto i już po pół godzinie parkowali na szpitalnym parkingu. Weszli, a dokładnie to wjechali windą na odpowiednie piętro i zobaczyli lekarza rozmawiającego z jej ojcem. Mężczyzna w białym fartuchu poklepał go po ramieniu i odszedł. W mgnieniu oka zbliżyła się do ojca. 
-Co się stało? Co z mamą? 




InaccessibleGirl: Powiem tylko tyle, że strasznie ciężko mi się pisało ten rozdział. I przepraszam Was, że dodaję go dopiero teraz, ale sesja, sesja, sesja i jeszcze raz sesja. 
Następny w niedzielę, jednak nie wiem czy w wyrobię się do tej zbliżającej się niedzieli, prawdopodobnie kolejny rozdział pojawi się 7 lutego. Wtedy już powinnam być po wszystkich egzaminach, bynajmniej mam taką nadzieję. ;D 
Do następnego! Pozdrawiam! ;)



niedziela, 10 stycznia 2016

25. Życie nie zawsze jest usłane różami.






Przez cały pobyt u babci starała się zyskać jak najwięcej z obecności Thomasa. Spędzała z nim niemal każdą chwilę. Zabrała go w każde swoje ulubione miejsce, ale i tak najbardziej przypadło mu do gustu Zakopane. Cieszyła się, bo ona sama bardzo lubiła to miejsce. Miało w sobie urok, który spodobał się również i jemu. Już była niemal pewna, że w trakcie następnego sezonu ligowego będą odwiedzać Zakopane w każdej możliwej chwili. Ale najważniejsze było dla niej to, że w końcu potrafiła z nim porozmawiać, bez zbędnych kłótni, przez które czuła, że oddalają się od siebie. I zrozumiała jeszcze jedno. W końcu zrozumiała słowa, które wypowiedział Filip. Zrozumiała, że musi postawić siebie i swoje szczęście na pierwszym miejscu. Dotarło do niej, że jeżeli on wyjedzie to zaprzepaszczą wszystko to o co tak walczyli. A tego przecież nie chciała stracić. Nie chciała stracić Thomasa. Tego nawet sobie nie wyobrażała, nie chciała o tym myśleć. Bo przecież była święcie przekonana, że do tego nie dojdzie. Dotarło do niej, że jeżeli chce, aby ich uczucie przetrwało to musi z nim wyjechać. Już nie widziała innego wyjścia. Nie przejmowała się tym, co powie jej ojciec. Jakoś nie miało to dla niej najmniejszego znaczenia. Już przyzwyczaiła się do tego, że rzucał on zawsze kłody pod jej nogi, ale tym razem nie miała zamiaru nawet mu o tym mówić. Podjęła decyzję sama i nie miała najmniejszego zamiaru z tego rezygnować.

-A Ty znowu tutaj siedzisz. - zaśmiała się wchodząc do ogrodu. - Coś za bardzo upodobałeś sobie tą moją huśtawkę.
-Tutaj jest pięknie. - westchnął rozglądając się po ogrodzie. - Wiem, że pewnie się powtarzam, ale to miejsce spodobało mi się już wtedy, kiedy przyjechałem tutaj na te święta.
-Ma w sobie urok. - uniosła kąciki ust ku górze. - Tutaj zawsze przesiadywałam kiedy nie chciałam z nikim rozmawiać. Wiesz, drzewa rozkwitały i lubiłam się pomiędzy nimi chować.
-Wiesz co? - spojrzał na nią, a ona zmrużyła nieco oczy uważnie mu się przyglądając. - Kiedyś będą tutaj się chować nasze dzieci. Będą tutaj przyjeżdżać na święta, na wakacje, a my będziemy wspominać nasze czasy młodości.
-Ej, ej, ej. - zaśmiała nieco nerwowo. -Przystopuj trochę, kochanie. Nie wybiegaj tak daleko w przyszłość, bo różne scenariusze pisze życie.
-Życie może i tak, ale to co mamy w sercu przetrwa wszystko. - uśmiechnął się, musnął jej wargi i objął ramieniem. - Jeżeli przetrwamy tą cholerną próbę odległości, przetrwamy wszystko.
-Wiesz, ja też coś zrozumiałam. - cicho westchnęła i ułożyła dłoń na jego klatce piersiowej. - Moje szczęście musi być dla mnie najważniejsze, a tym szczęściem jesteś dla mnie Ty. - niepewnie uniosła głowę ku górze i spojrzała w jego tęczówki. - Nie mogę zaprzepaścić tego, co mam.
-Co chcesz mi powiedzieć? Mam się bać? - zaśmiał się nerwowo rozglądając się dookoła.
-Wręcz przeciwnie. - uśmiechnęła się. - Na prawdę chcesz, żebym z Tobą wyjechała?
-Przecież wiesz, że tak. - ujął jej podbródek unosząc go delikatnie ku górze. - Ale nie chcę Cię do niczego zmuszać. Rozumiem to, że masz tutaj swoje życie, którego nie możesz zostawić, a ja muszę to zrozumieć.
-Życie nie zawsze jest usłane różami. - zaśmiała się cicho. - Ale trzeba potrafić zaryzykować. A ja muszę się nauczyć tego, że ryzyko w życiu też odgrywa ważną rolę.
-Słońce, proszę Cię, mów jaśniej. - zaśmiał się obejmując ją mocniej.
-Po prostu chcę Ci powiedzieć, że zdecydowałam się wyjechać z Tobą, ale to w sumie nic takiego. - podniosłą się i pociągnęła go za rękę. - Chodź, babcia pewnie już przygotowała obiad.
-Czekaj, czekaj, czekaj. - wstał i przyciągnął ją ku sobie. - Czy ja się nie przesłyszałem, na prawdę chcesz wyjechać ze mną? Nie żartujesz?
-Czy ja kiedykolwiek żartowałam? - wytknęła w jego stronę język, a ten w jednej chwili podniósł ją do góry.
-Kocham Cię, słyszysz? Kocham! - krzyknął i kilkakrotnie okręcił się wokół własnej osi.
-Ja też Cię kocham. - zaśmiała się, ułożyła dłonie na jego policzkach i musnęła jego wargi. - Nawet nie wiesz jak bardzo.

Następnego dnia, niemal z samego rana, po pożegnaniu się z babcią wyjechali w stronę Rzeszowa. Przecież musieli się jeszcze przygotować do wyjazdu do Stanów. Tym razem droga minęła im w nieco lepszym nastroju. Thomas już nie zwracał uwagi na Filipa, który stał się dla niego nieobecnym, choć prowadził z nimi rozmowę. Był szczęśliwy i w końcu było po nim to szczęście widać. A ona? Ona cieszyła się, że zdecydowała się na ten krok. Cieszyła się widząc tak szczęśliwego Thomasa. A jeszcze bardziej cieszył ją fakt, że nie musiała rezygnować ze swojego szczęścia.
-Dzięki za wypad. - Filip szeroko uśmiechnął się, kiedy podjechali na odpowiednie osiedle.
-Nie ma sprawy. - przyjmujący szeroko się uśmiechnął i objął swoją ukochaną ramieniem. - Polecamy się na przyszłość.
-Ty się polecasz? - nieco zdziwiona spojrzała na niego, po czym przeniosła wzrok na Filipa i roześmiała się. - Pobyt u babci dobrze na niego wpłynął.
-Zdecydowanie. Ale skoro taki chętny to z czystą przyjemnością skorzystam. - uśmiechnął się i wyciągnął w jego kierunku dłoń, którą Amerykanin niemal natychmiast uścisnął. - Powodzenia na zgrupowaniu.
-Dzięki. - uniósł kąciki ust ku górze i otworzył bagażnik samochodu.
-Do zobaczenia, Tosia. - uśmiechnął się i musnął jej policzek.
-Dziękuję Ci. - szepnęła do jego ucha przytulając go na pożegnanie. - Znów pokazałeś, że zawsze mogę na Ciebie liczyć.
-Daj spokój. - machnął ręką, po czym wyciągnął torbę z bagażnika i zamknął jego klapę. - Trzymajcie się, gołąbeczki.

Podwiózł ją pod klatkę, w której mieszkał Fabian. Odpięła pasy i szeroko się uśmiechnęła.
-Wiesz, cieszę się, że zdecydowałam się na ten wyjazd.
-Ja też się cieszę, nawet nie wiesz jak bardzo. - zaśmiał się, ujął jej dłoń i musnął ją wargami. - To będzie najlepsze zgrupowanie, bo będę wiedział, że jesteś gdzieś obok.
-Będę musiała sobie znaleźć jakąś pracę.
-O tym porozmawiamy później. - zaśmiał się.
-Niech będzie. - przejechała dłonią po jego policzku. - Muszę już iść, bo jeszcze czeka mnie pakowanie.
-Nie będę Cię zatrzymywał. - pochylił się i przelotnie musnął jej wargi. - Do zobaczenia.
-Do zobaczenia. - zaśmiała się i wysiadła z samochodu.
Stanęła na chodniku i poczekała aż odjedzie. Dopiero kiedy zniknął za rogiem weszła do klatki, po czym skierowała się pod odpowiednie drzwi. Szeroko uśmiechnięta weszła do mieszkania i przywitała się z jego właścicielami.
-Boże, Tośka. Dlaczego nie szło się do Ciebie dodzwonić?! - nieco zdenerwowany rozgrywający stanął w drzwiach jakby się paliło.
-Bo wyłączyłam telefon? - mruknęła. - Nie potrzebowałam zbędnych połączeń, chciałam odpocząć.
-To akurat było coś ważnego. - skrzywił się, a ona już wiedziała, że coś musiało się stać.
-Fabian, co się stało?
-Tosia, tylko się nie denerwuj. - Monika stanęła obok niej. - Musisz teraz być silna.
-Powiedzcie mi do jasnej cholery, co się stało?!
-Musisz jechać do szpitala..






InaccessibleGirl: Jest kolejny rozdział. Nie będę się rozpisywać, powiem tylko, że następny, prawdopodobnie, pojawi się w następnym tygodniu. Jednak nie obiecuję nic, bo czeka mnie maraton z egzaminami, niestety. Tak więc trzymajcie za mnie kciuki! :)

Pozdrawiam! ;)

PS: Nasi Mistrzowie! Wielkie brawa należą się dla naszych Siatkarzy! Zostawili kawał serducha na boisku, nie poddali się, wywalczyli wyjazd do Tokio! Tam zdobędą bilety do Rio! A za mecz z Niemcami, czy ten wczorajszy z Francuzami, wielkie szapo ba, Panowie! A to zdjęcie mówi samo za siebie: 



Wszyscy kochają naszego Kapitana! Kubi, jesteś najlepszy! Odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu! #13 #MichałKubiak #RoadToRio #PrzezTokioDoRio 











niedziela, 3 stycznia 2016

24. Tośce bardzo na Tobie zależy.





Liga skończyła się szybciej niż się spodziewała. Bynajmniej te ostatnie tygodnie, które dzieliła pomiędzy zajęcia na uczelni i spędzanie czasu z Thomasem. Resovia po raz kolejny cieszyła się z wywalczonego Mistrzostwa Polski, jednak w Lidze Mistrzów tym razem nie poszło im tak kolorowo. Niestety zajęli, jak to każdy sportowiec mówi, najgorsze z możliwych miejsc - czwarte. Stanęli tuż za podium. Nawet nagroda indywidualna dla najlepszego atakującego, jakim był Bartek, nie potrafiła im pomóc przeboleć tej przegranej. Jednak z mistrzostwa cieszyli się. Nie potrafili tego pominąć i jak co roku na rynku odbyła się feta dla kibiców, którzy jak zawsze licznie przybyli. Nie obyło się oczywiście bez podziękowań dla zawodników i sztabu szkoleniowego. Podziękowania poszły również w stronę kibiców, którzy byli ze swoją drużyną na dobre i złe, podczas tych dobrych, jak i złych momentów. Każdy zakończył swoją przemowę na zwykłych podziękowaniach, jednak z jednym wyjątkiem. Tylko ktoś o inteligencji niejakiego Dawida D. był w stanie zabawi się w gwiazdę rocka i skoczyć pomiędzy publiczność, aby ta poniosła go na rękach przez rynek. Oh ten Dawid, mądrością nie grzeszył, ale jednak każdy go lubił. Bo hucznej fecie zawodnicy wraz ze sztabem i osobami towarzyszącymi przenieśli się do wynajętej na tę okazję hotelowej restauracji. Radości nie było końca. Każdy z zawodników cieszył się na swój sposób. Część balowała na parkiecie, inni siedzieli z drinkami w dłoni, a jeszcze inni po prostu siedzieli i w całości pochłonęli się rozmowie. Bo przecież było co świętować.

Następnego dnia, z samego rana, spakowała swoje ubrania do małej torby i byłą gotowa do wyjazdu w swoje rodzinne strony. Cieszyła się, że Thomas był jednym z tych nielicznych, który podczas imprezy na zakończenie sezonu siedział z sokiem w ręce, ponieważ ona za bardzo nie lubiła siedzieć zbyt długo za kierownicą samochodu, po prostu wolała swobodnie rozsiąść się na siedzeniu pasażera.
-Pamiętasz, że Filip jedzie z nami? - uśmiechnęła się na samą myśl o wyjeździe do babci. - Będziemy musieli podjechać po niego.
-Mhm, nie da się o tym zapomnieć. - mruknął nieco niezadowolony gryząc kawałek bułki. - Ciągle to powtarzasz.
-Proszę Cię, myślałam, że już ten temat mamy skończony. -westchnęła stając za nim. - To jest tylko mój przyjaciel.
-Jakoś ja widzę to inaczej. - wstał, podszedł do zlewu i przepłukał brudny talerz. - Nie zachowujecie się jak przyjaciele.
-Tomek, proszę Cię. Nie rób scen, chcę chociaż te ostatnie chwile spędzić bez kłótni. - nieco się zdenerwowała.
-Możemy już jechać. - westchnął i zabrał torbę, po czym razem opuścili mieszkanie, zamykając za sobą dokładnie drzwi.
-Proszę Cię, nie złość się na mnie. To jest mój przyjaciel, nie mogłam mu nie pozwolić z nami jechać. - westchnęła zapinając pas.
-Nie ma problemu. I tak przecież tam jedziemy. - mruknął zapinając pas, po czym przekręcił kluczyk w stacyjce.
-Tomek, poczekaj. - chwyciła jego dłoń, a drugą przekręciła delikatnie jego głowę w swoją stronę. - Wychowałam się z nim. To z nim wpadałam w pierwsze poważne kłopoty, to przy nim wypłakiwałam się kiedy moja matka odeszła. Spróbuj mnie zrozumieć, proszę.
-Rozumiem, na prawdę. - delikatnie się uśmiechnął i przelotnie musnął jej wargi. - Jedźmy już.

Niby wczesna, poranna godzina, a na mieście i tak spotkały ich spore korki. Cóż, nic dziwnego, skoro większość ludzi wychodziła z domu i wybierała się do pracy. Przyjmujący nieco się denerwował tym olbrzymim ruchem o tak wczesnej porze, ale jakoś to przetrwali. Pod mieszkanie Filipa dotarli dopiero po czterdziestu minutach. W czasie drogi wyprosiła Amerykanina, aby wysiadł z auta i razem z nią przywitał się z przyjacielem. Stanął obok niej obejmując ją ramieniem.
-Filip, poznaj Thomasa. - szeroko się uśmiechnęła. - Thomas, to jest mój przyjaciel, Filip.
-Cześć. - mruknął podając mu dłoń. - Miło mi Cię poznać.
-No cześć, nie mogłem się doczekać aż Cię poznam. - Filip uścisnął jego dłoń i szeroko się uśmiechnął. - Cieszę się, że w końcu ktoś skradł serce Tośce, dziewczyna na to zasługuje.
-Dobra, dobra. Już tak nie marudź. - zaśmiała się. - Jestem ciekawa kiedy Ciebie ktoś usidli.
-Mnie się nie da usidlić. - puścił jej oczko i zaśmiał się, po czym schował torbę do bagażnika. - W ogóle to dzięki, że mogę się z Wami zabrać.
-Daj spokój. - zaśmiała się zerkając na swojego ukochanego.
-Nie ma problemu, przecież i tak tam jedziemy. - wysilił się na delikatny uśmiech. - Jedźmy już.

W dalszej drodze również nie ominęły ich korki, jednak przeprawa była nieco szybsza, niż podczas porannej podróży przez miasto. Całą drogę przegadała z Filipem, starając się wprowadzić do konwersacji również Thomasa, jednak nie udało jej się to. Cały czas milczał, odpowiadając tylko krótko na zadawane mu pytania. Z jednej strony była zła na niego, że się tak zachowywał, jednak z drugiej trochę go rozumiała. A przynajmniej starała się go zrozumieć, choć czasem bywało to trudne, tak jak i w tym przypadku. Kiedy dojechali na miejsce, od razu do samochodu podbiegła jej babcia, która przywitała wszystkich ciepłym uśmiechem i uściskiem.
-Filipku, jak ja Cię dawno nie widziałam, dziecko! - zaśmiała się z uwagą przyglądając się jego osobie. - Wyrosłeś na przystojnego faceta!
-Oh, pani Gieniu. - zaśmiał się i ucałował ją w policzek. - A pani nic się nie zmieniła! Jak wyjeżdżałem była pani równie piękna jak i teraz.
-Już mi tak nie pochlebiaj, dziecko. - pogładziła dłonią jego policzek. - Musisz mi opowiedzieć, co tam się dzieje w tym Twoim wielkim świecie. Dawno Cię u nas nie było.
-Tak, wiem. - westchnął. - Ostatni raz na pogrzebie dziadka. Trochę czasu minęło.
-Franciszek byłby dumny z tego, że ma tak zdolnego i przystojnego wnuka! - zaśmiała się wchodząc do domu.
-Wydoroślałem. - zaśmiał się stawiając w przedpokoju torbę. - Zmądrzałem i już nie popełniam tych błędów co za młodu.
-Cieszę się, zarówno z Twojej zmiany jak i z tego, że mnie odwiedziłeś. - uśmiechnęła się stawiając wodę w czajniku. - Czego się napijecie?
-Ja dziękuję. - Amerykanin uśmiechnął się, tak jakby od niechcenia, od razu to wyczuła, i wyszedł na taras.


Thomas

Nie znał za dobrze tego Filipa. W sumie nic o nim nie wiedział, ale po prostu wkurzał go ten koleś. Wkurzało go to, że Tośka tak świetnie się z nim dogadywała. Wiedział, że to jej przyjaciel, ale nie potrafił zrozumieć tego, że z nim samym nie potrafi się dogadać, a z człowiekiem, którego nie widziała od tak długiego czasu dogaduje się lepiej. Starał się ją zrozumieć, ale nie potrafił. Nawet pani Gienia bardziej ucieszyła się na widok tego całego Filipa. A jego tak jakby nie zauważyła, pomijając fakt, że przywitała się. Nie potrafił pojąć tego całego ideału Filipa, nie potrafił tego zrozumieć. Dlatego tuż po wejściu do domu od razu uciekł na taras, gdzie usiadł na schodkach prowadzących do ogrodu. Znał to miejsce, bo przecież był tutaj w czasie świąt. To właśnie wtedy polubił to miejsce. Właśnie wtedy postanowił sobie, że zawalczy o Tośkę i zrobił to, jednak wraz z każdym dniem, który przybliżał wyjazd do Stanów to wszystko się zaczęło sypać. 
-Nie myśl tyle, bo myślenie czasem może wszystko zepsuć. - usiadł obok niego podając mu kubek z sokiem pomarańczowym. 
-Dzięki. - mruknął. - Po prostu sobie siedzę. 
-Widzę, że za mną nie przepadasz, ale na prawdę nie dałem Ci do tego żadnych powodów. 
-Nie znam Cię, więc nie oceniam. - wziął łyk napoju i zerknął na niego. - Tośce bardzo na Tobie zależy. 
-Tak samo jak i mi na niej. - spojrzał przed siebie. - Przyjaźnimy się, tylko tyle. Wiele jej zawdzięczam.
-A ona Tobie coś zawdzięcza? 
-Nie będę Ci nic opowiadał, to są sprawy Tośki. Jak będzie chciała to wszystko Ci opowie, tylko musisz być cierpliwy. 
-Mhm, jasne. - mruknął. - Tylko mam wrażenie, że jestem niepotrzebnym elementem układanki.
-Nie mów tak, ona bardzo Cię kocha. - podniósł się i odszedł w stronę drzwi. - Ale zrobisz co będziesz chciał. Tylko jeżeli ją skrzywdzisz, to pamiętaj, że nie daruję Ci tego. 

Wieczorem usiadł na ogrodowej huśtawce ze szklanką herbaty malinowej. Wszyscy już sapali, ale on nie potrafił zasnąć. Coś w środku nie pozwalało mu zamknąć oczu i pogrążyć się we śnie. A może po prostu bał się, że to wszystko o co tak walczył rozsypie się zaraz po jego wyjeździe? Tak, zapewne bał się tego. 
-Tomek, chodź już spać, późno jest. - w drzwiach tarasowych stanęła Tośka, która po chwili podeszła do niego i usiadła obok. 
-Dużo myślałem o tym wszystkim, Tośka. - westchnął obejmując ją ramieniem. 
-Myślenie czasem może wszystko zepsuć. - westchnęła, a on tak jakby się zaśmiał, bo już raz słyszał to zdanie. 
-Walczyłem o Ciebie i jesteś dla mnie najważniejsza, ale boję się, że jeżeli wyjadę to to wszystko się spieprzy. 
-Spójrz na mnie. - przeniósł na nią wzrok i spojrzał prosto w jej oczy. - To uczucie między nami jest tak silne, że nic tego nie zepsuje. 
-Chciałbym, abyś była szczęśliwa. Tak naprawdę szczęśliwa. - przyłożył swoje czoło do jej. - Jeżeli poprzez mój wyjazd się rozstaniemy to proszę Cię, ułóż sobie życie na nowo, Tosia. 
-Będę czekać na Ciebie, mimo tej odległości. - ułożyła dłoń na jego policzku. - Kocham Cię i tylko Ciebie. 




InaccessibleGirl: Jest kolejny rozdział, pierwszy w Nowym Roku! :). Mam nadzieję, że Was nie zanudzam jeszcze tym opowiadaniem. ;). 
Następny - mam nadzieję - za tydzień, choć nie jestem w stanie tego obiecać, ponieważ zaczyna mi się maraton z egzaminami, niestety. Ale zrobię wszystko co w mojej mocy, aby naskrobać do niedzieli kolejny rozdział. :)

Pozdrawiam! ;*